poniedziałek, 23 lutego 2015

Rozdział 12 Zmorek

Rano wstał jak zwykle wcześnie, ale nie od razu zeszła na dół. Odsłoniła łóżko i popatrzyła po pustych innych łóżkach było dziwnie nie zastać tam zasłoniętych zasłony za którymi powinny teraz spać koleżanki.
Szybko jednak doprowadziła się do porządku. Ubrała się schludnie i uparcie rozczesywała teraz pogmatwane włosy. Kiedy się wreszcie z nimi uporała i zaplotła w warkocz francuski. Zeszła do pokoju wspólnego, taszcząc pod pachą jakąś książkę i zasiadła w swoim ulubionym fotelu przed kominkiem. Rozłożyła wielki tom na kolanach i zagłębiła się w lekturze jednej z wczoraj wypożyczonych ksiąg.
Czytając czas bardzo szybko jej miną a w pokoju pojawili się już bracia Wesley’owie oraz Harry. Z łatwością można było przewidzieć, że skoro była w jednym pomieszczeniu z Fredem i George’em nie miła szans na dalsze czytanie, więc zamknęła książkę i odłożyła ją do sypialni. Po powrocie przyłączyła się do Wesley’ów. Przez chwilę przebywali w wieży Gryffindoru śmiejąc się, żartując, dyskutując i rozgrywając jedną partię czarodziejskich szachów. Nie długo to jednak trwało bo po jakimś czasie jednogłośnie stwierdzili, że muszą się udać do Wielkiej Sali na śniadanie. A sprawką tego było coraz głośniejsze burczenie w brzuchu Rona.
W sali stało z dwadzieścia pięknie udekorowanych choinek, które przyniósł Hagrid. Stał one w niej już od tygodnia, ale na Lisie wciąż robiły ogromnie wrażenie.
Usiała naprzeciwko Harry’ego uśmiechając się do niego. Zauważyła również przy stole Ślizgonów Ros, więc jej pomachała co miała w zwyczaju kiedy ją gdzieś zobaczyła. Ta radośnie jej odmachała nie dało się nie za uwarzyć, że jest w wyśmienitym nastroju.
Na śniadanie zjadła jako sadzone oraz tost posmarowany masłem, to popiła swoim ulubionym sokiem dyniowym. Zaraz po śniadaniu poszła do biblioteki, wcześniej zabierając z sypialni cały stos książek wypożyczony wczoraj. W bibliotece spędziła czas do drugiego śniadania po nim udała się do wieży Gryffindoru. A tam dała się ponieść szaleństwu choć Percy studził zapały wszystkich.
Około drugiej po południu do jednej z szyb okna obok, którego siedziała przyleciała Śnieżka i zaczęła w nią dziobać by zwrócić na siebie uwagę. Lisa natychmiast otworzyła okno. Sowa nie wleciała do środka tylko poniosła jedną nóżkę, do której miła przywiązany liścik i niedużą paczkę. Odwiązała przesyłkę, sowa dziobnęła ją w palec i odleciała w kierunku sowiarni.
Pospiesznie wzięła paczkę i list i poszła do dormitorium dziewcząt. Kiedy znalazła się w sypialni usiadła na łóżku rozwinęła pergamin i zaczęła czytać:
Kochana Liso!
Wczoraj twój list doszedł do mnie dosyć późno, więc nie zdążyła tego zrobić. Dzisiaj rano wstałam wcześnie i udałam się na Pokątną. W Esach i Floresach kupiłem dla ciebie tę książkę. Nie martw się pieniędzy mi wystarczyło nie musisz nic oddawać.
Przesyłam całusy. Trzymaj się ciepło.
Ciocia Mia
PS. Mam nadzieję, że Śnieżka dotarła na czas.
Lisa sięgnęła po paczuszkę rozdarła papier jaki ją zabezpieczał i zobaczyła piękną nowiuteńką książkę zatytułowaną Baśnie barda Beedle’a. Cudna pomyślała. Położyła ją na łóżku a spod niego wyciągnęła dwa pudełka mniej więcej do jednej trzeciej wysokości wypełnione słodyczami oraz papier w który będą popakowane.
Rozmieściła paczki na środku pokoju i zaczęła zajmować się ich wypełnianiem. Do pierwszej przeznaczonej dla Rosalie włożyła książkę Najpiękniejsze Baśnie Świta. Na niej umieściła ostrożnie jej portret i bransoletkę z zawieszkę w kształcie węża. Opakowała paczuszkę w ozdobny papier, obwiązała najlepszą zieloną wstążka jaką miła i umieściła pergamin z życzeniami oraz swoim podpisem.
Następnie zabrała się za prezent dla Sonii. Włożyła książkę Baśnie barda Beedle’a. Umieściła na niej portret oraz bransoletkę z zawieszką w kształcie serduszka. Podobnie jak wcześniej opakowała pudełko ozdobnym papierem oraz przewiązała wstążką tym razem jednak czerwoną. Przyczepiła kawałek pergaminu z życzeniami i podpisem.
Obie paczki położyła obok swojego stolika nocnego. Schyliła się pod łóżko tym razem wyjmując spod niego trzy pudełeczka. Wypełnione słodyczami. Te jednak tylko opakowała papierem. Przewiązała wstążkami oraz podczepiła kawałki pergaminów z życzeniami. Następnie sięgnęła po ostatnie pudełko, w którym był wisiorek dla Liv, jaki sama transmutowała. W kształcie psiej łapki, ponieważ szalała ona wręcz za wszystkim co było związane z psami. Dla Toma plakat jego ulubionej drużyny piłkarskiej, który ubłagała od Deana Thomasa. A dla ciotki Karen srebrnym łańcuszek z wisiorkiem z literą ,,K”. Ten prezent sprawił jej najwięcej trudności bo nie widziała co ma dać. Odłożyła je obok dwóch wcześniejszych prezentów.
Poskładała po sobie resztki papieru i wstążek, flakonik z atramentem oraz pióro. Wróciła do pokoju wspólnego gdzie Ron i Harry grali w czarodziejskie szachy. Przyglądała się im a potem sama spróbowała zagrać. Potter pożyczył jej komplet figur, które on z kolei pożyczył od Seamusa Finnigana. Wypadło jej zagrać z Ronem, który po łebkach wyjaśnił jej zasady gry. Grało jej się super figury nawet się jej słuchał (chyba dla tego, że była dziewczyną) i nie były takie uparte jak dla Harry’ego. Który wciąż powtarzała ,,Jak to to możliwe, że one jej się słuchają”. Niestety przegrała z bardziej doświadczonym od niej Wesley’em. On nie omieszkał jednak kąśliwego komentarza pod jej adresem ,,Jak na dziewczynę grałaś dosyć dobrze”, ponieważ był bliski przegranej z tą dziewczyną.
Lisa udała, że nie dosłyszała tego komentarza. Choć złość w niej kipiała.
Położyła się późno spać, choć rano wstała wcześnie. Po ubraniu się wzięła cztery paczki przeznaczone dla Sonii, Hermiony, cioci Mii oraz ciotki Karen, Liv i Toma a w sypialni pozostawiła prezenty dla Rosalie i Harry’ego. Z czterema paczkami w rękach ruszyła do sowiarni.
Kiedy dotarła na miejsce. Przywitała ją radosnym pohukiwaniem Śnieżka. Odłożyła trzy paczki na parapet okna a czwartą przywiązała do sowy śnieżnej.
- To jest dla Sonii, ale masz to przekazać jej mamie. Rozumiesz.- sowa dziobnęła ją w palec, co uznała za potwierdzenie.
Śnieżka odleciała. Następnie wzięła jedną z paczek leżących na parapecie i przywołała jedną ze szkolnych sów. Płomykówkę. Przywiązała przesyłkę.
- To dla Herminy Granger.
Płomykówka kiwnęła główką i odleciała. Lisa wzięła ostatnią paczuszkę. Przywołała kolejną szkolną sowę tym razem puszczyka. Jemu także przywiązała przesyłkę i powiedziała:
- To dla Mii Thoes.
Puszczyk nic nie zrobił tylko od razu odleciał. Przywołała jeszcze jedną, sowę wyjaśniła jej szczegółowo jak odnaleźć dom ciotki po czym ptak odfrunął.
Dziewczynka podeszła do okna wiodła wzrokiem za sową puki nie zniknęła jej z oczu. Po czym dopiero uświadomiła sobie jak jest zimno i czym prędzej wróciła do zamku.
Cały dzień spędziła w pokoju wspólnym Gryffindoru nie licząc posiłków. Już jutro Boże Narodzenie. Jeszcze nigdy w życiu na nic tak nie czekała.
Przebudziła się, była może druga w nocy. Wstała, po przeciągła się kilka razy. Dobrze, że jest tak późno Harry i Ron na pewno już śpią. Teraz będzie łatwiej podłożyć prezent dla Pottera.
Wzięła jeden z leżących koło stolika nocnego pakunków i wyszła z sypialni dziewczyn. Na palcach skierowała się do dormitorium chłopców. Weszła do pokoju z szyldem na drzwiach głoszącym, że jest to sypialnia pierwszaków. Ujrzała dwa zasłonięte łóżka. Koło obu były stosy prezentów, jeden mniejszy, należący do Harry’ego i większy Rona. Pozostawiła paczkę na stosie Harry’ego i wyszła.
Schodziła po schodach kierując się w stronę Pokoju Wspólnego aby przedostać się przez niego do dormitorium dziewcząt. Kiedy tuż przed zamkniętymi drzwiami, które prowadziły do pokoju przystanęła nagle. Za drzwi dochodziły dźwięki, szuranej po podłodze miotły.
Ale kto do licha o zdrowych zmysłach miałby sprzątać o drugi w nocy. Przyczaiła się po drzwiami wstrzymując oddech. Szybko popchnęła je i stanęła przed niskim stworzeniem z dużymi uszami ubranym w stary, podziurawiony, brudny fartuch. Które teraz parzyło się na nią.
- Kim… ty jesteś? Co tu… robisz? – zdołała wykrztusić z siebie.
- Jestem Zmorek sir panienko – ukłonił się nisko zmieszanej dziewczynce. – Domowy Skrzat Hogwartu. Do usług.
Kiedy tylko skończył to mówić podbiegł do najbliższej ściany i zaczął walić głową w mur mówiąc ,,Zły Zmorek, zły. Zmorek się ujawnić.”
Przerażona Lisa pobiegła szybko do niego i chwyciła go za ręce uniemożliwiając zarazem dalsze walenie skrzata głową w ścianę.
- Co ty robisz? – spytała przerażona.
- Zmorek się ukarać z to, że się sir panience pokazać. Nikt nie powinien wiedzieć, że Zmorek tu sprzątać, że tu być.
- Zmorku – zaczęła Lisa a w jej głosie zabrzmiała nuta matczynej dobroci. – Jedyną osobą jaka jest tu winna to ja. Przecież mnie tu nie powinno być. Powinnam już od dawna spać. I nie mów do mnie panienka tylko Lisa.
Zmorek kiwnął głową i spojrzał na nią wykrzywiając lekko usta, chyba się uśmiechając. Lisa także się do niego uśmiechnęła. Po czym do dała:
- Jeśli chcesz nikomu nie powiem, że ciebie zobaczyłam.
- Sir panienka Lisa. Jest tak dobra dla Zmorka. Sir panienka Lisa jest wielką czarownicą.
- Zmorku mógłbyś coś dla mnie zrobić. Jeśli to nie problem, oczywiście.
- Dla sir panienki Lisy zawsze.
- Dziękuje ci. Zaczekaj tu chwilkę zaraz wrócę.
Wbiegła szybko do sypialni chwyciła jedyną paczuszkę jak leżał koło stolika nocnego i wybiegła szybko z pokoju. Zbiegając czym prędzej po schodach. Weszła szybkim krokiem do Pokoju Wspólnego. Skrzat nadal stał tam gdzie go pozostawiła samego. Podeszła do niego.
- Zmorku, czy wiesz gdzie znajduje się dormitorium Slytherinu a w nim sypialnia dziewcząt pierwszego roku.
- Tak, Zmorek zna drogę.
- W takim razie czy mógłbyś położyć to koło jedynego zajętego łóżka. Powinna w nim być kasztanowo włosa dziewczyna – powiedziała i podała mu prezent dla Rosalie.
- Tak, jest.
- Dziękuje ci, Zmorku. Dobranoc – powiedziała i zasłoniła usta ręką bo zaczęła ziewać.

Po machała skrzatu na pożegnanie i wspięła się po schodach do sypialni. 

1 komentarz:

Obserwatorzy

Lydia Land of Grafic