Rano dziewczyna wstała bardzo wcześnie. Wczorajsza Noc Duchów nie należała do udanych, ale nie to zawracało jej głowę…
Lisa nie mogła już wytrzymać. Blizna bolała ją coraz bardziej i częściej. Przypadkiem, kiedyś w bibliotece, usłyszała, że znajduje się w niej dział Ksiąg Zakazanych. Postanowiła wybrać się tam w nocy, kiedy wszyscy już zasną. Przygotowała potrzebne jej rzeczy, czyli lampę do oświetlenia drogi.
Cały dzień wyczekiwała nadejścia nocy. Wreszcie wieczorem w sypialni odczekała jak wszystkie dziewczyny zasną i zaczęła się zbierać. Nagle...
- Lisa, co ty robisz? - spytała przyjaciółkę Sonia, ziewają przy tym co najmniej trzy razy.
- Ja? Nic. No dobrze wybieram się do biblioteki. Do działu Ksiąg Zakazanych. Muszę poszukać tam ważnych dla mnie informacji - powiedziała przyłapana Lisa. - Tylko nie mów o tym nikomu. Proszę.
- Dobrze. Ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Musisz mnie wziąć ze sobą.
- Sonia, to dość niebezpieczna wyprawa. Muszę pójść sama. Nie chce nikogo narażać – teraz odwróciła się w stronę przyjaciółki i spostrzegła jej błagalne spojrzenie. - No dobrze tylko pamiętaj, że nikomu nie możesz o tym powiedzieć. Jasne?
- Jasne jak słońce.
Obie po cichu wymknęły się z dormitorium. Ostrożnie i niespostrzeżenie dostały się do biblioteki. Dział znajdował się na końcu pomieszczenia. Wszystko szło zgodnie z planem do czasu… Dziewczynki usłyszały czyjeś kroki na korytarzu. Obie schowały się czym prędzej, myśląc, że to woźny Filch. Jedno się im tylko nie zgadzało - osoba, która szła na pewno nie była dorosła. Jej kroki były lekkie i dość ciche.
Lisa i Sonia kierowane ciekawością wyszły z kryjówki. Podeszły do drzwi i wychyliły głowy. Zobaczyły oddalającą się dziewczynkę w ich wieku. Była to najprawdopodobniej Ślizgonka.
Chcąc dowiedzieć się dokąd zmierza. Przyjaciółki poszły za nią. Wkrótce dotarły do Wieży Astronomicznej, w której czekała jeszcze jedna dziewczynka, także Ślizgonka.
Nie były chyba nastawione pokojowo, bo kiedy tylko stanęły naprzeciw siebie wyciągnęły różdżki.
Najprawdopodobniej stoczyłyby pojedynek gdyby nie to, że Lisa potknęła się i wpadła przez uchylone drzwi do środka a za nią Sonia. Ślizgonki stanęły jak wryte.
Niestety hałas jaki wywołał upadek przyciągnął uwagę któregoś z nauczycieli. Jedna ze Ślizgonek przeczuwając co się święci, natychmiast wyszła i schowała się za pierwszymi lepszymi drzwiami. Zaraz też pojawiła się profesor McGonagall. Widząc dziewczynki powiedziała:
- No, moje panienki! Po was bym się tego nie spodziewała.
Spojrzała na nie srogą miną.
- Więc, każda z was traci po 15 punktów dla swojego domu. Teraz panny proszę wracać do swoich dormitorium. Jutro popołudniu macie się wszystkie trzy stawić w moim gabinecie. Dowiecie się jaką karę otrzymacie.
Lisa i Sonia ze spuszczonymi głowami wróciły do wieży Gryffindoru.
Następnego dnia panna Berry na lekcjach była jakaś przygaszona. Nic jej nie cieszyło. Cały czas myślała o nocnej wyprawie i słowach wypowiedzianych przez Ślizgonkę zaraz po oddaleniu się nauczycielki: ,,Przez was mam karę. Wielkie dzięki”. Kto to mówi! Gdyby nie to, że się potknęła, dostałaby jeszcze większą kare za pojedynkowanie się nocą.
Popołudniu razem z Sonią, poszła do gabinetu profesor McGonagall. Zapukały do drzwi natychmiast rozległ się głos ze środka ,,Proszę wejść”. Otworzyły je i weszły do pokoiku. Była już tam ów Ślizgonka.
Kiedy usiadły na wskazanych miejscach, nauczycielka przemówiła:
- Więc jesteście już wszystkie. Nie będą ukrywać, że jestem niemile zaskoczona waszym wczorajszym zachowaniem.
Nauczycielka przeszyła dziewczynkę wzrokiem.
- Długo zastanawiałam się nad karą dla was. I postanowiłam, że za karę będziecie pomagać panu Filch’owi sprzątać zamkowe lochy. Oczywiście bez użycia czarów.
Nie wywołało to entuzjazmu. Pani profesor zaprowadziła je do woźnego. Ten powiódł dziewczyny do lochów.
Szli dość długo. Minęli już sale eliksirów i dalej kierowali się ciemnym mrocznym korytarzem. Wreszcie zatrzymali się przed jednymi z drzwi.
Filch otworzył je zamaszystym ruchem ręki, z nieukrywanym uśmiechem na twarzy. Ich oczom ukazało się pomieszczenie brudne jak … jak. Brakowało słów by opisać jaki bałagan i harmider, jaki panował w tym miejscu. Z zamyślenia Lisę wyrwał głos woźnego:
- No dobra. Macie tu miotły, ścierki, wiadro z wodą, szczotki, szufelki i jeszcze parę innych rzeczy, które przydadzą się wam do sprzątania tego - wskazał głową na pomieszczenie. - Ja sprzątam tuż obok, więc nie radze wybierać się na jakiekolwiek wycieczki. Za jakiś czas sprawdzę jak wam idzie - powiedziawszy to oddalił się parę kroków i zniknął za jakimiś drzwiami.
To popołudnie nie zapowiadało się radośnie, a raczej pracowicie. Wszystkie trzy nie chętnie wzięły się do sprzątania. Długą chwilę była cisza, którą przerywały tylko szemrzące po podłodze miotły. Wreszcie Ślizgonka zapytała:
- Skoro mamy tu siedzieć całe popołudnie to jak macie na imię? Ja jestem Rosalie Dale. Ale wszyscy mówią do mnie Ros.
- Lisa Berry - przedstawiła się nieśmiało.
- Sonia Winner - odparła żywo Sonia.
- Pochodzicie z czarodziejskiej czy mugloskiej rodziny? Ja z czarodziejskiej. Wychowywała mnie ciocia - ciągnęła dalej rozmowę Ros.
- A co się stało z twoimi rodzicami? - zapytała Lisa. Po chwili dopiero uświadomiła sobie, że to pytanie było nietaktowne. Sama nie lubiła mówić innym o swoich rodzicach. - Przepraszam. Ja nie chciałam by to tak zabrzmiało.
- Nic nie szkodzi. A wracając do mojego pytania, to z jakiej rodziny pochodzicie?
- Ja z czarodziejskiej, choć wychowałam się w mugolskiej – opowiedziała Berry.
- Ja również z czarodziejskiej. Macie jakieś rodzeństwo?
- Nie, tylko kuzynów Grace i Dylana. Teraz są na siódmym roku, Ravenclaw. A ty Liso masz? - zapytała Ros.
- No nie chyba, że można zaliczyć przeszywane rodzeństwo. To tak. Siostrę oraz brata, Liv i Tom.
Rozmawiały w trójkę, aż w końcu same nie wiedząc jakim cudem, uporały się z nieporządkiem jaki panował w pomieszczeniu. Wracając razem, także przy tym opowiadając sobie rozmaite historie,
dotarły do miejsca, w którym według Rosalie miało być wejście do dormitorium Slytherinu. Długo nie mogły się rozstać, ale niestety wszystko co dobre musi się kiedyś skończyć. Umówiły się, że spotkają się jutro po lekcjach obok Wielkiej Sali.
Sonia z Lisą udały się do wieży Gryffindoru. W sypialni nie mogła zasnąć. Myślała wciąż o nowej przyjaciółce jaką zyskała dzisiaj i nie mogła się doczekać jutrzejszego spotkania z nią.
- No, moje panienki! Po was bym się tego nie spodziewała.
Spojrzała na nie srogą miną.
- Więc, każda z was traci po 15 punktów dla swojego domu. Teraz panny proszę wracać do swoich dormitorium. Jutro popołudniu macie się wszystkie trzy stawić w moim gabinecie. Dowiecie się jaką karę otrzymacie.
Lisa i Sonia ze spuszczonymi głowami wróciły do wieży Gryffindoru.
Następnego dnia panna Berry na lekcjach była jakaś przygaszona. Nic jej nie cieszyło. Cały czas myślała o nocnej wyprawie i słowach wypowiedzianych przez Ślizgonkę zaraz po oddaleniu się nauczycielki: ,,Przez was mam karę. Wielkie dzięki”. Kto to mówi! Gdyby nie to, że się potknęła, dostałaby jeszcze większą kare za pojedynkowanie się nocą.
Popołudniu razem z Sonią, poszła do gabinetu profesor McGonagall. Zapukały do drzwi natychmiast rozległ się głos ze środka ,,Proszę wejść”. Otworzyły je i weszły do pokoiku. Była już tam ów Ślizgonka.
Kiedy usiadły na wskazanych miejscach, nauczycielka przemówiła:
- Więc jesteście już wszystkie. Nie będą ukrywać, że jestem niemile zaskoczona waszym wczorajszym zachowaniem.
Nauczycielka przeszyła dziewczynkę wzrokiem.
- Długo zastanawiałam się nad karą dla was. I postanowiłam, że za karę będziecie pomagać panu Filch’owi sprzątać zamkowe lochy. Oczywiście bez użycia czarów.
Nie wywołało to entuzjazmu. Pani profesor zaprowadziła je do woźnego. Ten powiódł dziewczyny do lochów.
Szli dość długo. Minęli już sale eliksirów i dalej kierowali się ciemnym mrocznym korytarzem. Wreszcie zatrzymali się przed jednymi z drzwi.
Filch otworzył je zamaszystym ruchem ręki, z nieukrywanym uśmiechem na twarzy. Ich oczom ukazało się pomieszczenie brudne jak … jak. Brakowało słów by opisać jaki bałagan i harmider, jaki panował w tym miejscu. Z zamyślenia Lisę wyrwał głos woźnego:
- No dobra. Macie tu miotły, ścierki, wiadro z wodą, szczotki, szufelki i jeszcze parę innych rzeczy, które przydadzą się wam do sprzątania tego - wskazał głową na pomieszczenie. - Ja sprzątam tuż obok, więc nie radze wybierać się na jakiekolwiek wycieczki. Za jakiś czas sprawdzę jak wam idzie - powiedziawszy to oddalił się parę kroków i zniknął za jakimiś drzwiami.
To popołudnie nie zapowiadało się radośnie, a raczej pracowicie. Wszystkie trzy nie chętnie wzięły się do sprzątania. Długą chwilę była cisza, którą przerywały tylko szemrzące po podłodze miotły. Wreszcie Ślizgonka zapytała:
- Skoro mamy tu siedzieć całe popołudnie to jak macie na imię? Ja jestem Rosalie Dale. Ale wszyscy mówią do mnie Ros.
- Lisa Berry - przedstawiła się nieśmiało.
- Sonia Winner - odparła żywo Sonia.
- Pochodzicie z czarodziejskiej czy mugloskiej rodziny? Ja z czarodziejskiej. Wychowywała mnie ciocia - ciągnęła dalej rozmowę Ros.
- A co się stało z twoimi rodzicami? - zapytała Lisa. Po chwili dopiero uświadomiła sobie, że to pytanie było nietaktowne. Sama nie lubiła mówić innym o swoich rodzicach. - Przepraszam. Ja nie chciałam by to tak zabrzmiało.
- Nic nie szkodzi. A wracając do mojego pytania, to z jakiej rodziny pochodzicie?
- Ja z czarodziejskiej, choć wychowałam się w mugolskiej – opowiedziała Berry.
- Ja również z czarodziejskiej. Macie jakieś rodzeństwo?
- Nie, tylko kuzynów Grace i Dylana. Teraz są na siódmym roku, Ravenclaw. A ty Liso masz? - zapytała Ros.
- No nie chyba, że można zaliczyć przeszywane rodzeństwo. To tak. Siostrę oraz brata, Liv i Tom.
Rozmawiały w trójkę, aż w końcu same nie wiedząc jakim cudem, uporały się z nieporządkiem jaki panował w pomieszczeniu. Wracając razem, także przy tym opowiadając sobie rozmaite historie,
dotarły do miejsca, w którym według Rosalie miało być wejście do dormitorium Slytherinu. Długo nie mogły się rozstać, ale niestety wszystko co dobre musi się kiedyś skończyć. Umówiły się, że spotkają się jutro po lekcjach obok Wielkiej Sali.
Sonia z Lisą udały się do wieży Gryffindoru. W sypialni nie mogła zasnąć. Myślała wciąż o nowej przyjaciółce jaką zyskała dzisiaj i nie mogła się doczekać jutrzejszego spotkania z nią.
:)
OdpowiedzUsuńSuper!
I naprawdę poznałyśmy się w super warunkach... Ale praca razem zbliża ludzi
;)
No wiesz lepsze to niż poznanie się w czasie pojedynku, kiedy Lisa i Sonia usiałyby was rozdzielać :)
OdpowiedzUsuń