piątek, 31 lipca 2015

Rozdział 3. Nocowanie u Soni cz.1



Lisa z przejęciem wyczekiwała 27 lipca, kiedy będzie wreszcie mogła zobaczyć się z przyjaciółkami i spędzić z nimi trochę czasu. Temat wizyty u Soni, zepchnął na drugi plan fakt, że Harry nadal nie odpowiadała. Zastanawiała się czy to nie jest egoistyczne z jej strony. Myślała przecież tylko o sobie, ale zaraz znajdowała na to jakieś wytłumaczenie.
Wieczorem, dzień przed odwiedzinami, postanowiła się spakować. Zgodnie z obietnicą resztę wakacji miła spędzić u Mii.
Przesunęła kufer spod ściany na środek pokoju i zaczęła go zapełniać rzeczami. Na samym dnie włożyła parę książek i kilka starych podręczników. Na nich poukładała ubrania, przyczyniając się do prawie doszczętnego opróżnienia komody. Na samym zaś wierzchu położyła zawinięte w materiałową chustkę zdjęcie rodziców, aby nic mu się nie stało. Wyciągnęła także i przygotowała swoją szkolną torbę, aby włożyć do niej pamiętnik swój i mamy (wolała jej mieć przy sobie) oraz różdżkę, którą nieodzownie musiała mieć pod ręką.
Zmęczona pakowaniem szybko położyła się spać. Przyśniło jej się wydarzenie sprzed niespełna roku. Kiedy razem z Mią miała kupować różdżkę.
Weszły do niedużego pomieszczenia, kiedy otworzyły drzwi zadzwonił dzwonek oznajmujący ich przyjście. Lisa rozglądała się dookoła, wszędzie były poustawiane pudełka, różnej wielkości, a koło okna stało wysłużone krzesło.
Nagle z zaplecza sklepu wyszedł starszy mężczyzna. Pierwsze spostrzegł Those.
- Dzień dobry – przywitała się Mia.
- Witam panno Those. I jak sprawuję się różdżka, 12 cali, czerwony dąb, włos z ogona jednorożca, czyż nie?
- Zgadza się. Jak zawsze nie zawodna – odrzekła z uśmiechem na twarzy. – Ale przyszłam tu w innej sprawie.
Dopiero teraz sprzedawca dostrzegł Lisę schowaną za jednym z regałów.
- Witam panno Berry, nie mylę się prawda. Jesteś tak podobna do matki, tylko te włosy… Zupełnie jak ojciec – mężczyzna przeszył ją spojrzeniem od stóp do głów.
- Znał pan moich rodziców? – zapytała odrobinę podekscytowana dziewczynka.
- Tak, oboje zakupili u mnie różdżki. Pani matce sprzedałem 10 i ¾ cala jabłoń włos z grzywy jednorożca, dobra do zaklęć, natomiast pański ojciec kupił 13 i pół cala jodła włókno ze smoczego serca idealna do transmutacji – przewał na chwilę, wyją pudełko z pod lady, następnie dodał: - Na początek wypróbuj tą, 10 cali brzoza włókno ze smoczego serca.
Podał ją jedenastolatce do ręki, mówiąc, aby nią machnęła. Dziewczyna wykonała polecenie Olivandera. Nagle bez jakiejkolwiek zapowiedzi witryna sklepu pękła. Mia wstała jak oparzona z krzesła, na którym wcześniej siedziała.
- Ja… Przepraszam – niemal wyszeptała.
- Nic się nie stało – rzekł wytwórca różdżek.
- Ja pokryję wszystkie koszty – powiedziała Those.
Staruszek zaraz zniknął na zapleczu. Po chwili pojawił się niosąc nową różdżkę, 11 cali dąb włos z grzywy jednorożca. Podał przedmiot kasztanowłosej, ta nie chętnie wzięła go do rąk. Spojrzała na Mię nie pewnie, ona posłał jej zachęcające spojrzenie. Zebrała w sobie odwagę i ponownie machnęła magicznym patykiem. Tym razem nic nie pękło, ale z najwyższej półki pospadały pudełka.

Przez kolejne minuty wytwórca, przynosił coraz to nowsze różdżki, jednak za każdym razem kiedy, nimi machnęła, coś spadało, pękało, łamało, skrzypiało… W końcu pan Olivnader wyszedł na zaplecze i przez dłuższy czas z niego nie wychodził.

Lisa była zrozpaczona, czy to oznaczało, że nie posiadła żadnej umiejętności magicznej. Że ktoś się pomylił i dostała ten list przez przypadek. Może nie był on dla niej. Ponure myśli przyćmiły szczęście, jakie wywołała sama wizyta na Pokątnej.

Nawet nie zauważyła, kiedy staruszek wrócił i trzymał w ręce kolejną różdżkę. Tym razem bez większych przemówień, podała ją dziewczynce bez słowa. Ona wywróciła oczami, porzuciła już nadzieję, że któreś z magicznych przedmiotów, ją wybierze. Machnęła, więc patykiem, jakby od niechcenia i z końca różdżki wystrzelił kolorowe iskierki. Nic nie pękło, sadło, wystrzeliło. Do był dobry znak. A, więc jednak ma jakiś tam zdolności magiczne. Mimowolnie odetchnęła z ulgą.

Spojrzała teraz na wytwórcę. Ten wziął od niej różdżkę włożył ją z powrotem do pudełka i zaczął owijać brązowym papierem, powtarzając pod nosem:

- Ciekawe, bardzo ciekawe …

- Przepraszam… Co jest takie ciekawe? – pochwyciła Lisa.

- Widzisz ta różdżka ma 12 cali wykonana jest z cisu, a jej rdzeń to pióro z ogona feniksa… Ale nie była jedyną taką różdżką… - mężczyzna napotkał pytające spojrzenie dziewczyny.- Kiedyś dawno, bardzo dawno temu. Pewien wytwórca rąbiąc różdżki popełnił błąd. Przez pomyłkę stworzył dwie identyczne różdżki, nie różniące się niczym, nawet wielkością, czy rdzeniem… - zamilkł na chwilę, po czym kontynuował.- Jedna z nich została sprzedana niedługo po jej wyprodukowaniu, a druga została i aż po dzisiejszy dzień nie miała właściciela.

- A kto kupił pierwszą z różdżek? – pytała nadal zaciekawiona.

- Pamiętam każdą różdżkę jaką sprzedałem i każdą osobę jaka ją ode mnie kupiła. Jednak wydarzenia, które ci opowiedziałem rozegrały się dużo, przed moimi narodzinami.

Lisa kiwnęła głową na znak, że zrozumiała. Jednak nie do końca wierzyła staruszkowi. On na pewno wiedział doskonale kto kupił tą różdżkę, ale nie chciał jej o tym powiedzieć. Zapłaciła siedem złotych galeonów, Mia dorzuciła jeszcze kila na naprawę witryn i obie wyszły.

Lisa zobaczyła ciemność, jakby przez chwilę urwał jej się film. Otworzyła szybko oczy, minęła jakaś minuta, zanim oprzytomniała i przypomniała sobie który dzisiaj jest. Tak. Tak, to już dziś 27 lipca, jakże Lisa nie mogła się doczekać tej daty.

Dziewczyna otrzeźwiła już do końca po dziwnym śnie, którego nie mogła teraz sobie przypomnieć. Ubrała na nogi buty i wyszła z pokoju do kuchni. Automatycznie jej wzrok powędrował w kierunku kuchennego, naściennego zegara, wskazywał 5.30. Godzinę potwierdzał także widok za oknem. Bez większego pośpiechu podeszła do lodówki wyciągnęła z niej mleko, a z szafki obok płatki kukurydziane oraz rodzynki. Wyjęła miskę nasypała płatków i kilka rodzynek. Zalała wszystko mlekiem i zaczęła jeść. Po skończeniu śniadania i posprzątaniu po sobie, zauważyła, że od kiedy wstała minęła już pół godziny, dochodziła szósta.

- Czas się zbierać – pomyślała.

Z powrotem wróciła do pokoju, aby się przebrać. Rzeczy były już dzień wcześniej naszykowane, do ubrania miała jasnoniebieskie leginsy i niebieską bluzkę z nadrukiem serca. Do tego założyła jeszcze niebieskie trampki i już była gotowa do drogi. Chwyciła tylko jeszcze portfel, włożywszy go do torby, wzięła kufer i wszyła z domu zostawiając jak zawsze list dla ciotki i rodzeństwa.
 (zestaw Lisy)

A wiadomość brzmiała tak:

Ciociu Karen, Liv i Tom!

Ciocia wie z jakich powodów musiałam wyjść.

Zostaję u Mii przez resztę wakacji, a 1 września jadę do szkoły. Nie będzie mnie musiała ciocia oglądać przez całe jedenaście miesięcy, bo wrócę, dopiero po zakończeniu roku szkolnego w czerwcu.

Życzę miłych wakacji.

Lisa

Lisa pomału bez pośpiechu szła chodnikiem, ciągnąć za sobą kufer. Uliczny gwar Londynu jeszcze się nie zaczął. Chociaż na jezdni pojawiało się coraz więcej pojazdów, życie nadal toczyło się ospale. Pierwsi podróżni zaczęli tłoczyć się przy dworach kolejowych i tramwajowych  oraz autobusowych.

Cały ten gwar i zamieszanie zadawały się nie docierać do zamyślonej i rozkojarzonej kasztanowłosej dziewczynki. Kika osób ją po drodze potrąciło, ale nawet nie zadali sobie z tego sprawy.

Napotkała ma swoje drodze, wreszcie to czego szukała, a mianowicie kioski. Podeszła do pomalowanej na zielono budki, na szczęście była już otwarta. Podeszła do niego bliżej, zaglądnęła przez okienko do środka. W otworze pojawiła się twarz starszej kobiety, uśmiechnęła się ona miło do Lisy.

- Dzień Dobry! Chciałby kupić mapę miasta. Ma pani? – spytała grzecznie.

- Tak – odpowiedziała kobieta i posłała dziewczynie zdziwione spojrzenie.

- To poproszę. Ile płacę?

- Trzy funty.

Lisa wyciągnęła ze skórzanej torby portfel i zaczęła w nim grzebać. Nie miła zbyt wile mugolskich oszczędności. Jednak znalazła nieszczęsne trzy funt, podła jej sprzedawczyni. Po czym wziąwszy mapę, przeszła trochę dalej w stronę wejścia do parku i przysiadła na pierwsze lepszej ławce. Rozłożyła mapę i zaczęła ją dokładnie studiować.

Z tego co wyczytała z mapy stąd miała, minąć jakieś trzy przecznice i bez trudu znajdzie się na Charles Square, przy domu numer 15. Lekko licząc to około godzinę drogi, może ciut więcej.

Kasztanowłosa dziewczyna zamyśliła się. Była godzina koło ósmej rano. Miała przed sobą prawie cały dzień.

Powidła wzrokiem po parku. Nie miła zamiaru spędzić na tej ławce całego dnia i nagle wpadła na pomysł, wstała, wzięła swój bagaż. Postanowiła złożyć wizytę Mii, powinna to zrobić już wcześniej, ale sprawy potoczyły się inaczej.

Wszyła, na już przeludniony chodnik i szła, nie zaważając, innych. Tak pochłonęła się w swoich myślach, że nawet nie zauważył, kiedy znalazła się na miejscu przed drzwiami domu Those.

Zapukała energicznie, ale dopiero po fakcie zauważyła, że wszystkie okna są zasłonięte, a lokatorka, albo śpi, albo nie ma jej w domu. Jednak po kilku minutach, szczęknął zamek i w drzwiach stanęła zaspana Mia. Bez zbędnych wyjaśnień wpuściła gościa do środka.

Lisa weszła na korytarz, a kufer i klatkę postawiła w kącie. Z czego Śnieżka nie była bynajmniej zadowolona, ogłaszając to krótkim pohukiwaniem. Spojrzała na Those, miła na sobie szlafrok, a pod nim najprawdopodobniej koszulę nocną.

- Przepraszam, że tak wcześnie. Obudziłam cię – powiedziała przepraszający tonem.

- Nic się nie stało, słońce. I tak musiałam już wstać do pracy.

No i padło słowo klucz ,,praca” Lisia chciała zapaść się pod ziemię. Znała Mię już od roku, a nawet nie wiedziała gdzie pracuje. To nie było taktowe z jej strony.

- A gdzie pracujesz? – spytała nie śmiało.

- W Ministerstwie Magii – powiedziała nieco zdziwiona, ale posła dziewczynie promienny uśmiech. – Uwierz to nic ciekawego. Ostatnio nie mam za dużo do roboty. Wszyscy mnie w czymś wyręczają, faceci są frustrujący – mrugnęła do niej zawadiacko okiem.

- Aha – uśmiechnęła się. – Więc będziesz zaraz wychodzić. To ja może…

- No właśnie. Czemu zawdzięczam tę wizytę. Dawno cię u mnie nie było – powiedziała z wyrzutem.

- Tak wiem i przepraszam. Ostatnio miałam dużo rzeczy na głowie. Ale wszystko nadrobimy. Mogę tu spędzić czas aż do końca wakacji. Mogę prawda? – wymówiła te zadnia na jednym wdechu.

- Tak oczywiście, że możesz. Ale co z twoją ciocią co ona na to? Nie możesz, uciekać z domu.

Lisa wywróciła oczami i zabrała się do wyjaśnień:

- Nie uciekłam z domu, nic z tych rzeczy. Po prostu dostałam list do koleżanki, że mogę przyjść do niej ma piżama-party. A ja podstępem sprawiłam, że ciotka Karen się zgodziła. Tylko musiałam powiedzieć jej, że resztę wakacji spędzę u ciebie, no i zabiorę Śnieżkę ze sobą, bo działa jej ona na nerwy.

- Ach tak. To dobrze, że Karen o wszystkim wie. Ale wybacz mi muszę się jeszcze przebrać, bo się spóźnię.

- A kiedy wrócisz?

- Hmm… Dzisiaj mam dwie zmiany, bo zamieniłam się z Jacksonem, więc pewnie około ósmej wieczór. A czemu pytasz?

- Bo ja dzisiaj mam nocować u tej koleżanki i chciałam wiedzieć czy się jeszcze zobaczymy, przed wyjściem.

Mia pokiwała głową. Potem spytała jeszcze, czy trafi na miejsce, a po zapewnieniu Lisy, że wszystko już wie. Przebrała się błyskawicznie w czarną szatę. Co zadziwiło kasztanowłosą, bo zwykle preferowała ona stroje koloru niebieskiego. Ale udawała, że uszło to jej uwadze. Aby nie przeszkadzać bardziej Lis, zaniosła swój kufer do pokoju, który był przeznaczony dla niej.

Zawsze ciekawiło ją czemu, zawdzięczała przywilej posiadania własnego pokoju w domu Mii, ale nigdy nie miała okazji o to spytać.

Niedługo po rozpakowaniu, zauważyła, że w domu zapadła kompletna cisza, co oznaczała, że Those już wyszła. Lisa rozłożyła się wygodnie na łóżku i bez większego celu wodziła wzrokiem po suficie. Przymknęła powieki i nawet nie wiedząc kiedy zdrzemnęła się obudziło ją burczenie w brzuchu.

Wstała i podeszła do kuchni otworzyła lodówkę. Mimo, że znajdowała się w mieszkaniu czarownicy, było w nim zaskakująco dużo przyrządów i urządzeń mugoli. Spenetrowała wzrokiem lodówkę, zastanawiając się co może zjeść. Postanowiła postawić na prostotę i zrobić jajecznicę z pomidorem. Wyciągnęła, więc dwa jajka, masło i dużego pomidora.

Po przygotowaniu, patelni z roztopiony już na niej masłem i umyciu, obraniu i pokrojeniu pomidora przyszedł czas na jajka. Wbiła prędko dwa i dorzuciła pokrojone czerwone warzywo.

Kiedy skończyła jeść posiłek posłała przelotne spojrzenie na zegar. Aż ją spiorunowało było już w pół do czwartej po południu. Ile że ona spała, przelazła cały dzień nawet o tym nie wiedząc. Szybciutko uczesała włosy w koński ogon chwyciła w pośpiechu torbę i wyszła szybko z domu.

Stosunkowo łatwo, z pomocą mapy odnalazła Charles Square. Stała teraz przed domem numer piętnaście. Pukając delikatnie w drzwi i czekając, aż ktoś je otworzy.

~~~~~~ 

SURPRISE!!!
Tak wiem, że to raczej nie jest niespodzianka, bo czekaliście 
na rozdział już ponad trzy miesiące. Ale ja sam nie oczekiwałam, 
że uda mi się go wstawić już dziś :)
Od razu mówię, że takie dwu częściowe rozdziały będą się 
zdarzały bardzo rzadko.
Przepraszam jeśli pojawią się jakieś błędy, starałam się ich unikać, ale nic
 nie mogę obiecać w tej sprawie.
A ten dedykuję:
Ana D. - za motywujące i szczere komentarze, które wywołują uśmiech na mojej twarzy
gabii. w  - za przesyłane mi morza i oceany weny

wtorek, 21 lipca 2015

Drabble 1#

NIE PODAM SIĘ ~ LISA

Widziałam go razem z nią. Dzisiaj, zaraz po zielarstwie. Jak on mógł?!
Co on w niej widzi? Może podobają mu się bardziej blondynki?
Spojrzałam ze smutkiem na moje kasztanowo rudawe, wręcz miedziane włosy. 
Nie mogły się one równać z blond lokami.
Przyspieszyłam kroku, aby nie stracić z oczu tej dwójki, ale zachowując 
odpowiednią odległość, by mnie nie zauważyli.
Kierowali się w stronę lochów. Czyżby ją odprowadzał?...
Tutaj ich na pewno nie zgubię, znałam zamkowe lochy jak własną kieszeń.
I nagle olśniła mnie myśl. Nie poddam się będę o niego walczyła. Niczym lwica.
Nie oddam miłości mojego życia, tej zachłannej jędzy!

Zapraszam na stronkę na fb, której jestem adminką:
https://www.facebook.com/pages/Zrozum-mugolu-to-świat-dla-czarodzieji/1099740663373770?ref=aymt_homepage_pane

poniedziałek, 13 lipca 2015

Wakacyjne zamiesznie - coś ala sowa do autorki

Moi Kochani!
   Jak pewnie zauważyliście, dawno nic nie do dałam. Ostatnia notka była 28 czerwca, a dzisiaj jest już 13 lipca, to ponad dwa tygodnie przerwy :(
   Miałam napisać coś przed wyjazdem, ale no cóż, nie udało mi się to. Po części spowodowane to było brakiem czasu, ale większą winę poniósł brak weny. No, ale to było tylko pięć dni. Potem wyjechałam na wakacje i znowu, coś nie tak. Po pierwsze zapomniałam zabrać ze sobą mojego netbooka, na który miałam wszystko zapisane. Po drugie przez pierwsze cztery dni nie miałam internetu, a skoro nie wzięłam sprzętu to nie miał gdzie pisać. Jak już dorwałam internet, miałam go tylko na tablecie siostry i mogłam z niego korzystać max godzinę, ale i tak tyle go nie miałam, no  jak tu w takich warunkach coś pisać. Ale najgorszy był brak weny, bo jakbym ją miała to napisałbym miniaturkę nawet na kartce. Wróciłam dopiero wczoraj wieczorem. Ale mam usprawiedliwienie, nie ma co. Nie gniewajcie się na mnie.
    Ale, żeby nie było tak smutno. Pod tym postem możecie zadawać pytania na temat bohaterów i fabuły opowiadania o Lisie (całość nazywa się Tajemnica Lisy, tak jak pierwszy tom). Postaram się odpowiedzieć na wszelkie pytania, mniej lub bardziej szczegółowo.
   Zapomniałaby, przez dłuższy czas raczej nie pojawi się miniaturka, ale możliwe, że wstawię jakieś drabble. POZDRAWIA:
Autorka, Młoda Czarownica, Julia Dudzik

Zdjęcie z wakacji :) 
I cytat mojej młodszej siostry na poprawę humoru:
,,Julka, śmierdzisz dorszem"

Obserwatorzy

Lydia Land of Grafic