Ferie dobiegały końca. Spędziła je w większości z Harrym,
Ronem, Fredem i George’em. Ale także z Ros spotkała się kilka razy. Wieczorami
natomiast zaszywała się w sypiali i czytała pamiętnik swoje mamy. Była
przekonana, że to pamiętnik wybiera fragmenty jakie ma przeczytać a nie ona.
Wkrótce przerwa świąteczna na dobra się skończyła,
wszyscy uczniowie powrócili do szkoły włącznie z Sonią. Od nowa zaczęły się
lekcję, nauka i codzienne obowiązki.
Lisa cały czas czekała by nadarzyła się sposobność aby
powiedzieć Harry’emu o tym, że są kuzynami. Ale ciężko go było zastać samego.
Zaczęły się treningi a po nich w Pokoju Wspólnym często przesiadywał w
towarzystwie Rona i Hermiony, jeśli tych dwoje akurat mu nie towarzyszyło to
pochodził do niego Wood lub Fred i George.
Tak mijały tygodnie. Zima na dobre ustąpiła miejsca
wiośnie choć często padał deszcz. Dziewczynka dużo przesiadywała w bibliotece
sama bądź z przyjaciółkami. Kilka razy przypadkiem usłyszała jak Harry Ron i
Hemina rozmawiają o nijakim Nicolsie Flamelu. Sam także zainteresowała się tym
tematem i próbowała czegoś więcej o tym się dowiedzieć. Jednak po kilku próbach
zarzuciła poszukiwania.
Z dnia na dzień przybliżała się data meczu quidditcha
Gryfoni kontra Puchoni. Czekała na ten mecz z niecierpliwością choć miała nie
jasne przeczucie, że wygra Gryffindor.
W końcu nadszedł dzień meczu. Rano wstała wcześnie jak
zwykle, odczuwała lekkie szczypanie w miejscu blizny. Ale nie było one ani
dokuczliwe ani moce więc nie było sensu bym komuś o tym mówiła. Ubrał się i zeszła
do Pokoju Wspólnego.
Nie miała ochoty siedzieć w wieży Gruffindoru. Od jakiegoś
czasu korciło ją by przejść się do biblioteki, ale zawsze coś lub ktoś ją od
tego powstrzymywał. Teraz na pewno nikogo w niej nie zastanie. Do śniadania
pozostało sporo czasu, więc nic nie stało na przeszkodzie.
Szła cicho wręcz skradała się bezszelestnie przez
korytarze. Dotarła do biblioteki bez większych problemów. Prześlizgnęła się
przez uchylone drzwi do pomieszczenia. Panował w nim lekki półmrok. Poszła przed
siebie zagłębiając się jeszcze bardziej w rzędy regałów. Była teraz w miejscu
do, którego na nawet pani Pince rzadko zaglądała. Półki i książki pokrywała dość
spora warstwa kurzu. Coś mówiło jej, że powinna iść cały czas przed siebie. Wkrótce
droga się skończyła, po ścianą stała stara poszarzała o brudu szafka a na niej mnóstwo
pożółkłych ksiąg i zwojów pergaminu.
Instynktownie wyciągnęła przed siebie rękę i chwyciła średniej
grubości książkę. W głowie jakiś głosik powtarzał jej ,,To jest to. Tylko przeczytaj.
Przeczytaj.”.
Wzięła książkę po pachę i skierowała się do stolików. Usiadła
przy jednym, który znajdowała się najbliżej okna. Otworzyła książkę na
przypadkowej stronie i zaczęła czytać.
Gdy na świat przyjdzie dziecię dziewczynka, pod konie miesiąca letniego naznaczy ją los znamieniem gwiazdy. Dorastać będzie w nie wiedzy swej mocy. Lecz gdy do szkoły, Hogwartu pójdzie znamię da o sobie znać. Będzie jej mówić co może czynić. Pokazywać co czynią inni. Co stanie się w przyszłości i co stało się w przeszłości.
Gdy na świat przyjdzie dziecię dziewczynka, pod konie miesiąca letniego naznaczy ją los znamieniem gwiazdy. Dorastać będzie w nie wiedzy swej mocy. Lecz gdy do szkoły, Hogwartu pójdzie znamię da o sobie znać. Będzie jej mówić co może czynić. Pokazywać co czynią inni. Co stanie się w przyszłości i co stało się w przeszłości.
Lisa przeczytała to jeszcze kilka razy. Błądziła wzrokiem
po tekście. Zatrzymała się na słowach,, pod
konie miesiąca letniego”
- Ja przecież urodziłam się pod koniec lipca. Lipiec jest
miesiącem letnim - po czym odczytała kolejny fragment. - Dorastać będzie w nie wiedzy swej mocy. Lecz gdy do szkoły, Hogwartu
pójdzie znamię da o sobie znać. Nie wiedziałam, że jestem czarownicą dopóki
nie dostałam listu a moja blizna ona… ona pojawiła się zaraz po przybyciu do
Hogwartu. Ale co mogą znaczyć słowa Będzie
jej mówić co może czynić. Pokazywać co czynią inni. Co stanie się w przyszłości
i co stało się w przeszłości. Dziwne.
Spojrzała za okno zobaczyła, że zrobiło się już
całkowicie jasno. Wstała od stołu pozostawiła otwartą książkę na blacie i
wyszła z biblioteki. Szła zamyślona korytarzem potem zeszła po marmurowych
schodach do Wielkiej Sali weszła do środka. Panowała w niej wrzawa zebrał się
spora grupka przy stole Ślizgonów.
Lisa jeszcze dobrze nie zdążyła usiąść na krześle kiedy
usłyszała jak ktoś krzyknął Expelliarmus!
Pensy Parkinson odrzuciło do tyłu. Berry wstała i spojrzała w stronę stołu
Slytherinu stała tam Rosalie jeszcze z podniesioną różdżką. Czyżby to Ros
ugodziła Pensy zaklęciem.
Od stołu nauczycielskiego podszedł do obydwu Ślizgonek Snape.
Dwie dziewczynki skierowały się w stronę jego gabinetu.
Gryfonka zaczęła jeść śniadanie kiedy skończyła razem z
Sonią ruszyła w stronę stadionu na mecz. Po drodze minęła dziewczynki profesor
McGonagall spytała tylko Lisę czy dobrze się czuje kiedy zapewniła ją, że
wszystko jest w porządku. Nauczycielka poszła dalej.
Lisa miła już szczerze dość tego, że wszyscy pytają czy
coś ją boli albo czy dobrze się czuje to było dość irytujące.
Przyjaciółki zajęły miejsca mecz rozpoczął się ku
zdziwieniu wszystkich sędziował Snape a nie pani Hooch. Z góry było wiadomo, że na
pewno będzie sędziował on nie sprawiedliwie.
Mecz zakończył się w rekordowo krótkim czasie bo już po
pięciu minutach Harry trzymał w ręku znicza. Dzięki niemu Gryffindor prowadzi w
klasyfikacji domów.
Resztę czasu spędziła w gronie cieszących się ze zwycięstwa
Gryfonów.
W
OdpowiedzUsuńO
W
Geniusz geniuszu!
Kryształ Gwiazdy (blizna) rządzi! :-) :-) :-)