sobota, 25 kwietnia 2015

Miniaturka I

 ,,Ślub Emmy i Borysa (fragment Pamiętnika Emmy Jonson)"


Obudziłam się była piąta trzydzieści rano, słońce garściami promieni wpadało do pokoju. Dziś ma być mój wielki dzień. Za kilka godzin powiem Borysowi ,,TAK”. Wszystko odbędzie się w moim rodzinnym domu, oczywiście na zewnątrz, w końcu jest już koniec czerwca.
Mój pokój wygląda prawie tak samo jak kilka lat temu kiedy wybierałam się do Hogwartu. A teza już skończyłam szkołę…
Całe pomieszczenie pomalowane jest na jasny odcień różu, zawsze lubiłam ten kolor. Na ścianach wisi kila plakatów związanych z quidditchem, czerwono złote rozetki Gfyffindoru oraz oczywiście herb mojego domu, czyli lew (może nie jest zbyt duży, ale czułam, że musi tu zawisnąć).
Naprzeciw łóżka (ja ją nazywam ścianą wspomnień) wiszą liczne zdjęcia. Oprawione w różno barwne ramki. Pierwsze przedstawia mnie jako maleńkie dziecko na rękach mamy. Następne ja jako dwuletnia dziewczynka stojąca w obok łóżeczka z malutką Suzi. Inne obrazuje mnie na mojej pierwszej mini miotełce, miała najwyżej pięć lat. A nieopodal fotografia z wesela cioci Grety ( ja w jasno różowej sukience a obok Suzi u żółtej sukieneczce; miałam skończone osiem lat). Kawałek dalej zdjęcie mnie w nowej szacie szkolnej tuż przed wyjazdem do szkoły. Pozostałe są już zrobione na teranie szkoły; takie jak ja z Mią leżące na trawie na błoniach szkolnych, całej drużyny (ze mną włącznie) po zwycięskim meczu z pucharem Qudditcha, z Jamesem i innymi huncwotami (Syriuszem, Remusem i Peterem), ja razem z Suzi nieopodal wierzby bijącej… Ale najważniejsze mi zadnie jest to przestawiając ślub rodziców, mama w prostej białej sukni z wiankiem kwiatów na pięknych blond włosach (obie z Suzi je po niej odziedziczyłyśmy). Zawsze chciałam wyglądać jak ona…
Odrywam wreszcie wzrok od fotografii, nie wiem czemu automatycznie na półkę na książki. Teraz leża tam głównie stosy strych podręczników szkolnych, ale dostrzegłam też jakiś stary numer ,,Czarownicy”, skąd się tu wziął ten szmatławiec, naprawdę powinna była wcześniej posprzątać…
Posyłam spojrzenie w kierunku stolika nocnego, na budzik wskazywał 6.30. Nie możliwe już od godziny leżę w łóżku. Przeciągam się jeszcze kilka razy, po czym wstaję i udaję się do łazienki. Wzięłam dłuższy prysznic. Kiedy wyszłam było już koło siódmej.
Poszłam do pokoju nałożyłam na koszulę nocną szlafrok i zeszłam na dół do kuchni tam zastałam już Sizi i Mię. Przywitałam się o tak samo, po czym moja siostra spytała:
- Chcesz kawy?
- Tak, z miłą chęcią – odparłam byłam wdzięczna, że o to spytała, bo bez kawy dzisiaj się na pewno nie obejdę.
- Accio kubek! – zawołała a po chwili przed nią pojawił się kubek, chwyciła go i nalała do niego z dzbanka trochę kawy a potem podała go mi.
Upiłam spory łyk. Po czym odłożyłam naczynie na stół. Zaczęłam rozmawiać z dziewczynami. Najpierw o pogodzie a potem, zaczęłyśmy wspominać rozmaite śmieszne sytuację z dzieciństwa. Wyczułam że chcę od ciągnąć rozmowę jak najdalej od wesele i poniekąd byłam im za to wdzięczna.
Zatopiłam się w myślach z rozważań wyrwał mnie głos Borys, który przed chwilą wszedł do kuchni. Podszedł do mnie i pocałował delikatnie w policzek. Widać było że spał doskonale, czego nie można było powiedzieć o mnie.
Po paru minutach razem z Suzi i Mią pożegnałam się narzeczonym i poszłam na górę, do mojego pokoju. W nim już znajdowała się jakimś magicznym sposobem moja suknia, bo kiedy wstałam jeszcze jej nie było.
No i zaczęło się wielkie przygotowanie mnie do ślubu prze moje druhny (Suzi i Mię). Nie wiem, czemu co chwilę podchodziłam do okna zobaczyć ilu gości już jest. W końcu po ponad trzech godzinach byłam gotowa. Stałam przed lustrem, czekając aż Su i Mi się przebiorą w swoje suknie.
Wpatrywałam się w moje odbycie i zastanawiałam czy to na pewno jestem to ja. Miałam na sobie długą prostą, białą suknie, która na mnie układała się i pasowała idealnie. Do tego białe buty na wysokich obcasach. Moje blond włosy lekko falował opadając na me ramiona i sięgając aż do pasa. Na głowie spoczywał wianek z białych konwalii, dokładnie taki ja sobie wymarzyłam.
Podeszłam do biurka na którym stała szkatułka z biżuteriom wyjęłam z niej złoty wisiorek, który dostałam od Jamesa na urodziny rok temu. Opięłam go i założyłam na szyje po czym z powrotem zapięłam. Pomyślałam, że będzie pasował do sukni i się nie myliłam.
Z niedługo wróciły moje druhny i wyszyłyśmy wszystkie trzy z domu. Na podwórzu w białym namiocie stało mnóstwo jasno różowych krzeseł (wszystkie był zajęte, przez rodzinę i znajomych) było zostawione tylko przejście na środku dla panny młodej, czyli dla mnie. Brakowało tylko rodziców, to już ponad rok od kiedy zniknęli bez śladu. Pogodziłam się z tym, że pewnie nie żyją, ale teraz w tak ważnym dla mnie dniu tak bardzo mi było ich brak.
Borys czekał już przy mistrzu ceremonii. Mia szturchnęła mnie łokciem, o budziłam się z rozmyślań. Coś dziś zdecydowanie za często pogrążam się w myślach…
Idę przez kobierzec między pierwszymi rzędami krzeseł, za mną Suzi w jasnożółtej sukience a obok niej Mia w błękitnej. Obie wyglądają prześliczne. A kolory ich sukni są świetnie dogranie do koloru włosów (ciemno brązowe do błękitnego i blond do jasnożółtego). Przywodzą mi na myśl dzień i noc, nie wiem czemu.
Dochodzę do podestu, na którym stoi mój przyszły mąż. Pomaga mi się na niego wejść i zaczyna się...
- Panie i panowie – rozbrzmiał głos czarodzieja, który był mistrzem ceremonii. – Zebraliśmy się tutaj, by świętować zjednoczenie się dwóch wiernych dusz…
Zamieram, czarodziej jeszcze, coś mówi (ale nie słucham go) po czym przechodzi, do moim zdaniem najważniejszych słów:
- Emmo Isabello, czy chcesz poślubić Borysa Thomasa…
- Tak – ledwie wydostaje się z mojego gardła.
Za plecami słyszę ciche łkania. Nie wiedziałam kto to. Znów do mych uszu dociera głos mistrza ceremonii:
- Borysie Thomasie, czy chcesz poślubić Emmę Isabellę…
Serce staję mi na moment. Wpatruję się w Borysa, po chwili mówi zdecydowanie i wyraźnie:
- Tak.
- A więc ogłaszam, że jesteście ze sobą złączeni na całe życie – powiedział ów czarodziej. Uniósł nad moją i Borysa głowy różdżkę, z której wytrysnął deszcze srebrnych gwiazdek, omotują nas świetlistymi spiralami. W czasie kiedy wokół nas były miliny świetlanych gwiazdek, już mój mąż, pocałował mnie namiętnie, jak jeszcze nigdy w życiu… Kiedy skończył w burzy oklasków i radosnych okrzyków.
- Panie i panowie! – zawołał mistrz ceremonii. – Proszę o powstanie.
Kiedy wszyscy powstali, machną różdżką. Krzesła, na których siedzieli, uniosły się łagodnie w powietrze, a ściany namiotu nagle zniknęły, tak że staliśmy teraz pod baldachimem wspartym na złotych słupkach, a wokoło rozpościerał się widok na oblaną słońcem dolinę. Teraz pośrodku namiotu pojawiła się sadzawka płynnego złota, które po chwili zastygło tworząc lśniący parkiet, unoszące się w powietrzu krzesła podzieliły się na grupki wokół przykrytych białymi obrusami stolików i razem z nimi spłynęły z powrotem na ziemię, a członkowie kapeli ruszyli w stronę podium.
Borys pomógł mi z niego zejść i teraz znajdowaliśmy się mniej więcej na środku parkietu. Zaczęli się wokół nas tłoczyć goście, aby złożyć życzenia i dać prezenty. Pierwsza pogratulowała nam Suzi, potem Mia a następnie brat Borysa, Andre, którego się tu nie spodziewałam (zauważyłam jak dolna szczęka mojego męża drżała, kiedy składał na życzenia). Rodzina z mojej strony (między innymi ciocia Greta, ale także James razem z Lily), rodzina ze strony Borysa, członkowie Zakonu Feniksa (niestety nie wszyscy mogli być na ślubie).
Kiedy wszyscy już skończyli nam gratulować. Kapela rozpoczęła grać, zaczęłam tańczyć z Borysem, czułam się jakbym płynęła. Powoi na parkiet zaczęły wchodzić nowe pary i po chwili prawie wszyscy goście tańczyli.
Całe wesel było nie zapomniane, ale niespodzianka od Huncwotów, na pewno zapadnie mi w pamięć. Polegał ona na tym, że James i Remus zaprowadzili mnie z chustka zawiązaną na oczach do miotły. W tym samym czasie Syriusz i Peter zaprowadzili Borysa do tej samem miotły, on też miał zakryte oczy. Naraz kazali na wsiąść na miotłę i… Możesz się przekonać co się wtedy stało. Mam po tym pamiątkę w postaci guza na czole (i pomyśleć, że moja siostra maczała w tym palce)
KONIEC

3 komentarze:

  1. Jejciu! Super miniaturka! Emma i Borys, na zawsze razem ;)
    Oczywiście nie obyło się bez wszędobylskich kochanych Huncwotów i ich pomysłów (no bo jak by to wyglądało, gdyby oni czegoś nie zmajstrowali, nawet na weselu ;) )
    Czekam na dalsze miniaturki i życzę weny! :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Lydia Land of Grafic