Rano wstał jak zwykle wcześnie, ale
nie od razu zeszła na dół. Odsłoniła łóżko i popatrzyła po pustych innych
łóżkach było dziwnie nie zastać tam zasłoniętych zasłony za którymi powinny
teraz spać koleżanki.
Szybko jednak doprowadziła się do
porządku. Ubrała się schludnie i uparcie rozczesywała teraz pogmatwane włosy.
Kiedy się wreszcie z nimi uporała i zaplotła w warkocz francuski. Zeszła do
pokoju wspólnego, taszcząc pod pachą jakąś książkę i zasiadła w swoim ulubionym
fotelu przed kominkiem. Rozłożyła wielki tom na kolanach i zagłębiła się w
lekturze jednej z wczoraj wypożyczonych ksiąg.
Czytając czas bardzo szybko jej miną a
w pokoju pojawili się już bracia Wesley’owie oraz Harry. Z łatwością można było
przewidzieć, że skoro była w jednym pomieszczeniu z Fredem i George’em nie miła
szans na dalsze czytanie, więc zamknęła książkę i odłożyła ją do sypialni. Po
powrocie przyłączyła się do Wesley’ów. Przez chwilę przebywali w wieży
Gryffindoru śmiejąc się, żartując, dyskutując i rozgrywając jedną partię
czarodziejskich szachów. Nie długo to jednak trwało bo po jakimś czasie
jednogłośnie stwierdzili, że muszą się udać do Wielkiej Sali na śniadanie. A
sprawką tego było coraz głośniejsze burczenie w brzuchu Rona.
W sali stało z dwadzieścia pięknie
udekorowanych choinek, które przyniósł Hagrid. Stał one w niej już od tygodnia,
ale na Lisie wciąż robiły ogromnie wrażenie.
Usiała naprzeciwko Harry’ego
uśmiechając się do niego. Zauważyła również przy stole Ślizgonów Ros, więc jej
pomachała co miała w zwyczaju kiedy ją gdzieś zobaczyła. Ta radośnie jej
odmachała nie dało się nie za uwarzyć, że jest w wyśmienitym nastroju.
Na śniadanie zjadła jako sadzone oraz
tost posmarowany masłem, to popiła swoim ulubionym sokiem dyniowym. Zaraz po
śniadaniu poszła do biblioteki, wcześniej zabierając z sypialni cały stos książek
wypożyczony wczoraj. W bibliotece spędziła czas do drugiego śniadania po nim
udała się do wieży Gryffindoru. A tam dała się ponieść szaleństwu choć Percy studził zapały wszystkich.
Około drugiej po południu do jednej z
szyb okna obok, którego siedziała przyleciała Śnieżka i zaczęła w nią dziobać
by zwrócić na siebie uwagę. Lisa natychmiast otworzyła okno. Sowa nie wleciała
do środka tylko poniosła jedną nóżkę, do której miła przywiązany liścik i
niedużą paczkę. Odwiązała przesyłkę, sowa dziobnęła ją w palec i odleciała w
kierunku sowiarni.
Pospiesznie wzięła paczkę i list i
poszła do dormitorium dziewcząt. Kiedy znalazła się w sypialni usiadła na łóżku
rozwinęła pergamin i zaczęła czytać:
Kochana Liso!
Wczoraj twój list doszedł do mnie
dosyć późno, więc nie zdążyła tego zrobić. Dzisiaj rano wstałam wcześnie i
udałam się na Pokątną. W Esach i Floresach kupiłem dla ciebie tę książkę. Nie
martw się pieniędzy mi wystarczyło nie musisz nic oddawać.
Przesyłam całusy. Trzymaj się ciepło.
Ciocia Mia
PS. Mam nadzieję, że Śnieżka dotarła na czas.
Lisa sięgnęła po paczuszkę rozdarła papier
jaki ją zabezpieczał i zobaczyła piękną nowiuteńką książkę zatytułowaną Baśnie barda Beedle’a. Cudna pomyślała.
Położyła ją na łóżku a spod niego wyciągnęła dwa pudełka mniej więcej do jednej
trzeciej wysokości wypełnione słodyczami oraz papier w który będą popakowane.
Rozmieściła paczki na środku pokoju i
zaczęła zajmować się ich wypełnianiem. Do pierwszej przeznaczonej dla Rosalie włożyła
książkę Najpiękniejsze Baśnie Świta. Na
niej umieściła ostrożnie jej portret i bransoletkę z zawieszkę w kształcie
węża. Opakowała paczuszkę w ozdobny papier, obwiązała najlepszą zieloną wstążka
jaką miła i umieściła pergamin z życzeniami oraz swoim podpisem.
Następnie zabrała się za prezent dla
Sonii. Włożyła książkę Baśnie barda
Beedle’a. Umieściła na niej portret oraz bransoletkę z zawieszką w
kształcie serduszka. Podobnie jak wcześniej opakowała pudełko ozdobnym papierem
oraz przewiązała wstążką tym razem jednak czerwoną. Przyczepiła kawałek
pergaminu z życzeniami i podpisem.
Obie paczki położyła obok swojego
stolika nocnego. Schyliła się pod łóżko tym razem wyjmując spod niego trzy
pudełeczka. Wypełnione słodyczami. Te jednak tylko opakowała papierem.
Przewiązała wstążkami oraz podczepiła kawałki pergaminów z życzeniami.
Następnie sięgnęła po ostatnie pudełko, w którym był wisiorek dla Liv, jaki
sama transmutowała. W kształcie psiej łapki, ponieważ szalała ona wręcz za
wszystkim co było związane z psami. Dla Toma plakat jego ulubionej drużyny
piłkarskiej, który ubłagała od Deana Thomasa. A dla ciotki Karen srebrnym
łańcuszek z wisiorkiem z literą ,,K”. Ten prezent sprawił jej najwięcej
trudności bo nie widziała co ma dać. Odłożyła je obok dwóch wcześniejszych
prezentów.
Poskładała po sobie resztki papieru i
wstążek, flakonik z atramentem oraz pióro. Wróciła do pokoju wspólnego gdzie
Ron i Harry grali w czarodziejskie szachy. Przyglądała się im a potem sama
spróbowała zagrać. Potter pożyczył jej komplet figur, które on z kolei pożyczył
od Seamusa Finnigana. Wypadło jej zagrać z Ronem, który po łebkach wyjaśnił jej
zasady gry. Grało jej się super figury nawet się jej słuchał (chyba dla tego,
że była dziewczyną) i nie były takie uparte jak dla Harry’ego. Który wciąż
powtarzała ,,Jak to to możliwe, że one jej się słuchają”. Niestety przegrała z
bardziej doświadczonym od niej Wesley’em. On nie omieszkał jednak kąśliwego
komentarza pod jej adresem ,,Jak na dziewczynę grałaś dosyć dobrze”, ponieważ
był bliski przegranej z tą dziewczyną.
Lisa udała, że nie dosłyszała tego
komentarza. Choć złość w niej kipiała.
Położyła się późno spać, choć rano
wstała wcześnie. Po ubraniu się wzięła cztery paczki przeznaczone dla Sonii,
Hermiony, cioci Mii oraz ciotki Karen, Liv i Toma a w sypialni pozostawiła
prezenty dla Rosalie i Harry’ego. Z czterema paczkami w rękach ruszyła do
sowiarni.
Kiedy dotarła na miejsce. Przywitała
ją radosnym pohukiwaniem Śnieżka. Odłożyła trzy paczki na parapet okna a
czwartą przywiązała do sowy śnieżnej.
- To jest dla Sonii, ale masz to przekazać jej mamie.
Rozumiesz.- sowa dziobnęła ją w palec, co uznała za potwierdzenie.
Śnieżka odleciała. Następnie wzięła
jedną z paczek leżących na parapecie i przywołała jedną ze szkolnych sów.
Płomykówkę. Przywiązała przesyłkę.
- To dla Herminy Granger.
Płomykówka kiwnęła główką i odleciała.
Lisa wzięła ostatnią paczuszkę. Przywołała kolejną szkolną sowę tym razem
puszczyka. Jemu także przywiązała przesyłkę i powiedziała:
- To dla Mii Thoes.
Puszczyk nic nie zrobił tylko od razu
odleciał. Przywołała jeszcze jedną, sowę wyjaśniła jej szczegółowo jak odnaleźć
dom ciotki po czym ptak odfrunął.
Dziewczynka podeszła do okna wiodła
wzrokiem za sową puki nie zniknęła jej z oczu. Po czym dopiero uświadomiła
sobie jak jest zimno i czym prędzej wróciła do zamku.
Cały dzień spędziła w pokoju wspólnym
Gryffindoru nie licząc posiłków. Już jutro Boże Narodzenie. Jeszcze nigdy w
życiu na nic tak nie czekała.
Przebudziła się, była może druga w
nocy. Wstała, po przeciągła się kilka razy. Dobrze, że jest tak późno Harry i
Ron na pewno już śpią. Teraz będzie łatwiej podłożyć prezent dla Pottera.
Wzięła jeden z leżących koło stolika
nocnego pakunków i wyszła z sypialni dziewczyn. Na palcach skierowała się do
dormitorium chłopców. Weszła do pokoju z szyldem na drzwiach głoszącym, że jest
to sypialnia pierwszaków. Ujrzała dwa zasłonięte łóżka. Koło obu były stosy
prezentów, jeden mniejszy, należący do Harry’ego i większy Rona. Pozostawiła
paczkę na stosie Harry’ego i wyszła.
Schodziła po schodach kierując się w
stronę Pokoju Wspólnego aby przedostać się przez niego do dormitorium
dziewcząt. Kiedy tuż przed zamkniętymi drzwiami, które prowadziły do pokoju
przystanęła nagle. Za drzwi dochodziły dźwięki, szuranej po podłodze miotły.
Ale kto do licha o zdrowych zmysłach
miałby sprzątać o drugi w nocy. Przyczaiła się po drzwiami wstrzymując oddech. Szybko popchnęła je i stanęła przed
niskim stworzeniem z dużymi uszami ubranym w stary, podziurawiony, brudny
fartuch. Które teraz parzyło się na nią.
- Kim… ty jesteś? Co tu… robisz? – zdołała wykrztusić z
siebie.
- Jestem Zmorek sir panienko – ukłonił się nisko zmieszanej
dziewczynce. – Domowy Skrzat Hogwartu. Do usług.
Kiedy tylko skończył to mówić podbiegł
do najbliższej ściany i zaczął walić głową w mur mówiąc ,,Zły Zmorek, zły.
Zmorek się ujawnić.”
Przerażona Lisa pobiegła szybko do
niego i chwyciła go za ręce uniemożliwiając zarazem dalsze walenie skrzata
głową w ścianę.
- Co ty robisz? – spytała przerażona.
- Zmorek się ukarać z to, że się sir panience pokazać.
Nikt nie powinien wiedzieć, że Zmorek tu sprzątać, że tu być.
- Zmorku – zaczęła Lisa a w jej głosie zabrzmiała nuta
matczynej dobroci. – Jedyną osobą jaka jest tu winna to ja. Przecież mnie tu
nie powinno być. Powinnam już od dawna spać. I nie mów do mnie panienka tylko
Lisa.
Zmorek kiwnął głową i spojrzał na nią
wykrzywiając lekko usta, chyba się uśmiechając. Lisa także się do niego
uśmiechnęła. Po czym do dała:
- Jeśli chcesz nikomu nie powiem, że ciebie zobaczyłam.
- Sir panienka Lisa. Jest tak dobra dla Zmorka. Sir
panienka Lisa jest wielką czarownicą.
- Zmorku mógłbyś coś dla mnie zrobić. Jeśli to nie
problem, oczywiście.
- Dla sir panienki Lisy zawsze.
- Dziękuje ci. Zaczekaj tu chwilkę zaraz wrócę.
Wbiegła szybko do sypialni chwyciła jedyną
paczuszkę jak leżał koło stolika nocnego i wybiegła szybko z pokoju. Zbiegając
czym prędzej po schodach. Weszła szybkim krokiem do Pokoju Wspólnego. Skrzat
nadal stał tam gdzie go pozostawiła samego. Podeszła do niego.
- Zmorku, czy wiesz gdzie znajduje się dormitorium Slytherinu
a w nim sypialnia dziewcząt pierwszego roku.
- Tak, Zmorek zna drogę.
- W takim razie czy mógłbyś położyć to koło jedynego
zajętego łóżka. Powinna w nim być kasztanowo włosa dziewczyna – powiedziała i
podała mu prezent dla Rosalie.
- Tak, jest.
- Dziękuje ci, Zmorku. Dobranoc – powiedziała i zasłoniła
usta ręką bo zaczęła ziewać.
Po machała skrzatu na pożegnanie i
wspięła się po schodach do sypialni.
Zmorek hehe :)
OdpowiedzUsuńZmorcio fajny, Zmorcio lubi panienkę Lisę :)