poniedziałek, 30 marca 2015

Rozdział 17 Odzyskanie rodzinny

Lisa nie wiedziała jaki i kiedy trafiła do skrzydła szpitalnego. Pamiętała tylko, że pani Pomfrey podała jej jakiś eliksir po którym zasnęła snem kamiennym.
Kiedy się obudziła słońce było już wysoko, było południe a może już po południe. Trudno to było określić bo w skrzydle szpitalnym nie było zegara.
Dziewczynka podniosła się do pozycji siedzącej. Blizna na czole już ją tak nie bolała jak ubiegłej nocy, ale nadal czuła lekkie szczypanie w jej miejscu. Ręka jej powędrowała od razu na szyję. Upewniwszy się, że ma niej łańcuszek z wisiorkiem, zaczęła rozglądać się po sali. Tuż obok jej łóżka było krzesło a na nim szlafrok, sama była ubrana w tę samą piżamę jaką miała na sobie wczoraj. Koła krzesła były ustawione jej kapcie.

Jakieś dwa łóżka dalej leżał odwrócony do niej tyłem Harry. Lisa wstała z łóżka, nałożyła na siebie szlafrok a nogi wcisnęła w pantofle i podeszła pomału do jego łóżka. Usiadła na krześle nieopodal niego. Patrzyła na jego czarne, połyskujące odrobinę włosy.

Nagle on się do niej od wrócił. Nie miał na nosie okularów przymrużyła, więc oczy po czym dodał:
- Podałabyś mi okulary?
Lisa nic nie opowiedziała sięgnęła ręka w stronę stolika nocnego i dała mu je do ręki. Chłopak założył je na nos. Po czym spojrzał na Lisę jeszcze raz . 
- Lisa co ty tu robisz? – spytał.
- A to dłuższa historia. Powiedzmy, że w nocy nie zbyt dobrze się czułam – odrzekła.
- No dobrze.
Lisa przyszedł do głowy pewien pomysł powinna teraz powiedzieć Harry’emu, że są rodzinną. Za niedługo zaczną się wakacje i nie będzie miała lepszej okazji niż teraz. 
- Harry muszę ci coś powiedzieć.
- Słucham – oprał.
- Harry to nie jest proste ale… ale my jesteśmy kuzynostwem.
Lisa opowiedziała mu wszystko co przeczytała w pamiętniku swojej mamy. Harry słuchał ją w milczeniu. Kiedy skończyła opowiadać zapadła krótka chwila ciszy po czym chłopak zaczął:
- Ale skąd mamy pewność że to prawda. Czy są jakieś… jakieś dowody?
     Dziewczyna zawahała się, ale wyciągnęła z pod koszulki piżamy naszyjnik z serduszkiem.
- Tak mam. Nie było łatwo, ale znalazłam to w pamiętniku – rozwarła wieczko wisiorka i podała mu.
- Dla Emmy w dniu siedemnastych urodzin od Jamesa – przeczytał wygrawerowane słowa, następnie spojrzał na zdjęcie. – To jest mój ojciec. Czyli to jest twoja matka. Jesteś do niej bardzo podobna.
- Dziękuję. Ty też jesteś bardzo podobny do swojego taty.
   Harry uśmiechną się do niej. W tym momencie do skrzydła szpitalnego weszła pani Pomfrey. Przeszyła ich spojrzeniem z nad stosu paczuszek z rozmaitymi słodyczami które postawiła obok łóżka Harry’ego i powiedziała:
- Nono kochaneczki. Pogaduszki. Jeszcze dobrze nie odpoczęli a już wstają.
- Ala ja już wystarczają odpoczęłam i czuję się prawie znakomicie – jęknęła Lisa próbując się bronić.
- Prawie robi wielką różnicę. Moja droga. A teza marsz z powrotem do swojego łóżka. Zaraz przyniosę śniadanie a potem przyjdzie tu dyrektor. To dla ciebie – zwróciła się tym razem do Harry’ego i wskazała na stos słodycz jaki prze chwilą przyniosła. – tylko nie podjadaj przed śniadaniem.
Lisa powlekła się do swojego łóżka. Nie miała ochoty się kłaść zwłaszcza, że nie dawno wstała, więc usiadła na jego brzegu. Myślała, że rozmowa z Potterem na temat ich pokrewieństwa będzie trudniejsza. Zareagował zupełnie inaczej niż się tego spodziewała, ale to może lepiej. Nie musiała przechodzi prze to tak jak robiła to w wyobraźni.
Po zjedzeniu śniadania rzeczywiście przyszedł profesor Dumbledore. Przechodząc obok niej uśmiechną się lekko w jej kierunku a może tylko tak jej się zawało.
Rozmowa z uczniem zajęła mu trochę czasu kiedy skończył. Już miał wychodzić kiedy niespodziewanie skierowała się w stronę dziewczynki. Przysiadł na brzegu łóżka obok niej. Ona wychyliła nos z ponad książki, którą pożyczyła jej z pewnym oporem pielęgniarka i odłożyła ją na stolik nocny.
- Twoje zachowanie ubiegłej nocy było godne pochwały – zaczęł.
- O czym pan mówi?
- Chodzi mi to co powiedziałaś profesor McGonagall.
- O moim śnie czy czym to tam było, tak. Ale skąd ja wiedziała gdzie oni byli? Nic im się nie stało?
- Bądź spokojna nic im niej jest. Skąd wiedziałaś gdzie są? Ciekawe pytanie myślę, że znasz na nie odpowiedz i nie muszę ci o niej mówić.
- Chodzi o moja bliznę prawda? To prze nią widziałam to wczorajszej nocy. Prze nią widział kiedyś jak Voldemort zabijał moich rodziców. To o tym była mowa w tej książce… – ugryzła się w język nie powinna mówić o książce.
      Dyrektor nic nie powiedział tylko uśmiechnął się do niej.
- Widzę, że wiesz więcej niż się spodziewałem. Oszczędziłaś mi składnia kolejnych wyjaśnień…
- Skoro mówimy już mówimy już o wyjaśnieniach – przerwała mu dość nie grzecznie Berry. - To jest mi pan jakieś winien. To pan podarował mi pamiętnik mojej mamy? Dlaczego?
- Cały czas mnie zaskakujesz. Tak ja to zrobiłem. To chyba dobrze – opowiedział.
- Tak, dzięki panu zyskałam coś mi bardzo drogiego i cennego. Rodzinę. Wiedział pan o tym?
- Znałem twoją mamę. Ah Emma czego on się nie domyśliła. Przed nią nic nie było można ukryć. A James znał tę szkołę lepiej niż własną kieszeń. A teraz wypoczywaj. Na pewno twoje przyjaciółki będą chciały cię odwiedzić. To dobrze, zdołałyście się zaprzyjaźnić mimo różnych domów.
- Dla mnie nie liczy się to, że jest w Slytherinie tylko to jak jest. A jest tak jak ja czy Sonia. Dziękuję i do widzenia.
Profesor opuścił skrzydło szpitalne. Pielęgniarki nie było widać na horyzoncie. Wstała więc ubrała szlafrok i kapcie i skierowała się w stronę łóżka Harry’ego. On sam leżał na nim i zajadał słodycze. Kiedy podeszła do niego poczęstował ją fasolkami wszystkich smaków. Akurat trafił jej się smak toffi. Potem rozpakowali czekoladowe żaby, z kart dostał jej się Dumbledore. Rozmawiali także o qudditchu był to dla obojga jeden z ulubieńszych tematów. Trochę też sobie po złorzeczyli na Snape’a i Malfoya, za którymi oboje nie przepadali. Tak zeszło im do późnego wieczorku, kiedy to pani Pomfrey przerwała im dobrą zabawę. Zmuszając ich do położenia się spać. 
Sen jednak długo nie chciał przyjść a sama Lisa nie miła ochoty by przychodził, obawiała się, że jak znów przymnie powieki zobaczy coś czego bardzo nie chciała ujrzeć. Tak leżała rozmyślając, przynajmniej do północy. Okło pierwszej oczy zaczęły jej się kleić same i nie mając nawet pojęcia kiedy, zasnęła.
Śniła jej się mama (w wieku około jedenastu lat), która w Pokoju Wspólnym rozmawiała z Jamesem Potterem, dość żywo coś pokazując rękoma. Lisa zdołała tylko dosłyszeć ostanie jej słowa, które brzmiały tak:
- Jeśli mi nie wierzysz napisz do swoich rodziców list. Na pewno odpiszą ci to samo co przed chwilą usłyszałeś z moich ust. Phy – prychnęła i odwróciła się do niego plecami. Na co chłopak odrzekł już do jej pleców:
- Dobra napiszę. Chce zobaczyć jak rzednie ci mina. Kłamczucho.
Chociaż Emma była odwrócona tyłem także do niej, ale i tak dostrzegła łzę spływającą po jej policzku. I usłyszała szept, w którym słychać było stłumiony szloch :
- Rób jak uważasz.
Po czym ruszyła w stronę dormitorium dziewcząt. Do Jamesa podeszli jacyś trzej chłopcy i zaczęli wypytywać go o czym rozmawiał. On odbąknął coś niezbyt zrozumiałego i poprosił o kawałek pergaminu. Wszyscy trzej koledzy wymienili zdziwione spojrzenia. Potter nie czekał aż któryś z nich łaskawie poda mu kawałek pergaminu czy nie. Udał się do stolika koło komika wygrzebał jakieś pergamin i pióro. Zamoczył do w atramencie i zaczął szybo coś na nim skrobać. Po skończeniu chwycił zwitek i wyszedł z dormitorium.
Lisa przyglądała mu się uważnie, zachowywał się dosyć dziwnie. Ale nie to najbardziej ją zdziwiło. W jednym z kątów dostrzegła Borysa, swojego tatę, siedział wyprostowany jak struna i pisał chyba jakieś wypracowanie. Podczas rozmowy Jamesa z Emmą rzucała na nich ukradkowe spojrzenia. A kiedy ona wyszła, spoglądał na Potter z dziwnym wyrazem na twarzy.
Po chwili scena się rozpłynęła i pojawiła się nowa. Tym razem znajdowała się na błoniach, niedaleko pod drzewem siedziała jej mama i ojciec Harry’ego. Podeszła do nich bliżej. Usłyszała rozmowę:
- Miałaś rację. Przepraszam, że nazwałem cię kłamczuchą, Jonson – powiedział James.
- Nie nazywaj mnie po nazwisku. Jestem Emma lub Em, Potter – odparła z uśmiechem.
- Nie jestem Potter. James – odparł podając dziewczynie rękę.
- Emma – rzekła podając rękę chłopakowi po czym dodała:- No to rozejm.
- Rozejm!
I odboje zaczęli się śmiać. Po chwili dziewczyna wstała i odeszła. Scena zaczęła się rozmazywać i zniknęła.
Lisa obudziła się. Ten sen był... Wspaniały! Usiała na łóżku i zaczęła rozmyślać, co wpisało się już w jej nawyki.

3 komentarze:

  1. Lisa wreszcie odzyskała rodzinę! Juhu!
    James i Emma - niezwykłe rodzeństwo, które o tym nie wiedziało, a się dowiedziało.
    Jeden z najfajniejszych rozdziałów. :)
    Pisz następne części!
    :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję!
    To o Emmie i Jamesie wymyśliłam całkowicie przez przypadek. Takie nagłe natchnienie ;)
    Cieszę się, że się spodobało :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nagłe natchnienia są najlepsze (coś o tym wiem ;) )

      Usuń

Obserwatorzy

Lydia Land of Grafic