Witajcie!
Wiem, że premiera drugiego tomu miała być w poniedziałek, ale jego przygotowanie zajęło mi mniej czasu niż przypuszczała. Więc postanowiłam opublikować rozdział dzisiaj :) Zapraszam do czytania
Już drugi raz w tym tygodniu w
domu numer 13 na Power Drive, dało się słyszeć kłótnie wywołaną opóźnieniem
śniadania o dziesięć minut.
Wiem, że premiera drugiego tomu miała być w poniedziałek, ale jego przygotowanie zajęło mi mniej czasu niż przypuszczała. Więc postanowiłam opublikować rozdział dzisiaj :) Zapraszam do czytania
-------------------------------------------------------------------------------
- Ile razy mam ci powtarzać!
Śniadanie ma być gotowe równo na ósmą! – krzyczała czerwieniący się mężczyzna.
Owym mężczyzną był Leopold Rush. A
ofiarą jego ataku furii była Lisa Berry, drobna, chuda, dziewczynka o
kasztanowo rudawych włosach. Ale nie była tak niepozorna na jaką wyglądała,
mianowicie była ona czarownicą. Teraz po wakacjach miała iść na drugi raku
nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart.
- Ja naprawdę nie chciałam… Ale
przecież wuj nie je śniadania równo o ósmej, więc czy to ma jakieś znaczenie… -
zaczęła mówić nieśmiało Lisa.
- Ty mała smarkulo! Jak śmiesz
tak się do mnie odzywać! Masz szczęście, że moja siostra z woli dobrego serca
cię przygarnęła! Ja oddałbym cię do najbliższego sierocińca! – krzyczał jeszcze
bardziej rozzłoszczony wuj Leopold.
- Leopoldzie uspokój się! –
wtrąciła się ciotka Karen. – Mam dosyć tych krzyków. Dziękuję.
- Nie dziękuj. Mała
niewdzięcznica – wskazał palcem w stronę dziewczynki. – Ale nie przejmuj się
Karen, to nie twoja wina. Niektóre cechy dziedziczy się po rodzicach. Nie wiemy
kim byli jej rodzice i co się z nim stało i dlaczego pozostawili niemowlę…
Tak przez następne półgodziny,
wuj Leopold rozwodził się na temat rodziców, swojej przybranej siostrzenicy.
Dziewczynka siedziała i z zaciśniętymi ustami słuchała tych bredni. Miła ochotę
wstać i wykrzyczeć to wszystko co wiedziała na temat swych rodziców.
Minęły dwa tygodnie od kiedy
przyjechał a już zdążyło jej się oberwać za wybitą szybę, którą w
rzeczywistości stłukli Liv i Tom.
Swoją różdżkę musiała schować
przed ciotką pod obluzowaną deską w podłodze w swym pokoju. Podręczniki i
książki na szczęście nie wywołał u opiekunki większego zainteresowania, więc
spokojnie mogły leżeć na półkach. Niestety uwadze Liv Tom’a nie uszła notka
przypominająca o zakazie używania czarów poza szkołą. Od tego czasu próbują
tylko wyprowadzić ją z równowagi. Lisa jednak znosi to z anielską
cierpliwością.
Myśli tak ją pochłonęły, że nie
zauważyła nawet kiedy wszyscy odeszli od stołu, pozostawiając ją samą w kuchni.
Wstała i zaczęła sprzątać po śniadaniu. Z przygotowaniami do obiadu, a raczej z
przyrządzeniem go, bardzo szybko się uwinęła. Miała teraz chwilę czasu dla
siebie. Wyszła do ogródka skąpanego w słońcu. Skierowała się do komórki na
narzędzia.
Weszła do środka. Na uginających
się półkach stały rozmaite rzeczy od doniczek począwszy na starym budziku,
który ostatnio naprawiła skończywszy. Na środku stała stara komoda, kilka dni
temu zalazła ją na strychu, kiedy robiła tam porządki. Ciotka Karen kazała ją
wyrzucić, ale Lisa uznała, że przyda się w jej pokoju.
Mebel nie był bardzo zniszczony,
ale nie był też w najlepszym stanie. Kilka desek było spróchniałych i wymagało
naprawy. Postanowiła, więc wymienić zbutwiałe dechy nowymi, które odszukała na
strychu, w komórce i w piwnicy. Dzieło było gotowe. Pozostawała tylko sprawa
przeniesienia komody do pokoju.
Dziewczynka oderwała się od pracy
i spojrzała na zegarek, była już druga. Przerwała natychmiast pracę i wróciła
do kuchni. Zaczęła nakrywać do stołu. Po chwili już pojawili się Liv i Tom a z
piętra dało się słyszeć wołanie ciotki Karen ,,Dzieci umyłyście ręce!”.
Rodzeństwo natychmiast zerwało się z krzeseł pozostawiając po sobie harmider,
jaki mogłaby wywołać mała trąba powietrzna.
Ale cóż życie z Liv i Tomem pod
jednym dachem przez prawie dziesięć lat, zdołało nauczyć, że gorącą zupę i szklane
naczynia stawia się na stole dopiero po ich pierwszej wizycie. Więc dało się
uniknąć większych strat. Trzeba było tylko poprawić obrus i ustawić z powrotem
krzesła.
Obiad przeszedł spokojniej niż
rano śniadanie, panowała prawie cały czas cisza. Pod koniec posiłku odezwała się
ciotka Karen:
- Liso! Za jakąś godzinę ja,
Leopold i dzieci wybieramy się do kina. Nie czekaj na nas z kolacją zjemy coś
na mieście.
Lisa posłała spojrzenie w stronę
zegara wiszącego na ścianie wskazywał godzinę czternastą pięćdziesiąt, czyli
około czwartej zostanie sama w domu. Nie miała zamiaru nawet zapytać czy może
pójść z nim, wiele razy kiedy była młodsza pytała się o to i wiedziała jaka
odpowiedz usłyszy.
- Oczywiście ty zostaniesz w
domu. – dotarł do jej uszu głos ciotki, tak ja się spodziewała. – Rozumiesz.
- Tak – odparła bezbarwnym
głosem, próbując powstrzymać radość.
Lisa zaczęła zmywać,
kiedy kończyła pracę dało się słyszeć zbieganie po schodach a po chwili
trzaśnięcie drzwi i szczęknięcie zamka zamykanego na klucz. Pozostała sama w
domu, nareszcie tyle na to czekała, to chyba najlepsza godzina jaką przeżyła od
kiedy wróciła ze szkoły. Zegar wybił czwartą. Miała cały wieczór wolny.
Pierwsze co postanowiła zrobić to
przeniesienie komody z komórki do jej pokoju. Mebel nie był ciężki, bo nie było
w nim żadnej zawartości, więc bez większych problemów.
Jej pokój a dokładnie schowek
kuchenny był większy od normalnego tego typu pomieszczenia. Wielkością przypominał
teraz mały pokój a przyczyną jego nagłego powiększenia była z pewnością ciocia
Mia. Chociaż Lisa nie miała pojęcia jak tego dokonała.
Tuż naprzeciw drzwi znajdowało
się łóżko, na nim dwie półki, na których były teraz podręczniki szkolne,
książki, pamiętniki; jej mamy i jej oraz na ,honorowym’ miejscu zdjęcie jej
rodziców, jakie dostała w prezencie świątecznym od Mii. Na ścianie nad łóżkiem wisiała
masa szkiców i rysunków Lisy, wszystkie związane z Hogwartem; jedne
przedstawiały trójkę dziewczyn (ją, Sonie Winner i Rosalie Dale), jej sowę Śnieżkę bądź wymarzoną miotłę jaka chciałaby mieć czyli Zmiatacz Siódemkę
(wyczytała w książce ,, Quiddich przez wieki”, że taki model jest idealny dla
osób lekkich, przy czym potrafi rozwijać dość dużą prędkość, oczywiście Nimbus
2000 byłby lepszy, ale o nim nie ma co nawet marzyć). Bardzo chciała być w
drużynie na pozycji ścigającej lub obrońcy.
Teraz pod ścianą z prawej strony
od drzwi znajdowała się komoda, do której od razu przeniosła swoje ubrania. Dokładnie
nad nią wysiał plakat jej ulubione go zespołu ,,The Beatles”. Na podłodze mniej
więcej na środku był wysłużony już dywanik koloru czerwonego podobnego do
koloru narzuty na łóżku. A wszystkie ściany miały kolor żółty, który już dawno
przestał być żółty.
Uporanie jej się ze wszystkim
zajęło godzinę czasu. Postanowiła resztę czasu spędzić na czytaniu wzięła pod
pachę pamiętnik swojej mamy i książkę ,, Quiddich przez wieki” – chociaż znała
ja już prawie na pamięć – i poszła do kuchni. Przyrządziła sobie kubek herbaty,
usiadła przy kuchennym stole i zaczęła czytać pamiętnik. Akurat natrafiła na
fragment opisujący jak jej tata Borys nie udolnie próbował zaprosić jej mamę
Emmę na bal. Potem zajęła się drugą książką i tak jej zeszło do ósmej, w miedzy
czasie oczywiście zajadła kolację.
Po dwudziestej oczy zaczęły jej
się kleić więc postanowiła już położyć się spać. Skierowała się do pokoju o
tworzyła drzwi i zobaczyła …Zmorka…
Jejku! Pierwszy rozdział drugiego tomu i już uważam, że genialne ;)
OdpowiedzUsuń,,Wujek" Lisy jest przeokropny. Przypomina mi Marge. Szkoda, że Lisa go nie napompowała powietrzem ;)
I Zmorek... Czyżby powtórka z rozrywki z Harry'm i Zgredkiem?...
Pisz dalej, bo muszę wiedzieć co się wydarzy!
Pozdrawiam i życzę weny Kochana ;)
Bardzo dziękuję za wsparcie!
UsuńTak jak ty na moim blogu i ja tu teraz obiecuję. Będziesz narażona na moje komentarze pod postami opowiadającymi o Lis :). Jeśli chodzi o peierwszy tom naprawde bardzo mi się podobał. Masz ciekawe pomysły, a najbardziej podobał mi się ten, że wymyśliłaś to, że Harry i Lisa to kuzyni. Zaciekawiła mnie też na początku ta przyjaźń między Gryfonkami, a Ślizgonką. Szczerze na początku bałam się, że ona nie przetrwa ( z uwagi na Draco ). Zastanawiam się również czy Ron i Hermiona lubią Lise. Bo czasem to tak wygląda jakby ją ledwie tolerowali. Tylko dlatego, że Potter ją lubi. Tak poprostu może mi się wydaje, no ale nie wiem.
OdpowiedzUsuńPoczątek drugiego tomu świetny i trzymam kciuki za Lis. Mam nadzieję, że dostanie się do drużyny. Ta dziewczyna ma dopiero niespotykany charakter. Życzę ci mnóstwa weny. :)
Bardzo dziękuję! Przyjaźń Gryfonek z Ślizgonką jest wzorowana na mojej przyjaźnie z przyjaciółkami (jedna przyjaciółka jest ze Slytherinu, a ja z drugą z Gryffindoru, ale to nam nie przeszkadza). Rzeczywiście Draco działa Lisie na nerwy i vice versa, ale oboje próbują nie okazywać nienawiści, przynajmniej przy Ros. Co się dzieje za jej plecami to już inna bajka.
UsuńBardzo dziękuję za motywujący komentarz.