poniedziałek, 30 marca 2015

Rozdział 17 Odzyskanie rodzinny

Lisa nie wiedziała jaki i kiedy trafiła do skrzydła szpitalnego. Pamiętała tylko, że pani Pomfrey podała jej jakiś eliksir po którym zasnęła snem kamiennym.
Kiedy się obudziła słońce było już wysoko, było południe a może już po południe. Trudno to było określić bo w skrzydle szpitalnym nie było zegara.
Dziewczynka podniosła się do pozycji siedzącej. Blizna na czole już ją tak nie bolała jak ubiegłej nocy, ale nadal czuła lekkie szczypanie w jej miejscu. Ręka jej powędrowała od razu na szyję. Upewniwszy się, że ma niej łańcuszek z wisiorkiem, zaczęła rozglądać się po sali. Tuż obok jej łóżka było krzesło a na nim szlafrok, sama była ubrana w tę samą piżamę jaką miała na sobie wczoraj. Koła krzesła były ustawione jej kapcie.

Jakieś dwa łóżka dalej leżał odwrócony do niej tyłem Harry. Lisa wstała z łóżka, nałożyła na siebie szlafrok a nogi wcisnęła w pantofle i podeszła pomału do jego łóżka. Usiadła na krześle nieopodal niego. Patrzyła na jego czarne, połyskujące odrobinę włosy.

Nagle on się do niej od wrócił. Nie miał na nosie okularów przymrużyła, więc oczy po czym dodał:
- Podałabyś mi okulary?
Lisa nic nie opowiedziała sięgnęła ręka w stronę stolika nocnego i dała mu je do ręki. Chłopak założył je na nos. Po czym spojrzał na Lisę jeszcze raz . 
- Lisa co ty tu robisz? – spytał.
- A to dłuższa historia. Powiedzmy, że w nocy nie zbyt dobrze się czułam – odrzekła.
- No dobrze.
Lisa przyszedł do głowy pewien pomysł powinna teraz powiedzieć Harry’emu, że są rodzinną. Za niedługo zaczną się wakacje i nie będzie miała lepszej okazji niż teraz. 
- Harry muszę ci coś powiedzieć.
- Słucham – oprał.
- Harry to nie jest proste ale… ale my jesteśmy kuzynostwem.
Lisa opowiedziała mu wszystko co przeczytała w pamiętniku swojej mamy. Harry słuchał ją w milczeniu. Kiedy skończyła opowiadać zapadła krótka chwila ciszy po czym chłopak zaczął:
- Ale skąd mamy pewność że to prawda. Czy są jakieś… jakieś dowody?
     Dziewczyna zawahała się, ale wyciągnęła z pod koszulki piżamy naszyjnik z serduszkiem.
- Tak mam. Nie było łatwo, ale znalazłam to w pamiętniku – rozwarła wieczko wisiorka i podała mu.
- Dla Emmy w dniu siedemnastych urodzin od Jamesa – przeczytał wygrawerowane słowa, następnie spojrzał na zdjęcie. – To jest mój ojciec. Czyli to jest twoja matka. Jesteś do niej bardzo podobna.
- Dziękuję. Ty też jesteś bardzo podobny do swojego taty.
   Harry uśmiechną się do niej. W tym momencie do skrzydła szpitalnego weszła pani Pomfrey. Przeszyła ich spojrzeniem z nad stosu paczuszek z rozmaitymi słodyczami które postawiła obok łóżka Harry’ego i powiedziała:
- Nono kochaneczki. Pogaduszki. Jeszcze dobrze nie odpoczęli a już wstają.
- Ala ja już wystarczają odpoczęłam i czuję się prawie znakomicie – jęknęła Lisa próbując się bronić.
- Prawie robi wielką różnicę. Moja droga. A teza marsz z powrotem do swojego łóżka. Zaraz przyniosę śniadanie a potem przyjdzie tu dyrektor. To dla ciebie – zwróciła się tym razem do Harry’ego i wskazała na stos słodycz jaki prze chwilą przyniosła. – tylko nie podjadaj przed śniadaniem.
Lisa powlekła się do swojego łóżka. Nie miała ochoty się kłaść zwłaszcza, że nie dawno wstała, więc usiadła na jego brzegu. Myślała, że rozmowa z Potterem na temat ich pokrewieństwa będzie trudniejsza. Zareagował zupełnie inaczej niż się tego spodziewała, ale to może lepiej. Nie musiała przechodzi prze to tak jak robiła to w wyobraźni.
Po zjedzeniu śniadania rzeczywiście przyszedł profesor Dumbledore. Przechodząc obok niej uśmiechną się lekko w jej kierunku a może tylko tak jej się zawało.
Rozmowa z uczniem zajęła mu trochę czasu kiedy skończył. Już miał wychodzić kiedy niespodziewanie skierowała się w stronę dziewczynki. Przysiadł na brzegu łóżka obok niej. Ona wychyliła nos z ponad książki, którą pożyczyła jej z pewnym oporem pielęgniarka i odłożyła ją na stolik nocny.
- Twoje zachowanie ubiegłej nocy było godne pochwały – zaczęł.
- O czym pan mówi?
- Chodzi mi to co powiedziałaś profesor McGonagall.
- O moim śnie czy czym to tam było, tak. Ale skąd ja wiedziała gdzie oni byli? Nic im się nie stało?
- Bądź spokojna nic im niej jest. Skąd wiedziałaś gdzie są? Ciekawe pytanie myślę, że znasz na nie odpowiedz i nie muszę ci o niej mówić.
- Chodzi o moja bliznę prawda? To prze nią widziałam to wczorajszej nocy. Prze nią widział kiedyś jak Voldemort zabijał moich rodziców. To o tym była mowa w tej książce… – ugryzła się w język nie powinna mówić o książce.
      Dyrektor nic nie powiedział tylko uśmiechnął się do niej.
- Widzę, że wiesz więcej niż się spodziewałem. Oszczędziłaś mi składnia kolejnych wyjaśnień…
- Skoro mówimy już mówimy już o wyjaśnieniach – przerwała mu dość nie grzecznie Berry. - To jest mi pan jakieś winien. To pan podarował mi pamiętnik mojej mamy? Dlaczego?
- Cały czas mnie zaskakujesz. Tak ja to zrobiłem. To chyba dobrze – opowiedział.
- Tak, dzięki panu zyskałam coś mi bardzo drogiego i cennego. Rodzinę. Wiedział pan o tym?
- Znałem twoją mamę. Ah Emma czego on się nie domyśliła. Przed nią nic nie było można ukryć. A James znał tę szkołę lepiej niż własną kieszeń. A teraz wypoczywaj. Na pewno twoje przyjaciółki będą chciały cię odwiedzić. To dobrze, zdołałyście się zaprzyjaźnić mimo różnych domów.
- Dla mnie nie liczy się to, że jest w Slytherinie tylko to jak jest. A jest tak jak ja czy Sonia. Dziękuję i do widzenia.
Profesor opuścił skrzydło szpitalne. Pielęgniarki nie było widać na horyzoncie. Wstała więc ubrała szlafrok i kapcie i skierowała się w stronę łóżka Harry’ego. On sam leżał na nim i zajadał słodycze. Kiedy podeszła do niego poczęstował ją fasolkami wszystkich smaków. Akurat trafił jej się smak toffi. Potem rozpakowali czekoladowe żaby, z kart dostał jej się Dumbledore. Rozmawiali także o qudditchu był to dla obojga jeden z ulubieńszych tematów. Trochę też sobie po złorzeczyli na Snape’a i Malfoya, za którymi oboje nie przepadali. Tak zeszło im do późnego wieczorku, kiedy to pani Pomfrey przerwała im dobrą zabawę. Zmuszając ich do położenia się spać. 
Sen jednak długo nie chciał przyjść a sama Lisa nie miła ochoty by przychodził, obawiała się, że jak znów przymnie powieki zobaczy coś czego bardzo nie chciała ujrzeć. Tak leżała rozmyślając, przynajmniej do północy. Okło pierwszej oczy zaczęły jej się kleić same i nie mając nawet pojęcia kiedy, zasnęła.
Śniła jej się mama (w wieku około jedenastu lat), która w Pokoju Wspólnym rozmawiała z Jamesem Potterem, dość żywo coś pokazując rękoma. Lisa zdołała tylko dosłyszeć ostanie jej słowa, które brzmiały tak:
- Jeśli mi nie wierzysz napisz do swoich rodziców list. Na pewno odpiszą ci to samo co przed chwilą usłyszałeś z moich ust. Phy – prychnęła i odwróciła się do niego plecami. Na co chłopak odrzekł już do jej pleców:
- Dobra napiszę. Chce zobaczyć jak rzednie ci mina. Kłamczucho.
Chociaż Emma była odwrócona tyłem także do niej, ale i tak dostrzegła łzę spływającą po jej policzku. I usłyszała szept, w którym słychać było stłumiony szloch :
- Rób jak uważasz.
Po czym ruszyła w stronę dormitorium dziewcząt. Do Jamesa podeszli jacyś trzej chłopcy i zaczęli wypytywać go o czym rozmawiał. On odbąknął coś niezbyt zrozumiałego i poprosił o kawałek pergaminu. Wszyscy trzej koledzy wymienili zdziwione spojrzenia. Potter nie czekał aż któryś z nich łaskawie poda mu kawałek pergaminu czy nie. Udał się do stolika koło komika wygrzebał jakieś pergamin i pióro. Zamoczył do w atramencie i zaczął szybo coś na nim skrobać. Po skończeniu chwycił zwitek i wyszedł z dormitorium.
Lisa przyglądała mu się uważnie, zachowywał się dosyć dziwnie. Ale nie to najbardziej ją zdziwiło. W jednym z kątów dostrzegła Borysa, swojego tatę, siedział wyprostowany jak struna i pisał chyba jakieś wypracowanie. Podczas rozmowy Jamesa z Emmą rzucała na nich ukradkowe spojrzenia. A kiedy ona wyszła, spoglądał na Potter z dziwnym wyrazem na twarzy.
Po chwili scena się rozpłynęła i pojawiła się nowa. Tym razem znajdowała się na błoniach, niedaleko pod drzewem siedziała jej mama i ojciec Harry’ego. Podeszła do nich bliżej. Usłyszała rozmowę:
- Miałaś rację. Przepraszam, że nazwałem cię kłamczuchą, Jonson – powiedział James.
- Nie nazywaj mnie po nazwisku. Jestem Emma lub Em, Potter – odparła z uśmiechem.
- Nie jestem Potter. James – odparł podając dziewczynie rękę.
- Emma – rzekła podając rękę chłopakowi po czym dodała:- No to rozejm.
- Rozejm!
I odboje zaczęli się śmiać. Po chwili dziewczyna wstała i odeszła. Scena zaczęła się rozmazywać i zniknęła.
Lisa obudziła się. Ten sen był... Wspaniały! Usiała na łóżku i zaczęła rozmyślać, co wpisało się już w jej nawyki.

czwartek, 26 marca 2015

Nominacja LBA ;)

Witajcie! Dostałam nominację do LBA od Anety Wideł  - Wielkie Dzięki! ;) A teraz pytania...

1. Jaki jest Twój ulubiony film?
Jeden? Gdzie ty mam ich kilka jak nie kilkanaście. Moje ulubione to; wszystkie Potter (najbardziej chyba ,,Zakon Feniksa" i ,,Więzień Azkabanu"), ,,Magiczny Duet" i ,,Magiczny Duet 2", ,,Dziewczyna z indyjski szmaragdem", wszyscy ,,Piraci z Karaibów", ,,Tupot małych stóp", ,,Merida Waleczna" i jeszcze kilka tytułów, które są na moje liście.

2. Jakiego aktora i aktorkę najbardziej lubisz?
Hmm... Trudny wybór. Podam dwóch aktorów. Artur Żmijewski, gra m. in. w serialu ,,Ojciec Matusz", główną i tytułową rolę. Oraz Orlando Bloom, gra m. in. w trylogii ,,Władcy Pierścieni" Legolasa i w ,,Piraci z Karaibów" Willa Turnera. Aktorki także podam dwie. Emma Watson gra m. in. Hermionę w ,,Harrym Potterze". I Bonnie Wright gra m.in. Ginny w ,,Harrym Potterze".
Emma Watson

Bonie Wright
Artur Żmijewski 
     
Orlando Bloom
3. Ulubiona część ,,Harry'ego Pottera" i dlaczego?
Kolejny trudny wybór... Ulubiona to ,,Harry Potter i Zakon Feniksa". Dlaczego? No chyba dlatego, że w tej części akcja zaczyna się rozkręcać.

4. Wolisz psy czy koty? Dlaczego?
Oba! Lubię wszystkie zwierzęta. Może dlatego, że mam psa Filka (wiem okropne imię, ale nie ja jej wymyślała tylko moja młodsza siostra) i trzy koty (wszystkie rude).

5. Wolisz chipsy czy czekoladę?
Po raz kolejny dość trudny wybór. Ale raczej czekoladę. Kostka czekolady zawsze poprawi humor i jest dobra na doła. Nawet na wielkiego.

6. Ulubiona pora roku?
Zdecydowanie lato. Kto nie lubi lata? W tedy jest koniec roku szkolnego i wakacje. Można codziennie wcinać lody... No i jeszcze zima. Jestem jeśli można tak powiedzieć ,,dzieckiem zimy".

7. Ulubiony kolor?
Zielony (szmaragdowy, seledynowy), niebieski (błękitny i wszystkie możliwe odcienie turkusu), żółty (złoty), czerwony (szkarłatny, krwisty, rubinowy) i wiele wiele innych. To są moje naj naj ulubieńsze.

8. Jakie są Twoje ulubione dni w roku?
Nareszcie liczba mnoga :) Tak więc zacznę po kolei:
13 luty (a zwłaszcza w piątek) - moje urodziny!
1 kwietnia - Prima Aprilis (kot nie lubi robić żartów)
1 czerwca - Dzień Dziecka (korzystam póki mogę)
6 grudnia - mikołajki ( kto nie lubi dostawać prezentów, nawet jeśli nie wierzy w św. Mikołaja)
+ daty ruchome:
   koniec roku szkolnego (początek laby jak kto woli)  (kto go nie lubi)
   lany poniedziałek (mimo, że jestem mokra i tak sprawiam, że inni są mokrzejsi od mnie )

9. O czym najbardziej marzysz?
Może wydawać się dziwne, ale marzę o tym by spotkać mojego księcia z bajki. Na białym koniu. Wiem marzenie siedmiolatki. Ale marzenia czasem się spełniają.

10. Byłeś/Byłaś za granicą? Jeśli tak, to gdzie?
Tak. Byłem w zeszłe wakacje na Chorwacji i przejeżdżałam przez Słowację i Czechy.

11. Jakie blogi czytasz?
The Tales Of The Hogwart
Historia Prawdziwej Gryfonki
Prawdziwe życie, prawdziwa przyjaźń, prawdziwa miłość ~ Lisek
Przygody Kory
The Tales Of The Middle-Earth


Ja nominuję:
Przygody Kory
The Tales Of The Middle-Earth

Pytania:
1. Jak na ciebie wołają znajomi?
2. Jaka jest Twoja ulubiona postać fikcyjna?
3. W co lubisz się ubierać?
4. Jaka jest Toja ulubiona potrawa?
5. Czego na świecie najbardziej nie cierpisz? Dlaczego?
6. Co lubisz robić w wolnym czasie?
7. Jakie jest Twój ulubiony deser?
8. Jaką muzykę słuchasz?
9. Jaki jest twój ulubiony miesiąc lub miesiące w roku?
10. Jakie są Twoje ulubione cyfry?
11. Jakie blogi czytasz?

Po rak kolejny dziękuję za nominację! Pozdrawiam Wszystkich :)

czwartek, 19 marca 2015

Sowa od autorki

Moi Kochani!
    Za niecałe dwa tygodnie czekają mnie SUMy (sprawdzian szóstoklasisty). Niektórzy z Was z pewnością wiedzą jaki to ciężki okres, inni dopiero się o tym przekonają. Nauczyciele zadają tyle pracy domowej, że ledwie znalazłam chwilę by napisać tą wiadomość.
    Dlatego do 1 kwietnia może nastąpić chwilowe zawieszenie strony. Oczywiście będę się starała by do tego nie doszło.
    Natomiast po pierwszym kwietnia możecie się spodziewać kolejnych nowych rozdziałów bądź specjalnej niespodzianki.
    Trzymajcie za mnie kciuki. Z góry dziękuję za Waszą cierpliwość :)  POZDRAWIA:
Autorka, Młoda Czarownica, Julia Dudzik

poniedziałek, 16 marca 2015

Rozdział 16 Sen, koszmar czy wizja

Przewaga jaką Gryfoni zdobyli w ostatnim meczu quidditcha dość szybko stopniała. Pewnej nocy Gryffindor stracił aż sto pięćdziesiąt punktów. Mieszańcy domu lwa byli przyzwyczajeni do tracenia w nocy punktów, ponieważ jego podopieczni, często w porównaniu z innymi, organizowali nocne eskapady. Lisa dobrze o tym wiedziała sama z Sonią jednej nocy straciła trzydzieści punktów.
Ale aż sto pięćdziesiąt punktów. Szybko dowiedziała się dlaczego. Neville’a, Herminę i Harry’ego przyłapała w nocy profesor McGonagall i odjęła każdemu z nich po pięćdziesiąt punktów. Tyle było wiadomo na pewno. Chodziły jednak różne plotki dlaczego ta trójka znajdowała się wtedy na korytarzu. Jedna głosiła, że miał być pojedynek inna zaś mówiła coś o smoku. Lisa prędzej była skora uwierzyć, że chodziło o pojedynek choć i to wydawało jej się mało prawdopodobne.
Od czasu pamiętnej nocnej wyprawy i straty stu pięćdziesięciu punktów minęło już trochę czasu. Teraz głównym tematem rozmów były egzaminy. Chociaż zbliżała się przerwa wielkanocna prawie wszyscy uczniowie zostali w szkole.
W bibliotece roiło się od uczniów Lisa spędzała, więc w niej mało czasu, nie lubiła przebywać w tłumie, wolała siedzieć sobie sam w opustoszałej sypiali. Czytają, pisząc i rysując.
Podczas ferii wielkanocnych korzystała z pięknej pogody i większość czasu spędzała na dworze. Siedząc pod sowim ulubionym drzewem niedaleko jeziora, czytając jakąś książkę boć rozmyślając o wszystkim co czym się dowiedziała w tym roku.
Po feriach szybko nastał czas gorączkowych przygotowań do egzaminów. Lisa nie wystawiała teraz nosa spoza książek i notatek. Czytała i powtarzała pod czas wszystkich przerw, śniadań, obiadów, kolacji ogólnie kiedy tylko mogła i miała do tego sposobność.
Mimo nawału nauki i obowiązków zauważyła, że jej blizna boli ją prawie nieustannie. Nie tak mocno by nie mogła się uczyć, ale dawała się we znaki wieczorami, tuż przed snem. Nie mówiła o tym nikomu, nie lubiła się dzielić tajemnicą swojego znamienia nawet z przyjaciółkami.
Kiedy w następnych latach Lisa sięgała pamięcią do tego okresu nie mogła sobie przypomnieć, jak udało jej się pomyślnie zdać wszystkie egzaminy mimo ciągle narastającego ból blizny.
Było bardzo gorąco, zwłaszcza w wielkich klasach, gdzie odbywały się egzaminy pisemne. Prace pisali specjalnymi piórami, które zostały zaczarowane w taki sposób, żeby odpisywanie było niemożliwe.
Mieli również egzaminy z praktyki. Profesor Flitwick wzywał ich pojedynczo do klasy, żeby sprawdzić, czy umieją sprawić zaklęciem, by ananas tańczył po stole. Profesor McGonagall kazywała im zmienić mysz w tabakierkę; punkty dostawało się za ładny kształt i ozdoby, a traciło, kiedy tabakierka miała wąsy. Snape dyszał im nad karkami, kiedy próbowali sobie przypomnieć, jak się robi napój powodujący zanik pamięci.
Lisa starała się jakoś znieść przeszywające bóle czoła, które ją nękały. Niektórzy twierdzili, że to jakiś przypadek nerwicy egzaminowej, ale prawda była taka, iż Lisa często budziła się w nocy, dręczona koszmarem związanym z śmiercią rodziców.

Ostatni egzamin był z historii magii. Jeszcze tylko jedna godzina dzieliła ich od tygodnia wolnego od nauki przed ogłoszeniem wyników egzaminów. Więc kiedy duch profesora Binnsa powiedział im, żeby odłożyli pióra i zwinęli pergaminy, cała klasa uczciła to radosnymi wiwatami.
Lisa jak większość uczniów skierowała się od razu na błonia usiała pod swoim ulubionym drzewem i przypatrywała się jak Fred, George i Lee drażnili tłuczkiem wielką ośmiornicę wylegającą się na brzegu jeziora. Po jakimś czasie stało się to nudne i monotonne, więc podniosła się z ziemi i ruszyła w stronę zamku. Niestety nie obyło się bez przykrego spotkania ze Snape’em.
- A co ty tu robisz Berry? – spytał przeszywając ją spojrzeniem.
-Ja właśnie miałam no … iść po … książkę do pokoju wspólnego – wymyśliła na poczekaniu Lisa, bo w sumie nie miała pojęcia co ma zamiera robić w zamku.
- Tak? A jakiej to książki zapomniałaś? Skończyły się już egzaminy, nie będziesz się przecież uczyć – spytał profesor.
- Nie miałam zamiaru się uczyć… Książka ,,Quidditch przez wieki” – powiedziała zmieszana.
- Ach więc interesujesz się quidditchem – spojrzał na nią oczekując odpowiedzi, ale dziewczynka tylko kiwnęła głową, więc ciągnął dalej: - To u was chyba rodzinne. A teraz znikaj mi z oczu, bo Gryffindor straci dziesięć punków. A chyba dość punktów stracił z powodu czyjeś arogancji.
Dziewczynka czym prędzej zniknęła za najbliższym rogiem. Szczerze nie znosiła nauczyciela eliksirów. Ale co miał na myśli mówiąc, że to u nich rodzinne. Szła i szła nie zważają gdzie. Szkoła była opustoszał tylko gdzieś w oddali było słychać Irytka szalejącego po opuszczonych klasach. W końcu dotarła do portretu Grubej Damy powiedziała hasło i weszła do Pokoju Wspólnego nie było w nim żywej duszy. Skierowała się do sypialni skoro miała wziąć książkę, nie chciała by Snape przyłapał ją wracającą bez książki. Ale jak tylko weszła do pokoju uderzyła ją fale przyjemnego chłodu.
Postanowiła nie wracać na błonia. Usiadła na łóżku wzięła pierwszą książkę z brzegu i zaczęła ją od niechcenia czytać. Wieczorem zeszła na kolację do Wielkiej Sali a po niej w pokoju wspólnym chwile rozmawiała Lee. Potem poszła do sypialni i położyła się spać.
Długo nie mogła zasnąć. Przewracała się z boku na bok, w końcu poddała się postanowiła nie walczyć. Skoro sen nie chce nadejść nie będzie go do tego zmuszać. Usiała na brzegu łóżka uświadomiła sobie, że blina nie miłosiernie ją piecze. Próbowała wstać z łóżka, ale ogarnęła ją nagle dziwna niemoc.
Złapała się za głowę. Nagle zobaczyła przed sobą ciemne pomieszczenie z figurami szachowymi. Po jednej stronie stał rząd białych , po drugiej czarnych. Ale sala nie była pusta, byli tam Ron, Hermiona i Harry. Potter szepnął do pozostałych:
- A co teraz robimy?
- To przecież jasne, nie? - odpowiedział Ron. - Musimy zagrać i wygrać drogę przez pokój.
Dopiero teraz zauważyła, że za białymi figurami znajdują się jakieś drzwi.
- Ale jak? - zapytała Hermiona.
- Chyba będziemy musieli sami łazić po szachownicy - powiedział Ron.
Podszedł do czarnego skoczka i wyciągnął rękę, żeby go dotknąć. Koń natychmiast zaczął grzebać kopytami po kamiennej posadzce, a rycerz zwrócił ku Ronowi głowę w przyłbicy.
- Czy mamy... ee...przyłączyć się do was, żeby przejść na drugą stronę?
Czarny rycerz skinął głową. Ron odwrócił się do przyjaciół.
- Zarz nich pomyślę... Wydaje mi się, że musimy zastąpić trzy czarne figury...
Po chwili oznajmił:
- Słuchajcie, nie obraźcie się, ale nie jesteście najlepsi w szachach...
- Dobra, nie obrażamy się - przerwał mu Harry. - Po prostu nam powiedz, co mamy robić.
- No więc tak... Harry, zajmij miejsce tego gońca, a ty Hermiono, stań na miejscu tej wieży.
- A ty?
- Ja będę skoczkiem.
Figury chyba to usłyszały, bo kiedy skończył, skoczek, goniec i wieża odwróciły się plecami do białych figur i zeszyły z szachownicy, pozostawiając trzy puste miejsca dla Harry'ego, Rona i Hermiony.
  Grę rozpoczęły białe figury. Toczyła się zażarta gra, białe figury bez litości zbijały czarne. A czarne odpłacały się im tym samym. W końcu przyszła kolej ruchu Rona, Lisa zauważyła, że musi się on poświęcić by pozostała dwójka mogła przejść.
  W tym momencie obraz rozpłyną jej się przed oczami. Zobaczyła, że leży na podłodze w sypialni. Podniosła się pospiesznie, rzuciła szybkie spojrzenie na łóżko Hemiony było puste i idealnie zasłane, jakby nikt w nim nie spał. Zarzuciła na siebie szlafrok i ubrała kapcie. Następnie najszybciej i najciszej jak umiała zeszła na dół do pokoju  wspólnego. Podeszła do dziury w portrecie. Szybko przez nią wyszła, skierowała się do gabinetu profesor McGonagall. Nie miała innego pomysłu jak powiedzenie opiekunce domu, co zobaczyła a co miało na pewno teraz miejsce.
   Bez większych kłopotów dotarła do gabinetu nauczycielki, zapukała w drzwi. Otwarła je po jakimś czasie profesor McGonagall ubrana w szlafrok w szkocką kratę. Kiedy ją zobaczyła powiedziała:
- Na miłość boską, co ty tu robisz o tej porze panno Berry?
- Ja... Mogę wejść pani profesor? - spytała dziewczynka.
- Tak. Wchodź - zaprosiła ją do środka i zamknęła za nią drzwi. Po czym znów spytała:- Więc co tu robisz?
- Chodzi o Harry'ego, Rona i Hermionę. Oni... oni są na trzecim piętrze - odpowiedziała niemal na jednym wdechu Lisa, sama zaskoczona, że w ogóle wie gdzie są, skoro widziała tylko pomieszczenie, ale to nie miało teraz większego znaczenia.
- O czym ty mówisz?
- Oni są na trzecim piętrze. Nie ma ich w wieży, w każdym razie na pewno nie ma Hermiony. Jej łóżko jest jeszcze zasłane - powiedziała i syknęła z bólu jaki przeszył jej czoło.
- Na pewno dobrze się czujesz? - spytała nauczycielka.
- Nie, strasznie boli mnie głowa - opowiedziała szczerze Lisa uznała, że nie należy kłamać.
- Chodź zaprowadzę cię do skrzydła szpitalnego.
  Lisa nie miła siły sprzeczać się z nauczycielką posłusznie poszła za nią, ale ból tak ją przyćmił, że prawie nie miła pojęcia gdzie się znajduje.
  Ale co się stało z Ronem, Harrym i Hermioną? Czy poradzili sobie z wielkim figurami szachowymi? Czy nikomu nic się nie stało? Tego nie wiedziała i te myśli cały czas ją nękały. 

poniedziałek, 9 marca 2015

Rozdział 15 Znaczenie znamienia gwiazdy

Ferie dobiegały końca. Spędziła je w większości z Harrym, Ronem, Fredem i George’em. Ale także z Ros spotkała się kilka razy. Wieczorami natomiast zaszywała się w sypiali i czytała pamiętnik swoje mamy. Była przekonana, że to pamiętnik wybiera fragmenty jakie ma przeczytać a nie ona.
Wkrótce przerwa świąteczna na dobra się skończyła, wszyscy uczniowie powrócili do szkoły włącznie z Sonią. Od nowa zaczęły się lekcję, nauka i codzienne obowiązki.
Lisa cały czas czekała by nadarzyła się sposobność aby powiedzieć Harry’emu o tym, że są kuzynami. Ale ciężko go było zastać samego. Zaczęły się treningi a po nich w Pokoju Wspólnym często przesiadywał w towarzystwie Rona i Hermiony, jeśli tych dwoje akurat mu nie towarzyszyło to pochodził do niego Wood lub Fred i George.
Tak mijały tygodnie. Zima na dobre ustąpiła miejsca wiośnie choć często padał deszcz. Dziewczynka dużo przesiadywała w bibliotece sama bądź z przyjaciółkami. Kilka razy przypadkiem usłyszała jak Harry Ron i Hemina rozmawiają o nijakim Nicolsie Flamelu. Sam także zainteresowała się tym tematem i próbowała czegoś więcej o tym się dowiedzieć. Jednak po kilku próbach zarzuciła poszukiwania.
Z dnia na dzień przybliżała się data meczu quidditcha Gryfoni kontra Puchoni. Czekała na ten mecz z niecierpliwością choć miała nie jasne przeczucie, że wygra Gryffindor.
W końcu nadszedł dzień meczu. Rano wstała wcześnie jak zwykle, odczuwała lekkie szczypanie w miejscu blizny. Ale nie było one ani dokuczliwe ani moce więc nie było sensu bym komuś o tym mówiła. Ubrał się i zeszła do Pokoju Wspólnego.
Nie miała ochoty siedzieć w wieży Gruffindoru. Od jakiegoś czasu korciło ją by przejść się do biblioteki, ale zawsze coś lub ktoś ją od tego powstrzymywał. Teraz na pewno nikogo w niej nie zastanie. Do śniadania pozostało sporo czasu, więc nic nie stało na przeszkodzie.
Szła cicho wręcz skradała się bezszelestnie przez korytarze. Dotarła do biblioteki bez większych problemów. Prześlizgnęła się przez uchylone drzwi do pomieszczenia. Panował w nim lekki półmrok. Poszła przed siebie zagłębiając się jeszcze bardziej w rzędy regałów. Była teraz w miejscu do, którego na nawet pani Pince rzadko zaglądała. Półki i książki pokrywała dość spora warstwa kurzu. Coś mówiło jej, że powinna iść cały czas przed siebie. Wkrótce droga się skończyła, po ścianą stała stara poszarzała o brudu szafka a na niej mnóstwo pożółkłych ksiąg i zwojów pergaminu.
Instynktownie wyciągnęła przed siebie rękę i chwyciła średniej grubości książkę. W głowie jakiś głosik powtarzał jej ,,To jest to. Tylko przeczytaj. Przeczytaj.”.
Wzięła książkę po pachę i skierowała się do stolików. Usiadła przy jednym, który znajdowała się najbliżej okna. Otworzyła książkę na przypadkowej stronie i zaczęła czytać.
Gdy na świat przyjdzie dziecię dziewczynka, pod konie miesiąca letniego naznaczy ją los znamieniem gwiazdy. Dorastać będzie w nie wiedzy swej mocy. Lecz gdy do szkoły, Hogwartu pójdzie znamię da o sobie znać. Będzie jej mówić co może czynić. Pokazywać co czynią inni. Co stanie się w przyszłości i co stało się w przeszłości.
Lisa przeczytała to jeszcze kilka razy. Błądziła wzrokiem po tekście. Zatrzymała się na słowach,, pod konie miesiąca letniego”
- Ja przecież urodziłam się pod koniec lipca. Lipiec jest miesiącem letnim - po czym odczytała kolejny fragment. - Dorastać będzie w nie wiedzy swej mocy. Lecz gdy do szkoły, Hogwartu pójdzie znamię da o sobie znać. Nie wiedziałam, że jestem czarownicą dopóki nie dostałam listu a moja blizna ona… ona pojawiła się zaraz po przybyciu do Hogwartu. Ale co mogą znaczyć słowa Będzie jej mówić co może czynić. Pokazywać co czynią inni. Co stanie się w przyszłości i co stało się w przeszłości. Dziwne.
Spojrzała za okno zobaczyła, że zrobiło się już całkowicie jasno. Wstała od stołu pozostawiła otwartą książkę na blacie i wyszła z biblioteki. Szła zamyślona korytarzem potem zeszła po marmurowych schodach do Wielkiej Sali weszła do środka. Panowała w niej wrzawa zebrał się spora grupka przy stole Ślizgonów.
Lisa jeszcze dobrze nie zdążyła usiąść na krześle kiedy usłyszała jak ktoś krzyknął Expelliarmus! Pensy Parkinson odrzuciło do tyłu. Berry wstała i spojrzała w stronę stołu Slytherinu stała tam Rosalie jeszcze z podniesioną różdżką. Czyżby to Ros ugodziła Pensy zaklęciem.
Od stołu nauczycielskiego podszedł do obydwu Ślizgonek Snape. Dwie dziewczynki skierowały się w stronę jego gabinetu.
Gryfonka zaczęła jeść śniadanie kiedy skończyła razem z Sonią ruszyła w stronę stadionu na mecz. Po drodze minęła dziewczynki profesor McGonagall spytała tylko Lisę czy dobrze się czuje kiedy zapewniła ją, że wszystko jest w porządku. Nauczycielka poszła dalej.
Lisa miła już szczerze dość tego, że wszyscy pytają czy coś ją boli albo czy dobrze się czuje to było dość irytujące.
Przyjaciółki zajęły miejsca mecz rozpoczął się ku zdziwieniu wszystkich sędziował Snape a nie pani Hooch. Z góry było wiadomo, że na pewno będzie sędziował on nie sprawiedliwie.
Mecz zakończył się w rekordowo krótkim czasie bo już po pięciu minutach Harry trzymał w ręku znicza. Dzięki niemu Gryffindor prowadzi w klasyfikacji domów.

Resztę czasu spędziła w gronie cieszących się ze zwycięstwa Gryfonów.

poniedziałek, 2 marca 2015

Rozdział 14 Pamiętnik Emmy Jonson i jego sekret

Lisa nie wiedząc nawet kiedy zasnęła. Obudziła się wcześnie przez przejmujące zimo jakie panowało w pokoju. Poczuła jakby ktoś wylał na nią wiadro zimnej wody. Nie zdziwiłaby się gdyby teraz zobaczyła, że jest mokra od stóp do głów. Ale jak tylko wstała i spojrzał w lustro zobaczyła, że jest całkowicie sucha. Co więc spowodowało, że w sypiali jest tak zimno.
Rozejrzała się po pomieszczeniu i natychmiast zobaczyła, że jedno z okien jest otwarte. Ale jak to możliwe. Nie wiele Gryfonek zostało w szkole na święta a chłopcy jeśli wierzyć ,,Historii Hogwartu’’ i Hermionie nie mogli zaglądać do dormitorium dziewcząt.
Może to sprawka jakiegoś skrzata domowego. Może wietrzył jej sypialnie i zapomniał zamknąć okna. A teraz gdzieś w koncie się za to kara. Bo przez jego roztargnienie mogła się pochorować. Lisie zrobiła się żal tego stworzonka to nie jego wina.
Dziewczynka postanowiła wieczorem poczekać na Zmorka, aby się spytać go o ranne zajście.
Po zamknięciu porządnie okna. Usiała na łóżku i wyciągnęła swój pamiętnik oraz pióro i atrament a także zestaw malarski jaki dostała na święta od Liv. Zaczęła opisywać w nim wczorajsze Boże Narodzenie. Na koniec rozpakowała zestaw i zaczęła na pustej wolnej stronie rysować rozmaite szkice na jednym był Zomek na innym z kolei był Harry a na jeszcze innym ona, Ros i Sonia.
Po skończeniu odłożyła pamiętnik na szafkę nocną. Spojrzała na zdjęcie rodziców i coś jej się rzuciło w oczy. Obok ramki z fotografią leżał stary notatnik.
- Jak mogła o nim zapomnieć – powiedziała Lisa do samej siebie.
Wzięła książkę i położyła ją tuż przed sobą. Chwile się wahała, ale chęć poznania czegoś o swojej mamie, do której była ponoć taka podobna, wzięła górę. Otworzyła, na  pierwszej stronie widniały dwie linijki tekstu, brzmiącego tak:
Pisać tu możesz cały czas,
Lecz czytać mnie możesz na dzień tylko raz.
- Co mogą znaczyć te słowa. ,,Pisać tu możesz cały czas”. No tak to pamiętnik. Więc jego właściciel może w nim pisać kiedy tylko chce. A druga linijka ,,Lecz czytać mnie możesz na dzień tylko raz”. Oczywiście, to co jest tu zapisane mogę w ciągu jednego dnia przeczytać tylko raz.
Podniecona przewróciła kartkę na następną stronę i zaczęła czytać trochę już wyblakłe zapiski.
Dzisiaj mój pierwszy dzień w szkole. Hogwart jest taki jak z opowieści rodziców a może nawet piękniejszy. Trafiłam do Gryffindoru tak jak mama i tata. Choć nie wiem czy mogę go już nazywać ,,ojcem” bo nim nie jest. Nie jest moim prawdziwym ojcem.
Oboje to przede mną ukrywali przez jedenaście lat. Cały czas kłamali mi w żywe oczy. Nie wiem jak tak mogli po prostu nie wiem.
Wczoraj na peronie 9 3\4 przed odjazdem pociągu wyjawili mi prawdę, bo jak powiedzieli ,,Wcześniej czy później bym się dowiedziała. A lepiej bym prawdę usłyszała od nich, nie od innych.” Nie jestem przekonana czy w ogóle chciałam to usłyszeć.
Ale do rzeczy. Powiedzieli, że w szkole spotkam nijakiego Jamesa Pottera. Na początku nie rozumiałam o co tak właściwie chodzi. Lecz po chwili doskonale wiedziałam co to miało znaczyć. Moja mama tuż przed ślubem spotkała Pottera – ojca tego całego Jamesa. Mówiła, że to było chwilowe zauroczenie. Ona była piękna młoda a on już nie taki młody, ale i tak bardzo przystojny. No i tu sprawy się komplikują po krótkim czasie Potter zniknął i więcej mama go nie zobaczyła.
Wzięła więc ślub z mężczyzną, którego do nie dawna nazywałam ,,tatą”. No i urodziłam się ja. Okazało się jednak, że ,,tata” nie jest moim prawdziwym tatą, tylko jest nim Potter.
Postanowiła mi nic nie mówić. Jednak nie dawno dowiedziała się, że mój prawdziwy ojciec ma syna, który jest w moim wieku. Dlatego postanowiła mi to powiedzieć.
Szczęście w nieszczęściu to to, że James Potter także jest w Gryffingorze, tylko jak mu powiedzieć, że ma siostrę o której istnieniu nie miał pojęcia.
Nie wiem co robić. Nadal mam mętlik w głowie.
Lisa przeczytała notkę jeszcze trzy razy zanim dotarł do niej sens tych wszystkich słów. Skoro jej mama i James Potter – ojciec Harry’ego, byli rodzeństwem. To znaczy, że ONA i HARRY to KUZYNI. Dlatego wdawało jej się zawsze, że zna go skądś musiał go widzieć jak jej rodzice jeszcze żyli.
Ale czy Harry o tym wie. Chyba nie skoro do tej pory jej o tym nie powiedział.
Rozkojarzono ubrał się i zeszła do Pokoju Wspólnego. Cały dzień udawała, że nic jej nie jest, choć każdy zauważył, że jest jakaś spięta. Rzeczy wypadały jej z rąk i cały czas chodziła zamyślona o ty jak powie Harry’emu to co przeczytała. Przez co wpadła na starszych uczniów w tym na Freda i George’a, którzy ją nawet po lubili po tym jak w Boże Narodzenie pomagała im siłą wciągnąć na głowę Percy’emu sweter. O czym wiedział już połowa Gryfonów.
Wieczorem znużona ciągłymi pytaniami o ty czy dobrze się czuje (wszyscy jeszcze mieli w pamięci to jak zemdlała) zaszyła się w sypialni. Teraz cieszyła się, że nikogo w niej nie ma.
Spoglądała to na zdjęcie to na pamiętnik mamy. Po czym oglądał dokładnie książkę, coś przykuło jej uwagę tylna strona była cięższa niż powinna i wydawało jej się, zobaczyła zarysy dziurki od klucza. Chciał to sprawdzić wyjęła, więc z kieszeni dżinsów różdżkę, stuknęła nią w stronicę i powiedziała:
- Alohomora!
Szczęknęło jakby ktoś przekręcił klucz  w zamku i stron lekko się uchyliła. Lisa w osłupieniu się temu przyglądnęła. Po chwile nieustannego wpatrywania się w kartkę ,,otworzyła” ją tak by mogła zobaczyć co jest w środku.


Ujrzała piękny złoty łańcuszek z wisiorkiem w kształcie serca. Wzięła go. Nie chcący podważyła wieczko wisiorka, który  rozdzieliła się na dwie części i jej oczom ukazało się zdjęcie. Przedstawiało ono jej mamę i obok niej stojącego Jamesa Pottera. Nad zdjęciem na złotej oprawie widniały wygrawerowane słowa Dla Emmy w dniu siedemnastych urodzin od Jamesa.

Lisa zamknęła wisiorek i założyła naszyjnik na szyję. Teraz to jej największym skarb i choć by nie wiadomo co się działo z nim się nie zrostanie. Czuła, że jak go ma to tak jakby miała mamę tuż obok siebie.

Obserwatorzy

Lydia Land of Grafic