piątek, 20 lutego 2015

Rozdział 7 Noc Duchów

     Śnili jej się rodzice, lecz nie wyglądali oni tak, jak we wcześniejszych snach. Byli ubrani w szkarłatne i złote szaty (kolory Gryffindoru). Trzymali w rękach miotły. Oprócz nich stało jeszcze pięć innych osób. Jedna z nich wyglądała znajomo. Był to chłopak, wręcz młody mężczyzna w wieku około siedemnastu lat. Miał kruczoczarne, niesforne włosy i okrągłe okulary. Wyglądał całkiem jak Harry. Lisa wywnioskowała, że to musiał być jego ojciec. Jedyna rzecz, która ich różniła, to kolor oczu (Harry miał zielone).
     Wszystko to niebawem zniknęło, ponieważ się obudziła. To był jeden z tych snów, z których nie lubiła się budzić. Wstała jak zwykle pierwsza. Inne dziewczyny jeszcze spały (to chyba z przyzwyczajenia tak wcześnie wstawała, u ciotki Karen musiała być już na nogach).
     Jak zwykle ubrała się i uczesała włosy w koński ogon. Zeszła na dół i swoim zwyczajem usiadła w fotelu naprzeciw kominka. Rano, kiedy już wstała, a cały dom jeszcze spał, czytała przy nim ciekawe książki albo po prostu wpatrywała się w trzaskający ogień, rozmyślając przy tym o różnych nurtujących ją rzeczach. Teraz patrząc w płonienie ogniska, myślała o swoim dość dziwnym śnie.
     Był już koniec października. Za niedługo miała być Noc Duchów. Słuchając często opowiadań rudych bliźniaków, Freda i George’a (braci Rona) o tym święcie, nie mogła się już go doczekać. Ich opowieści zawsze przyciągały wielu słuchaczy, głównie pierwszorocznych uczniów. Za to oraz także przez żarty i wygłupy jakie wyprawiali, często byli upominani przez Percy’ego (prefekta i kolejnego brata Rona). Lisa bała się go trochę nie wiadomo z jakiego powodu. Może dlatego, że miał zawsze taki poważny wyraz twarzy, ale kiedy przychodziło co do czego on także potrafił być zabawny.
     Do pokoju wspólnego zaczęli przychodzić członkowie drużyny quidditcha. Mieli oni poranny trening. Siedem osób prawie w tym samym czasie zeszło po schodach. Byli tak zawsze czymś przejęci, że nie zauważali Lisy siedzącej w fotelu. Jedyną osobą jaka zawsze ją widziała był Harry. Czasami coś zagadał do niej, ale raczej częściej tylko się uśmiechał albo machał ręką.
     Zazwyczaj jak tylko wychodzili, od razu zapadała w myśli jak to musi być super grać w quiddticha. Tego dnia było jednak inaczej. Podeszła do Wooda kapitana drużyny i zapytała:
- Przepraszam, Wood. Mam takie pytanie. Czy mogłabym dzisiaj popatrzeć jak trenujecie? Proszę!
- Niech będzie - powiedział od niechcenia. - Tylko masz być cicho, zgoda?
- Dobrze. Obiecuję - i podskoczyła lekko z radości.
     Ruszyła jak cień za nimi. Dotarli do boiska. Lisa usiadła na trybunach i oglądała nie odzywając się ani raz choćby jednym słowem, choć kilka razy ją korciło. Każda inna osoba oglądająca to na pewno po pewnym czasie zaczęła się nudzić, tylko nie ona. Dla niej to wszystko było bardzo ciekawe.
     Dziewczynka zachowywała się tak jakby w ogóle jej nie było. Po skończeniu treningu, wróciła razem z nimi do zamku na śniadanie.
     W Wielkie Sali byli już prawie wszyscy uczniowie. Lisa usiadła na swoim miejscu i zaczęła jeść. Jeszcze dobrze nie połknęła gorącej owsianki, kiedy Sonia zalała ją pytaniami.
- Dlaczego nie było ciebie rano w dormitorium? Gdzie byłaś?
- Oglądałam trening naszej drużyny quidditcha.
- Naprawdę? I jak było?
- Jak dla mnie ekstra. Tylko Wood chyba nie pozwoli mi więcej przychodzić na treningi.
- Czemu?
- Teraz ledwie się zgodził. A później zaczną się mecze i na pewno mi nie pozwoli. Uzna, że taka pierwszoroczna uczennica jak ja będzie tylko przeszkadzać.
     Potem się nie odzywały. Sonia nie wiedziała jak pocieszyć przyjaciółkę, a Lisa nie chciała już drążyć tego tematu. Zjadła w milczeniu porcję owsianki. Po śniadaniu miała mieć dwie godziny eliksirów ze Ślizgonami.
     Na lekcji nie było łatwo. Profesor Snape uwziął się jej jak rzep psiego ogona. Mieli przygotować sami eliksir. Praca Lisy była doskonała, ale nauczyciel stwierdził, że zabrakło któregoś ze składników, który nawet nie był w recepturze. Za to zadanie Malfoy’a wychwalał pod sam sufit.
     Dziewczyna od razu poznała, w przygotowanym przez Draco eliksirze brakowało co najmniej dwóch składników.
     Cały dzień, pomijając lekcje eliksirów, minął jej dobrze. Na transmutacji otrzymała nawet pochwałę od profesor McGonagall.



                                                           ***


     Już dzisiaj miała po lekcjach odbyć się Noc Duchów. Lisa nie mogła się doczekać.
     Na lekcji zaklęć (ostatnich jej zajęciach przed uroczystością) ćwiczyli rzucanie zaklęcia lewitacji. Dziewczynce nawet dobrze szło do momentu, kiedy nagle zaczęła ją boleć głowa. Mniej więcej w miejscu gdzie znajdowała się blizna. Przez to musiała na chwilę usiąść (gdyż wcześniej stała). Tak jak kiedyś ból zniknął tak szybko jak się pojawił. Stało się to teraz trochę dokuczliwe. Zastanawiała się czy nie pójść z tą sprawą do pielęgniarki. Ostatecznie jednak postanowiła, że wstrzyma się z wizytą w skrzydle szpitalnym.
     Po lekcji poszła do wieży Gryffindoru, aby odpocząć przed ucztą. Ten czas wykorzystała do opisania w pamiętniku dzisiejszego dnia i zapisania w nim jaka jest podekscytowana wieczorną uroczystością. Ale także do odrobienia większości zadań. Kiedy część uczniów zaczęła już się zbierać do wyjścia, Lisa razem z nim ruszyła do Wielkiej Sali (choć znała doskonale drogę, uznała, że lepiej będzie pójść za innymi).
     Sala wyglądała pięknie w powietrzu unosiły się wydrążone dynie na tle gwieździstego nieba, a na stole stała ta sama złota zastawa co na rozpoczęciu roku szkolnego.
     Dziewczyna usiadła na swoim miejscu. Wkrótce też pojawiła się reszta uczniów i zaczęła się uczta. Dania były przepyszne, a czas ,,umilały” duchy. Opowiadały one rozmaite i ciekawe historie. Wszystko było takie jak w opowiadaniach Freda i George’a Wesleyów. No może prawie takie same.
     Nagle do Wielkiej Sali wbiegł cały roztrzęsiony profesor Quirell (nauczyciel Obrony przed Czarną Magią). Wyjąkał, że w lochach zamku jest troll i zemdlał. Rozległa się wielka wrzawa. Dopiero po chwili profesor Dumbledore uspokoił uczniów i kazała prefektom zaprowadzić uczniów do dormitoriów.
     Prefekt (Percy Wesley) zaprowadził Gryfonów do wieży Gryffindoru. Lisa chciała jak najszybciej porozmawiać z Hermioną. Była najbardziej oczytaną uczennicą jaką znała. Na pewno wiedziała skąd w Hogwarcie mógł się wziąć troll, bo przecież nie mieszkał on w szkole.
     Dziewczynka szukała koleżanki w tłumie ludzi jaki był w pomieszczeniu. Kiedy upewniła się, że tam jej nie ma, od razu pobiegła do sypialni. Pomyślała, że może szuka ona odpowiedzi na pytanie jakie chciała jej zadać. Wbiegła do pokoju. Nikogo tam nie zastała.
     Teraz zaczęła się naprawdę martwić. Przypomniała sobie, że na uczcie jej nie widziała. To znaczy, że jest gdzieś w zamku i nie wie o trollu. Jest w poważnym niebezpieczeństwie.
     Postanowiła powiedzieć o tym Harry’emu (miała do niego wielkie zaufanie). On na pewno będzie wiedział co zrobić. Zeszła na dół do pokoju i zaczęła go szukać. Nigdzie go nie było. Zapytała kilka osób czy nie widzieli gdzieś Pottera. Niestety. Nikt go nie widział.
     Hermoina jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie a Harry’ego z Ronem nie ma w dormitorium. Lisa nie miała pojęcia co robić. Zastanawiała się, czy nie powiedzieć o tym prefektowi.
     Dziewczyna była tak zdeterminowana, że chciała sama ich poszukać. Na szczęście, kiedy już zbliżała się do portretu, on zaczął się otwierać. Przez dziurę przeszli kolejno Hermiona, Ron i Harry.
     Lisa, kiedy ujrzała chłopca, rzuciła mu się na szyję. Nie trwało to długo, ponieważ zauważyła zdziwione i trochę oburzone spojrzenia Hermiony i Rona. Od razu doprowadziła się do porządku i puściła szyję Harry’ego oblewając się rumieńcem. Potter też wyglądał na zaczerwionego - jakby      Śnili jej się rodzice, lecz nie wyglądali oni tak, jak we wcześniejszych snach. Byli ubrani w szkarłatne i przed chwilą ktoś przyłapał go na robieniu czegoś niestosownego.
- Ja bardzo przepraszam, nie wiem co mnie napadło. To chyba z tych nerwów. Bałam się, że troll mógł was znaleźć, zrobić krzywdę.
- Bo znalazł - przerwał jej Ron. – I jak widzisz jeszcze żyjemy. Ja tak w sumie go pokonałem. Użyłem zaklęcia lewitacji, uniosłem jego maczugę i…Bam. Runęła z impetem mu na głowę. Tak, że stracił przytomność.
- Naprawdę tak było? - spytała z niedowierzaniem Lisa.
- Tak. Ron razem z Harrym uratowali mi życie - odparła Hermiona. - Gdyby nie oni to ten troll pewnie by mnie zabił.
- Nie ma o czym mówić. Grunt, że wszyscy jesteśmy cali i zdrowi – odezwał się Harry. I tym sposobem uciął całą rozmowę.
     Pożegnali się i udali do sypialni. Obie dziewczynki  były zmęczone wydarzeniami tego dnia. Choć nie zniechęciło to Lisy aby nie zanurzyć się w myślach skąd wziął się w szkole troll. Postanowiła spytać o zdanie Hermionę.
- Hermiona jak myślisz skąd w szkole mógł się wziąć troll? - niestety nie otrzymała odpowiedzi.
     Koleżanka zdążyła już zasnąć. Nie dziwiła się jej -  po wydarzeniach dzisiejszego wieczoru, kiedy ledwo uszła z życiem.
     Nadal nurtował ją to pytanie. Miał wrażenie, że odkąd chodzi do Hogwartu dzieją się same dziwne rzeczy, jakby prześladował ją pech. Ale zaraz jak ta myśl się pojawiła, to zniknęła, ponieważ Lisa zasnęła.

2 komentarze:

  1. Lisa naprawdę troszczy się o Harry'ego (i wiem czemu) :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że Lisa się o niego troszczy. Harry ma prywatnego anioła stróża :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Lydia Land of Grafic