piątek, 20 lutego 2015

Rozdział 6 Ostra wymiana zdań

     Rodzice. Mama... Ach, piękna i dobra mama. Kobieta o blond włosach pochylała się nad dziecięcym łóżeczkiem. Głaskała po kasztanowych włosach śpiącą małą dziewczynkę, szepcąc jakby tylko do niej ,,Kochana Liso. Słoneczko ty moje”. Nagle…
- Lisa! Lisa! Wstawaj, bo prześpisz śniadanie!
- Co? Jak? - pytała zaspanym głosem Lisa, zawiedziona, że ktoś wyrwał ją z tak cudownego snu.
- Halo, słyszysz mnie? Wstawaj śpiochu, bo nie zdążysz zjeść śniadania - ponaglała koleżankę Hermiona.
- Co?! Już tak późno!?
     Lisa szybo założyła swój mundurek, przeczesała włosy i związała je w kucyka. Była prawie gotowa, brakowało tylko butów. Dziewczynka schyliła się pod łóżko i wyciągnęła spod niego pudełko, na którym widać było jeszcze resztki papieru. Z pudełka wydobyła parę pięknych prawie nowych baletek zapinanych na dwa paseczki nad kostką. Na nodze wyglądały bajecznie.
     Dziewczynka zeszła pospiesznie na dół do Pokoju Wspólnego. Wyszła przez dziurę w portrecie i zbiegła po schodach do Wielkiej Sali. Uchyliła lekko drzwi i niepostrzeżenie wśliznęła się do pomieszczenia. Zajęła swoje miejsce przy stole, nałożyła na talerz dwa tosty. Posmarowała je masłem i dżemem. Zaczęła już jeść, kiedy do sali wleciały sowy. Po tygodniu nauki Lisa zdążyła się już do nich przyzwyczaić. Nie robiły na niej większego wrażenia.
     Trudno uwierzyć, że minął już tydzień, od kiedy mieszka i uczy się w Hogwarcie. Znała już położenie prawie wszystkich sal oraz nauczycieli uczących poszczególnych przedmiotów. Najmniej polubiła profesora Snape’a, nauczyciela eliksirów. Nienawidził on wręcz Harry’ego Pottera a i na nią patrzył nieprzyjemnym spojrzeniem. Nie mniej jej nie lubił, nie wiadomo z jakiego powodu. Była całkiem niezła z tego przedmiotu.
     Lisa lubiła wszystkie przedmioty no może prócz nudnej Historii Magii i Obrony przed Czarną Magią, na której lekcjach zawsze cuchnęło czosnkiem, co było nie do wytrzymania.
     Sowy zaczęły już odlatywać. Dziewczynka zaczęła przysłuchiwać się rozmowom rówieśników. Dowiedziała się, że najprawdopodobniej w czwartek odbędzie się pierwsza lekcja latania na miotle. Wydawało jej się to ciekawe, choć latanie znała tylko z bajek i nie wiedziała czy to to samo.
     Z niecierpliwością wyczekiwała czwartku. Wreszcie nadszedł ten dzień. Punktualnie o piętnastej trzydzieści pojawiła się na błoniach. Na jej niezadowolenie lekcję tą mieli mieć razem ze Ślizgonami, czyli z Draco. Nie za bardzo lubiła tego chłopaka, on chyba jej też. Był zarozumiały i ukrywał coś ważnego, czego przed nią nie potrafił zataić.
     Nauczycielką tego przedmiotu była pani Hooch. Kazała podejść do mioteł leżących równo w rzędzie.
- Niech każdy stanie przy miotle, wyciągnie prawą rękę i powie ,,do mnie!" - powiedziała nauczycielka.
     Uczniowie szybko wykonali jej polecenie.
- Do mnie - powiedziała stanowczo Lisa. Miotła natychmiast znalazła się w jej ręce.
     Kiedy wszyscy uczniowie trzymali miotły, a potrwało to trochę czasu, pani Hooch pokazała im jak się je dosiada.
- Kiedy usłyszycie gwizdek, odepchniecie się nogami od ziemi. Utrzymujcie miotły w równowadze, wznieście się na kilka stóp i lądujcie wychylając się do przodu. Na mój gwizdek... Trzy...Dwa...
     Wtem jedna miotła uniosła się w powietrze. Był na niej Neville.
- Wracaj! - krzyczała pani Hooch.
     Nagle rozległo się głośne łupnięcie. Neville gruchnął na ziemię spadając z miotły, która uniosła go na przynajmniej kilkanaście stóp i odleciała do Zakazanego Lasu. Pani Hooch wzięła chłopaka do skrzydła szpitalnego, nakazując reszcie, by nie ruszała się ziemi, do czasu kiedy wróci.
- Widzieliście jego twarz? Jak kawał białej plasteliny! - kpił Draco.
- Odczep się, Malfoy! - warknęła Parvati.
- Co, bronisz Longbottoma? - zapytała z kpiną Pansy. - Nigdy bym nie pomyślała, że lubisz takie małe, tłuste, rozmazane maluchy!
     Parvati nic jej nie odpowiedziała. Odwróciła się i poszła.
- Hej, zobaczcie! - zawołał Draco podnosząc coś z trawy. Była to prawie przezroczysta kulka. - To ta głupia zabawka, którą mu przysłała babcia.
- Oddaj to, Malfoy - wycedził Harry przez zęby.
- Bo co? - blondyn uśmiechnął się drwiąco. - Hmm, chyba ją tu gdzieś zostawię, żeby Longbottom ją znalazł. Może by tak... Na drzewie?
     Draco dosiadł miotły, odbił się nogami od ziemi i wzbił się w powietrze. Harry po chwili był tuż obok niego. Lisa obserwowała tę scenę ze wstrzymanym oddechem. W duchu błagała, żeby żaden nauczyciel teraz tędy nie przechodził. Nagle Malfoy rzucił przypominajkę w dół. Potter wręcz zanurkował w powietrzu i tuż nad ziemią złapał kulkę. Znów lekko wzbił się w powietrze po czym wylądował.
- HARRY POTTER!!! – dobiegł wszystkich przeszywający głos profesor McGonagall. - Harry Potter do mnie!
     Chłopak poszedł za nauczycielką. Malfoy, Crabbe i Goyle uśmiechali się drwiąco, gdyż mieli nadzieję, że Harry'ego spotka kara.
     Lisa nie wytrzymała podeszła do nich i na cały głos zaczęła się drzeć:
- Draco jak mogłeś! Czemu to zrobiłeś!? Czemu!? Dlaczego go tak nienawidzisz!? Powiedz mi!
- Yyyyyy… - zaczął cały czerwony.
- No właśnie! Nic ci nie zrobił! Jest tylko czarodziejem tak jak my wszyscy! Ale ty mu zrobiłeś, przez ciebie mogą go wyrzucić ze szkoły! Ja na jego miejscu pierwsze co bym zrobiła, po tym wszystkim to walnęła cię z całej siły w nos! Mam nadzieję, że coś do ciebie dotarło! – Lisa tupnęła nogą, odwróciła się i odeszła. Nie zwracając uwagi na zmieszanego tym wszystkim Draco.
     Była taka wściekła, że nie zauważyła iż tej scenie przyglądała się spora grupka osób. Jej wrodzona nieśmiałość na chwilę zniknęła.
     Dziewczynka oddaliła nadal kipiąca złością. Zatrzymała się dopiero obok jednego z drzew rosnących na błoniach. Upewniwszy się, że nie ma nikogo w pobliżu, usiadła pod nim. Oparła głowę o kolana i zaczęła płakać. Dała upust wszystkim emocjom jakie teraz przeżywała (a było ich sporo). Minęło trochę czasu zanim się uspokoiła (przynajmniej tak się jej zdawało). Wstała i poprawiła mundurek Nie dało się jednak nie zauważyć na spódnicy mokrej od płaczu plamy.
     Wróciła do szkoły. Nie miała już zajęć, więc skierowała się prosto do wieży Gryffindoru. W pokoju wspólnym panowała wrzawa jak w ulu, którą spowodowała osoba Harry’ego Pottera. Jak się okazało wcale nie został wyrzucony ze szkoły, co wprawiło Lisę w wyśmienity humor. Nagle usłyszała, że ktoś ją woła
- Liso! Liso! Zaczekaj!
- Tak? O co chodzi? - spytała odwracając się by zobaczyć kto chce z nią rozmawiać. Zdziwiła się kiedy ujrzała przed sobą postać Harry’ego.
- Chciałem ci tylko podziękować ze to, że tak nagadałaś Malfoy’owi. Ron wszystko mi opowiedział byłaś ponoć bardzo zawzięta. Wygarnęłaś mu to wszystko co o nim wtedy myślałaś - popatrzył na nią przeszywającym wzrokiem. Utkwił go w jej oczach. Po czym spytał: - Płakałaś?
- Nie - skłamała. Musiało to wyjść jednak niezbyt przekonująco.
- Nie kłam. Mnie nie oszukasz. Masz czerwone oczy.
- No dobrze płakałam. Przed tobą chyba nic się nie ukryje. Ale nie pytaj dlaczego bo i tak ci nie powiem.
- Dobrze. Jeszcze raz dziękuje za tam to. Mogę ci powiedzieć coś ważnego?
- Tak! Umieram z ciekawości!
- No, więc zostałem nowym szukającym drużyny Gryffindoru w quidditchu.
- Naprawdę? Myślałam, że pierwszoroczni nie mogą być w drużynie.
- Jednak mogą. Dostałem specjalne pozwolenie od profesor McGonagall.
     Lisę zaczęła boleć głowa od hałasu panującego w pokoju. Pożegnała się z Harrym i udała się na górę do swojej sypialni. Nikogo w niej nie było. I dobrze, bo chciała pobyć sama z sobą.
     Wyciągnęła ze swoje torby pióro, atrament i zeszyt. Ściągnęła z nóg buty i położyła się na łóżku obok tych wszystkich rzeczy. Otwarła zeszyt i zaczęła w nim pisać. W ciągu pobytu w Hogwarcie często można było ją zobaczyć jak coś w nim pisała. Był to jej pamiętnik. Kupiła go tuż przed wyjazdem za pieniądze jakie miała zaoszczędzone. W drodze do szkoły, w pociągu, razem z Hermioną zaczarowała zeszyt tak, by tylko ona mogła go przeczytać i w nim pisać.
     Teraz opisywała w nim dzisiejszy dzień: jak to cieszyła się na pierwszą lekcję latania na miotle, wypadek Neville’a, niepokój o Harry’ego, jak odszedł z profesor McGonagall, wygarnięcie Draco to co o nim myślała, płacz pod drzewem, rozmowę z Harrym i to, że został nowym szukającym.
     Kiedy skończyła, schowała go do swojej torby razem z piórem i fiolką atramentu. Wyciągnęła zadanie z transmutacji (nie chciała robić zadań w zgiełku panującym w pokoju wspólnym). Dość szybko skończyła. Była zmęczona wszystkimi wydarzeniami jaki dzisiaj przeżyła, więc od razu przebrała się w piżamę i wskoczyła do łóżka. Zaraz zasnęła głębokim snem.

3 komentarze:

Obserwatorzy

Lydia Land of Grafic