sobota, 31 października 2015

Rozdział 3. Nocowanie u Soni cz. 2


     Lisa, czekając, aż ktoś jej otworzy, nacisnęła dodatkowo dzwonek do drzwi, aby upewnić się, że domownicy usłyszeli, iż stoi domem.
     Po chwili do jej uszu dobiegł charakterystyczny dźwięk zbiegania po schodach, a zaraz po tym otworzyły się drzwi i jej oczom ukazała się Sonia.
- Cześć Soniu - przywitała się Liska.
- Cześć Lisa - odpowiedziała dziewczynka i przytuliła przyjaciółkę. - Dawno się nie widziałyśmy.
- Wystarczająco długo, żebym zdążyła się stęsknić - szepnęła Lisa odwzajemniając uścisk.
     Trwały tak bez ruchu, aż do przedpokoju weszła kobieta o rudokasztanowych włosach i rysach twarzy bardzo podobnych do Soni. Berry wywnioskowała, że musi to być mama jej przyjaciółki.
- Dzień dobry pani – powiedziała Lisa oswobadzając się z uścisku drugiej dziewczynki.
- Witaj Liso – odpowiedziała jej uprzejmym tonem.
- My idziemy do mojego pokoju - odparła Sonia biorąc skórzaną torbę Lisy.
- Dobrze. Zaraz przyniosę wam coś do jedzenia. Rosalie jeszcze nie ma? – pytanie to było bardziej skierowane do jej córki, niż do gościa.
- Nie mamo, jeszcze nie przyszła.
     Dziewczynki poszły na górę i weszły do pokoju Sonii. Na przeciw wejścia były drzwi balkonowe i okno, a zaraz obok, w lewym rogu pokoju duża szafa. Po prawej stronie stało biurko, nad nim półka z książkami, która uginała się pod ich ciężarem, a tuż za było łóżko przykryte flanelową pościelą w kwiatki. Obok mieściła się szafka nocna, na której stała lampka i ramka ze zdjęciem całej rodziny. Resztę przestrzeni wypełniał mały stolik i krzesełko oraz dywanik. Ściany były jasno niebieskie z zawieszonymi kilkoma obrazkami małej Sonii. Pokój wcale nie był duży, ale mieścił sporo rzeczy. Sonia położyła torbę koleżanki obok łóżka.
- Ładnie tu - powiedziała z zachwytem Lisa, penetrując wzrokiem każdy centymetr pokoju.
- Dziękuję.
    W tej samej chwili do pokoju weszła mama Sonii. W jednej ręce trzymała tacę z trzema kubkami i dzbankiem mleka, a w drugiej talerz z ciasteczkami. Sądząc po minie na twarzy Sonki, musiała pomagać przy ich pieczeniu. Kobieta położyła wszystko na stoliczku.
- Smacznego dziewczynki - powiedziała i udała się w stronę drzwi.
- Dziękujemy - powiedziały Lisa i Sonia równocześnie.
     Sonia wzięła dzbanek i nalała mleka do dwóch kubków. Jeden podała Lisie i obie zaczęły pić zimne mleko przegryzając kruche ciasteczka.
- Ros jeszcze nie ma, a jest już późno... - zagadnęła Sonka, spoglądając na zegar wiszący obok półki z książkami, który wskazywał 17:10. 
- Tak, myślałam, że już będzie jak przyjdę.

W tej samej chwili rozległ się donośny dźwięk dzwonka, który wypełnił cały dom.

-To pewnie Rosalie. Pójdę otworzyć - powiedziała Sonia i wybiegła z pokoju.

Może dwie sekundy po tym Lisa usłyszała straszny hałas. Jak oparzona wybiegła na schody i zobaczyła jak jej przyjaciółka rozpędzona wpadał na zamknięte drzwi. Zaszła po cichu na parter i stanęła za Sonią. Uśmiechnęła się i nie mogąc się powstrzymać skomentowała wyczyn swojej koleżanki.

- Sonia miałaś otworzyć drzwi, a nie je wyważyć.

- Ha Ha Ha bardzo śmieszne - odgryzła się dziewczynka, a Lisa otworzyła drzwi.

- Cześć Ros! – przywitały ją obie.

- Cześć dziewczyny! Co tu się działo?!

- Zupełnie nic - odpowiedziała szybciutko Lisa jeszcze cicho chichocząc do siebie. Może to nie było zbyt uprzejme i taktowe, ale nie mogła się powstrzymać.

- Chciałyście wyważyć drzwi? – spytała ponownie Ros. Nawet nie wiedziała jak blisko była prawdy. Lisa już otwierał usta, aby zrelacjonować Rosalie co tu się przed chwilę stało, ale ubiegła ją Sonia.

- Nie, miałam mały wypadek – i szubko dodała, aby zmienić temat. - Dobra chodźmy na górę. Nie będziemy przecież rozmawiać w drzwiach.

Kiedy już cała trójka była na górze, w pokoju, zaczęły rozmawiać.

- I jak tam wakacje? - spytała z entuzjazmem w głosie Sonia. Lisa posłał jej odrobinę pytające spojenie i wzruszyła ramionami.

- Jakoś lecą, mogło być gorzej – miała racje. W gruncie rzeczy mogła spędzić ten miesiąc w o wiele gorszej sytuacji, gdyby ciotka Karen zalazła jej różdżkę, albo Liv i Tom oraz oczywiście wuj Leopold, wyprowadzili ją z równowagi.

Tak bawiły się dziewczyny (pomijając latające pierze)
- Całkiem nieźle, nie narzekam - odparła Ros.

- A ty? - dodały równocześnie Rosalie i Lisa. Po czym bez uprzedzenia obie wybuchły niekontrolowanym śmiechem. Kiedy wszystkie trzy już się trochę uspokoiły, bo Sonia także zaraziła się śmiechem, odparła:

- Całkiem nieźle. Dobrze to co chcecie robić?

- Może zabawimy się w skojarzenia?-zapytała Lisa. Była to jej ulubiona zabawa, jeśli można ją tak nazwać. Polegała na tym, że jedna osoba mówi jakieś słowo, a pozostałe mówią pierwszą rzecz jaki im, w tedy wpadnie do głowy.

- Może być, niech Sonia zacznie.

- Hmm... Może niech będzie... szczotka! - rzuciła hasło do zabawy w skojarzenia Sonia.

- Pani Noris! - krzyknęła Lisa. Której na myśl odrazy podsunął się ogon nieszczęsnego zwierzęcia przypominający, wycior od fajki lub bardzo starą szczotkę.

- Pani Noris?! Ona chyba bardziej podległa pod ,,wszystko widzę" bądź ,,oczy Hogwartu" - dodała Ros, jej najwidoczniej te określenia bardziej pasowały.

- Nie zgodzę się pod ,,oczy Hogwartu" zaliczają się Fred i George Wealey'owie - wtrąciła się Sonia.

- Mi tam oni kojarzą się z ,,fajerwerkami" bądź ,,naciągniętym swetrem" - dorzuciła Lisa. Wspomnieniami wróciła to tego pamiętnego bożonarodzeniowego ranka.

- Naciągniętym swetrem?!- zdziwiły się dwie przyjaciółki. No tak one o niczym nie wiedziały. Ros raczej nie miała szans, aby zorientować się o co chodzi, gdyż jest Ślizgonką, a wszystko to się działo w wież Gryffidoru. A Sonii na święta wyjechała do domu.

- Długa historia, powiedzmy, że w święta w wieży Gryffidoru dzieje się DUŻO rzeczy - wyjaśniła koleżanka. Specjalnie zaakcentowała słowo ,,dużo” i tym samym wywinęła się od szczegółowej odpowiedzi.

- To może od początku... Lisa ty zaczynasz. - dodała Sonka.

- To może... ,,Łowca" – powiedziała, skoro już była mowa o ,,szczotce” to teraz czas na jej właściciela.

- Filch! - równocześnie krzyknęły pozostałe uczestniczki zabawy.

- To teraz ja! - powiedziała Ros.

- Niech będzie ,,psikus"

- Fred i George. - odparła Sonia.

- Irytek! - krzyknęła Lisa.

- Soniu!-zawołała mama.-Zejdź na chwilkę do kuchni.

- Dobrze już idę.

Sonia wyszła, pozostawiając przyjaciółki same. Zajęły się rozmową, w końcu, nie widziały się miesiąc czasu było sporo do obgadania. Za niedługo do sypialni wróciła Sonia razem z blondwłosą dziewczynką.

- Jessica to moje przyjaciółki Lisa – zaczęła przedstawiać Sonka.

- Cześć – odparła bliżej przyglądając się nowoprzybyłej, skądś ją znała.

- A to Ros.

- Cześć.

- Lisę na pewno znasz, mieszkacie obok siebie – Lisa już wiedziała kim jest i czemu ją zna. Ta dziewczyna, której pies się na nią rzuci.

- Tak znamy się-odparła Jessi i posła jej promienny uśmiech.

- Dobra dziewczyny to może teraz obejrzymy film?-zapytała Sonia.

- Jasne-odpowiedziały wszystkie pozostałe chórem.

- Więc tak mamy do wyboru ,,I kto to mówi" albo ,,Wojownicze Żółwie Ninja" co chcecie oglądać? – zapytała trzymając w ręka dwa opakowania na kasetę.

-,,I kto to mówi". Moja koleżanka to oglądała i podobno jest super-powiedziała Jessica. Na pewno znała się na tych rzeczach lepiej iż Lisa, a co dopiero Ros.

- Więc kto chce to oglądać ręka w górę.

Wszyscy podnieśli ręce w górę więc Sonia włączyła telewizor i włożyła kasetę do starego odtwarzacza. Na ekranie telewizora pojawiły się napisy początkowe.

Dziewczyny oglądały film do póki ciocia nie zawołała Jessicy. Dziewczyna pożegnała się z Sonią oraz nowymi koleżankami i wyszła.

Mama Sonii przyniosła duży talerz z kanapkami i kubki z gorącą herbatą. Cała trójka poczęstowała się.

Późniejszy wieczór dziewczęta też spędziły przyjemnie robią róże inne rzeczy, po póki nie zmorzył ich sen.

Rano po zjedzonym śniadaniu, kiedy Lisa pożegnała się już z Ros i Sonią. Wyszła przed dom. A na chodniku tuż po drugiej stronie ulicy czekał na nią nie kto inny jak Mia. Co było dla dziewczyny bardzo zaskakujące, nie wspomniała nawet, adresu Sonii, więc jak tu trafiła. Ale po roku ich znajomości wiedział już, że na pewne pytania nie otrzyma odpowiedzi, więc o nic nie zapytała. Tylko razem udały się do domu.


***

    Minęły dwa dni od nocowania zmęczona Lisa położyła się spać. Od razu jak przymknęła powieki, zapadła w sen. Ale czy na pewno to był tylko sen?...

Stała przed dziwnym, niby ogromnym lustrem, w którym nie mogła dostrzec swojego odbicia. Wszystko w nim było zamazane.

Nagle dostrzegła zarys postaci. Był to czarnowłosy chłopak, miał na sobie szatę z zielonymi akcentami; herbu domu nie można było dostrzec, ale łatwo zdołało się domyślić, że był on ze Slytherinu. Z każdym krokiem przybliżał się, a za nim coś sunęło, robiło się coraz większe, aż w końcu stało się większe od Ślizgona. Obydwie postacie nadal zbliżałby się, były coraz bliżej…

Lisa już wiedziała co sunęło tuż obok chłopaka- był to wielki wąż. Jego ogromne żółte ślepia były w nią wpatrzone. Jakaś niewytłumaczalna siła kazała jej stać nieruchomo, kiedy wszystko w niej krzyczało: UCIEKAJ! Była więźniem własnego ciała, ta niemoc była okropna, a hipnotyzujące żółte oczy - coraz bliżej.

Kiedy dzieliła ich już tylko, ta niewidzialna bariera, zwierzę otwarło szczękę ukazało wielki zęby. Ślizgon niezauważanie skinął głową. Potwór rzucił się na nią.

Z krzykiem zerwała się z łóżka, otarła ręką pot. Spojrzała na zegar wiszący na ścianie, który oświetlał blask księżyca, wskazywał pierwszą w nocy. Nic nie zapowiadało, aby Lisa szybko zasnęła z powrotem. Zapaliła, więc lampkę nocną, wzięła do ręki swój pamiętnik i zaczęła opisywać swój dziwny sen. Kiedy skończyła pisać, naszkicowała jeszcze zęby i oczy stwora z koszmaru, był to odruch, nie miła pojęcia po co to uczyniła.

Po skończeniu położyła się na wznak na łóżku i leżała. Nie miała ochoty na kolejny koszmar, nie była do końca pewna jak działają jej ,,wizje” związane z znamieniem w kształcie gwiazdy które miała na czole. Wedle starej przepowiedni jaką przeczytała wiosną nie była zwykłą czarownicą, była ,,naznaczona przez los”, dzięki czemu mogła, widzieć przyszłość, przeszłość i teraźniejszość (szkoda tylko, że kiedy się pojawiały to nie krzyczały do jakiego przydziału należą). Jedno było pewne ten koszmar sugerował zbyt wiele, aby można go było zbagatelizować.

Próbując odciągnąć złe myśli Lisa sięgnęła po pamiętnik mamy. Otworzyła go na chybił trafił (z rzadkością czytała wpisy po kolei). Zaczęła czytać…

Dziś nadszedł wreszcie bądź niestety dzień kiedy odwiedzę mojego tatusia, a zarazem i Jamesa. Nie było mi do tego wcale śpieszno, ale mama naciskała i musiałam ulec.

Jak widać wcale nie skaczę z radości. Bo po co mam poznawać osobę, która nie chciała mnie widzieć przez jedenaście dwanaście lat.

,,Ależ każdemu trzeba dać szansę” – słowa mamy. Tak, ale dodać trzeba nie wszyscy na to zasługują.

Dobrze, że Mia zgodziła się mi towarzyszyć, inaczej pewnie wyleciałbym od Pottera na jego własnej miotle. Ciekawe jaką by miał minę… No nic… Warto sobie pomarzyć…

Mia wie o wszystkim, osobiście jej o tym powiedziałam, tuż przed wakacjami. Też była tym wszystkim zdziwiona, ale uznała, że moi rodzicie (tzn. mama i tata Danell) dobrze zrobili (czy tylko ja sądzę, że nie chciałabym się niczego dowiedzieć?). James załatwił wszystko. To z nim pisałam listy. Mamy tam spędzić trzy dni. Trzy długie dni…

Dosłałyśmy się tam, teleportując razem z mamą, teleportacja wcale nie jest przyjemna, okropnie po niej mdli. Dom państwa Potter’ów jest większy od mojego, choć nie wiem czy ładniejszy. Od razu wiedziałam gdzie spędzę te długie godziny. Z tyłu posesji, był ogromny ogród jakim nawet ciocia Greta nie mogła się pochwalić.

Mama opuściła nas z cichym trzaskiem towarzyszącym deportacji. A my trzymając się blisko siebie podeszłyśmy do drzwi. Na mnie oczywiście spadł przywilej zapukania. Po chwili otworzyła nam kobieta o czarnych kręconych włosach i piwnych oczach. Była to Dorea Potter, jak zgadywałam.

- Wchodźcie kochane! No już, nie stójcie w progu.

Weszłyśmy. James już na nas czekał. Przywitał się ze mną i Mią oraz przedstawił mi swoją mamę. Oczekiwałam kiedy wreszcie pojawi się tata. Czekał w jadalni przy nakrytym już stole. Rzeczywiście byłam głodna, a zbliżała się pora obiadowa.

Oczywiście w czasie obiadu często zapadała niezręczna cisza. Raczej rozmawiałam z Mią i Jamesem, sporadycznie odpowiadając na pytania Dorey. Unikając jakiegokolwiek kontaktu z ojcem. Przez co kilkukrotnie dostałam kopniaka pod stołem od Mii, a raz nawet od Pottera juniora (Jamesa).

Wyraźnie dawałam do zrozumienia, że nie chcę mieć z nim nic wspólnego. W końcu on zrobił pierwszy krok i zapytał:

- Więc jesteś na tym samym roku co James?

- Tak. – Odpowiedziałam obojętnym głosem, założę się, że nie wie nawet kiedy się urodziłam. Postanowiłam teraz zaryzykować, miałam dość udawania, grania tej całej szopki. – Ale pan pewnie nie wiem nawet kiedy się urodziłam? Albo jakie kwiatki lubię najbardziej? Bądź jaki jest mój ulubiony przedmiot w Hogwarcie? Lub jak mam na drugie imię? TATO! – w to to ostanie słowo wlałam cały jad na jaki było mnie stać. – Nie będę się tak do ciebie zwracać nie zasługujesz na miano ojca! Nic o mnie nie wiesz! Nagle pojawisz się znikąd i BUM! Rozsypujesz mój świat! Moje szczęcie! – gwałtownie wstałam od stołu.

Rzuciłam jeszcze ,,Wybacz James” i wszyłam. Po prostu wyszłam. Byłam w ogrodzie. Zdawałam sobie sprawię, że JEMU też jest ciężko, ale nie umiałam wybaczyć. Kipiała we mnie złość zamieszana z goryczą, wstydem i smutkiem. Wdrapałam się na pierwsze drzewo, na które trafiłam. Kiedy miałam kłopoty uwielbiałam tak robić. Siedziałam, wtedy na gałęzi i wsłuchiwałam się w szum liści, aby się uspokoić.

Każde następne słowo stawało się bardziej rozmazane, a każde kolejne zadnie niezrozumiałe. Powieki zaczęły się stawać coraz cięższe. W końcu, nie wiedząc kiedy, zasnęła snem głębokim. Książka leżąca na krańcu łóżka sunęła się i spadała na podłogę zamykając się przy tym.

~~~~~~

Witam!
Tak od ostatniego rozdziału minęły równie trzy miesiące,
 a ja przychodzę z drugą częścią.
Tak miła być wcześniej, ale mój czas ostatnio przedastawia się tak:
szkoła-dom-zadnia-szkoła-dom-zadnia,
Błędne koło.
Do pónocy jeszcze 15 minut, więc
wznieśmy różdżki za Jamesa i Lily  /*
Następny rozdział powinien pojawić się 
mniej więcej za dwa tygodnie około 13 listopada.
 Rozdział dedykowany dla:
Paulina Kurczab - za wysiłek włożony w to aby ten rozdział powstał

Obserwatorzy

Lydia Land of Grafic