,,Ślub Emmy i Borysa (fragment Pamiętnika Emmy Jonson)"
Obudziłam się
była piąta trzydzieści rano, słońce garściami promieni wpadało do pokoju. Dziś
ma być mój wielki dzień. Za kilka godzin powiem Borysowi ,,TAK”. Wszystko
odbędzie się w moim rodzinnym domu, oczywiście na zewnątrz, w końcu jest już
koniec czerwca.
Mój pokój
wygląda prawie tak samo jak kilka lat temu kiedy wybierałam się do Hogwartu.
A teza już skończyłam szkołę…
Całe
pomieszczenie pomalowane jest na jasny odcień różu, zawsze lubiłam ten kolor. Na
ścianach wisi kila plakatów związanych z quidditchem, czerwono złote rozetki
Gfyffindoru oraz oczywiście herb mojego domu, czyli lew (może nie jest zbyt
duży, ale czułam, że musi tu zawisnąć).
Naprzeciw
łóżka (ja ją nazywam ścianą wspomnień) wiszą liczne zdjęcia. Oprawione w różno
barwne ramki. Pierwsze przedstawia mnie jako maleńkie dziecko na rękach mamy.
Następne ja jako dwuletnia dziewczynka stojąca w obok łóżeczka z malutką Suzi.
Inne obrazuje mnie na mojej pierwszej mini miotełce, miała najwyżej pięć lat. A
nieopodal fotografia z wesela cioci Grety ( ja w jasno różowej sukience a obok
Suzi u żółtej sukieneczce; miałam skończone osiem lat). Kawałek dalej zdjęcie
mnie w nowej szacie szkolnej tuż przed wyjazdem do szkoły. Pozostałe są już
zrobione na teranie szkoły; takie jak ja z Mią leżące na trawie na błoniach
szkolnych, całej drużyny (ze mną włącznie) po zwycięskim meczu z pucharem
Qudditcha, z Jamesem i innymi huncwotami (Syriuszem, Remusem i Peterem), ja
razem z Suzi nieopodal wierzby bijącej… Ale najważniejsze mi zadnie jest to przestawiając
ślub rodziców, mama w prostej białej sukni z wiankiem kwiatów na pięknych blond
włosach (obie z Suzi je po niej odziedziczyłyśmy). Zawsze chciałam wyglądać jak
ona…
Odrywam
wreszcie wzrok od fotografii, nie wiem czemu automatycznie na półkę na książki.
Teraz leża tam głównie stosy strych podręczników szkolnych, ale dostrzegłam też
jakiś stary numer ,,Czarownicy”, skąd się tu wziął ten szmatławiec, naprawdę
powinna była wcześniej posprzątać…
Posyłam
spojrzenie w kierunku stolika nocnego, na budzik wskazywał 6.30. Nie możliwe
już od godziny leżę w łóżku. Przeciągam się jeszcze kilka razy, po czym wstaję
i udaję się do łazienki. Wzięłam dłuższy prysznic. Kiedy wyszłam było już koło
siódmej.
Poszłam do
pokoju nałożyłam na koszulę nocną szlafrok i zeszłam na dół do kuchni tam
zastałam już Sizi i Mię. Przywitałam się o tak samo, po czym moja siostra
spytała:
- Chcesz kawy?
- Tak, z miłą
chęcią – odparłam byłam wdzięczna, że o to spytała, bo bez kawy dzisiaj się na
pewno nie obejdę.
- Accio kubek! – zawołała a po chwili
przed nią pojawił się kubek, chwyciła go i nalała do niego z dzbanka trochę
kawy a potem podała go mi.
Upiłam spory
łyk. Po czym odłożyłam naczynie na stół. Zaczęłam rozmawiać z dziewczynami.
Najpierw o pogodzie a potem, zaczęłyśmy wspominać rozmaite śmieszne sytuację z
dzieciństwa. Wyczułam że chcę od ciągnąć rozmowę jak najdalej od wesele i
poniekąd byłam im za to wdzięczna.
Zatopiłam się
w myślach z rozważań wyrwał mnie głos Borys, który przed chwilą wszedł do
kuchni. Podszedł do mnie i pocałował delikatnie w policzek. Widać było że spał
doskonale, czego nie można było powiedzieć o mnie.
Po paru
minutach razem z Suzi i Mią pożegnałam się narzeczonym i poszłam na górę, do
mojego pokoju. W nim już znajdowała się jakimś magicznym sposobem moja suknia,
bo kiedy wstałam jeszcze jej nie było.
No i zaczęło
się wielkie przygotowanie mnie do ślubu prze moje druhny (Suzi i Mię). Nie
wiem, czemu co chwilę podchodziłam do okna zobaczyć ilu gości już jest. W końcu
po ponad trzech godzinach byłam gotowa. Stałam przed lustrem, czekając aż Su i
Mi się przebiorą w swoje suknie.
Wpatrywałam się
w moje odbycie i zastanawiałam czy to na pewno jestem to ja. Miałam na sobie
długą prostą, białą suknie, która na mnie układała się i pasowała idealnie. Do tego
białe buty na wysokich obcasach. Moje blond włosy lekko falował opadając na me
ramiona i sięgając aż do pasa. Na głowie spoczywał wianek z białych konwalii,
dokładnie taki ja sobie wymarzyłam.
Podeszłam do
biurka na którym stała szkatułka z biżuteriom wyjęłam z niej złoty wisiorek,
który dostałam od Jamesa na urodziny rok temu. Opięłam go i założyłam na szyje
po czym z powrotem zapięłam. Pomyślałam, że będzie pasował do sukni i się nie
myliłam.
Z niedługo
wróciły moje druhny i wyszyłyśmy wszystkie trzy z domu. Na podwórzu w białym
namiocie stało mnóstwo jasno różowych krzeseł (wszystkie był zajęte, przez
rodzinę i znajomych) było zostawione tylko przejście na środku dla panny młodej,
czyli dla mnie. Brakowało tylko rodziców, to już ponad rok od kiedy zniknęli bez
śladu. Pogodziłam się z tym, że pewnie nie żyją, ale teraz w tak ważnym dla
mnie dniu tak bardzo mi było ich brak.
Borys czekał
już przy mistrzu ceremonii. Mia szturchnęła mnie łokciem, o budziłam się z
rozmyślań. Coś dziś zdecydowanie za często pogrążam się w myślach…
Idę przez
kobierzec między pierwszymi rzędami krzeseł, za mną Suzi w jasnożółtej sukience
a obok niej Mia w błękitnej. Obie wyglądają prześliczne. A kolory ich sukni są
świetnie dogranie do koloru włosów (ciemno brązowe do błękitnego i blond do jasnożółtego).
Przywodzą mi na myśl dzień i noc, nie wiem czemu.
Dochodzę do
podestu, na którym stoi mój przyszły mąż. Pomaga mi się na niego wejść i
zaczyna się...
- Panie i
panowie – rozbrzmiał głos czarodzieja, który był mistrzem ceremonii. – Zebraliśmy
się tutaj, by świętować zjednoczenie się dwóch wiernych dusz…
Zamieram,
czarodziej jeszcze, coś mówi (ale nie słucham go) po czym przechodzi, do moim
zdaniem najważniejszych słów:
- Emmo
Isabello, czy chcesz poślubić Borysa Thomasa…
- Tak – ledwie
wydostaje się z mojego gardła.
Za plecami
słyszę ciche łkania. Nie wiedziałam kto to. Znów do mych uszu dociera głos
mistrza ceremonii:
- Borysie
Thomasie, czy chcesz poślubić Emmę Isabellę…
Serce staję mi
na moment. Wpatruję się w Borysa, po chwili mówi zdecydowanie i wyraźnie:
- Tak.
- A więc
ogłaszam, że jesteście ze sobą złączeni na całe życie – powiedział ów
czarodziej. Uniósł nad moją i Borysa głowy różdżkę, z której wytrysnął deszcze
srebrnych gwiazdek, omotują nas świetlistymi spiralami. W czasie kiedy wokół
nas były miliny świetlanych gwiazdek, już mój mąż, pocałował mnie namiętnie,
jak jeszcze nigdy w życiu… Kiedy skończył w burzy oklasków i radosnych
okrzyków.
- Panie i
panowie! – zawołał mistrz ceremonii. – Proszę o powstanie.
Kiedy wszyscy
powstali, machną różdżką. Krzesła, na których siedzieli, uniosły się łagodnie w
powietrze, a ściany namiotu nagle zniknęły, tak że staliśmy teraz pod
baldachimem wspartym na złotych słupkach, a wokoło rozpościerał się widok na
oblaną słońcem dolinę. Teraz pośrodku namiotu pojawiła się sadzawka płynnego
złota, które po chwili zastygło tworząc lśniący parkiet, unoszące się w
powietrzu krzesła podzieliły się na grupki wokół przykrytych białymi obrusami
stolików i razem z nimi spłynęły z powrotem na ziemię, a członkowie kapeli
ruszyli w stronę podium.
Borys pomógł
mi z niego zejść i teraz znajdowaliśmy się mniej więcej na środku parkietu. Zaczęli
się wokół nas tłoczyć goście, aby złożyć życzenia i dać prezenty. Pierwsza
pogratulowała nam Suzi, potem Mia a następnie brat Borysa, Andre, którego się
tu nie spodziewałam (zauważyłam jak dolna szczęka mojego męża drżała, kiedy
składał na życzenia). Rodzina z mojej strony (między innymi ciocia Greta, ale
także James razem z Lily), rodzina ze strony Borysa, członkowie Zakonu Feniksa
(niestety nie wszyscy mogli być na ślubie).
Kiedy wszyscy
już skończyli nam gratulować. Kapela rozpoczęła grać, zaczęłam tańczyć z
Borysem, czułam się jakbym płynęła. Powoi na parkiet zaczęły wchodzić nowe pary
i po chwili prawie wszyscy goście tańczyli.
Całe wesel
było nie zapomniane, ale niespodzianka od Huncwotów, na pewno zapadnie mi w
pamięć. Polegał ona na tym, że James i Remus zaprowadzili mnie z chustka zawiązaną
na oczach do miotły. W tym samym czasie Syriusz i Peter zaprowadzili Borysa do
tej samem miotły, on też miał zakryte oczy. Naraz kazali na wsiąść na miotłę i…
Możesz się przekonać co się wtedy stało. Mam po tym pamiątkę w postaci guza na
czole (i pomyśleć, że moja siostra maczała w tym palce)
KONIEC