Lisa stała jakiś czas jak
sparaliżowana w drzwiach do pokoju wpatrując się w skrzata domowego siedzącego
na jej łóżku. Po chwili jednak ocknęła się, weszła do środka, zapaliła światło
i położyła książki na komodzie. Potem podeszła do łóżka, kucnęła bok niego i
spytała:
- Zmorku, co ty tutaj robisz? –
skrzat zszedł z łóżka i stanął tu przed nią, tak, że teraz byli równi wzrostem.
- Zmorek, musi powiedzieć coś
bardzo ważnego panience Lisie, sir – zaskrzeczało stworzenie.
- Tak, co? – spytała
zaciekawiona.
- Panienka Lisa, sir wie gdzie
mieszka sławny Harry Potter, sir?
- Tak – tu nagle urwała. – Ale
dlaczego mnie się o to pytasz, równie dobrze możesz spytać o to kogoś innego?
- Bo widzi panienka Lisa, sir
Zmorek słyszał w tedy tą rozmowę z Harrym Potterem, sir. Kiedy panienka Lisa,
sir powiedziała, że jest Harry’ego Pottera, sir kuzynką.
Po czym skrzat podbiegł do
najbliższe ściany i zaczął walić o nią głową. Lisa natychmiast do niego
podeszła i szybko go poskromiła.
- No już dobrze… Wiem gdzie
mieszka Harry, ale nadal nie wiem o co chodzi? – powiedziała łagodnym tonem
głosu. Trzymając stworzenie za ręce w nadgarstkach.
- Harry Potter, sir jest w
śmiertelnym niebezpieczeństwie. Nie może wracać do z powrotem do Hogwartu.
- Co takiego?! – krzyknęła a z
wrażenia puściła nadgarstki skrzata, czego natychmiast pożałowała. Musiała
chwilę się po wysilać by chwycić znów Zmorka tak aby nie mógł sobie zrobić
krzywdy.
Jeszcze trochę trwało zanim
otrząsnęła się z szoku, ale zanim zdążyła zadać kolejne pytanie skrzat znikną z
głośny trzaskiem. Po prostu rozpłynął się w powietrzu.
Kiedy uświadomiła sobie, że
Zmorek już nie wróci, stanęła na łóżku, ściągnęła kawałek pergaminu oraz kopertę
z półki i zaczęła pisać.
Drogi Harry!!!
Mam nadzieję, że u ciebie wszystko dobrze (na tyle ile może być
dobrze). U mnie powiedzmy, że znośnie. Bardzo tęskne za Hogwartem.
Dziś miałam dość nie typowego gościa, który przekazał mi bardzo dziwną,
lecz zarazem ważną wiadomość. Ale nie jest to sprawa listowna. Byłoby dobrze
gdybyśmy się mogli spotkać i porozmawiać.
Proszę od pisz jak najszybciej to bardzo ważne!!!
Lisa
Po czym włożyła lisy do koperty i
wybiegła z pokoju. Na parapecie kuchennego okna stała klatka z Śnieżką.
Otworzyła drzwiczki klatki. Uradowana sowa od razu z niej wyfrunęła i wylądowała
na stole. Już od dawna nie miała okazji polatać. Od kiedy wuj Leopold
przyjechał ciotka zabroniła jej ją wypuszczać nawet na noc.
Dziewczynka przymocowała list do
nóżki ptaka i szepnęła:
- To dla Harry’ ego Pottera.
Uchyliła okno i zwierzę
wyfrunęło. Chwilę jeszcze wpatrywała się w niknącą białą plamkę. Po czym
ziewnięciem przypomniała sobie, że miła położyć się spać. Chociaż wiedziała, że
pewnie nie zmruży oka, myśląc o Harrym. Zastanawiała się co miał na myśli
Zmorek mówiąc o niebezpieczeństwie. Przecież na pierwszym roku Harry otarł się
o śmierć. Czy mogło to być coś gorszego.
***
Od wizyty Zomrka minął tydzień.
Lada dzień wuj Leopold miała wrócić do siebie. Ale wciąż nie przyszła odpowiedz
od Harry’ego. Śnieżka wróciła dwa dni po tym dziwnym zdarzeniu bez niczego. Nawet króciutkiej informacji,
znaku życia…
Teraz Lisa siedziała na zielonej
trawie w ogrodzie, rozkoszowała się chwilą spokoju. Dała upust wszystkim myślą
jakie ją dręczyły. Harry nadal nie odpowiadał. Ale nie tylko on jakby zapominał
o jej istnieniu. Przyjaciółki ze szkoły Sonia Winner i Rosalie Dale także się
nie odzywały. Czyżby tak szybko o niej zapomniały. Gdyby nie krótkie list z Mią
Those, pomyślałaby, że Hogwart był tylko snem.
Jej rozmyślania przerwał nagły
krzyk Liv ,, Aaa!”. Dziewczynka zerwała się z ziemi i podeszła do przeszywanej
siostry.
- Co się stało? – spytała.
- Tam. W żywopłocie był WĄŻ! –
powiedziała.
Berry podeszła do płotu. W krzewach
rzeczywiście coś się poruszało. Kucnęła obok nich. Pochyliła się, prawie
włożyła głowę w krzaki kiedy usłyszała syk. Chciała piszczeć, ale jej głos nie
chciał się wydobyć z gardła. Zastygła w niemym krzyku. Znów dosłyszała syk lecz
tym razem jakby układał się w słowa:
- Nie rób mi krzywdy, proszę.
Dziwne… rozejrzała się. Nic nie zobaczyła,
to było jeszcze dziwniejsze. Nie było powodu dalej tak siedzieć, więc wstała.
- I co? Jest tam? – spytała piskliwym
głosem Liv.
- Nie nic tam nie ma. Może to
była zwykła mysz… Nie wiem – odpowiedziała Lisa.
Blondynka natychmiast pobiegła
poszukać swojej mamy. Kasztanowo włosa przeczuwając co się święci także wyszła
z ogrodu i skierowała się w stronę ulicy. Wyszła na chodnik, ruszyła przed
siebie. Nie zważała na nic do póki nie wpadł na nią pies. Po chwili też
przybiegła dziewczynka, najwyżej rok od niej młodsza i chłopiec, wyglądał na
góra sześć lat.
- Och, bardzo cię przepraszam –
pomogła jej wstać dziewczynka o jasnej cerze, brązowych oczach i blond włosach.
- Nic się nie stało – odparła i
otrzepała kurz z spodenek.
- To Rusty nasz pies przestraszył
się kąpieli i uciekł. Ah, ale ze mnie gapa Jessica – przedstawiła się. – A to
mój młodszy bart Max – wskazała na chłopca.
- Lisa. Skądś cię znam.
- Mieszkam niedaleko – odparła żywo
Jessica.
O nogę Lisy otarł się pies. Dziewczynka
schyliła się i pogłaskała zwierzę. Po czym pożegnała się z rodzeństwem i
wróciła do domu. Po wejściu do holu przywitał ją dość chłodny głos ciotki
Karen.
- Możesz powiedzieć tej sowie by
sobie poleciła. Siedzi na parapecie od dobrej godziny.
- Ile razy mam powtarzać, że to
iż jestem czarownicą nie oznacza, że umiem rozmawiać z każdym napotkanym zwierzęciem.
Nikt… - urwała w pół słowie. – Co sowa?
Szybko wbiegła do kuchni,
otworzyła okno i wpuściła ptaka do środka, co wywołało wzburzenie u ciotki. Na stół
sfrunęła piękna, śnieżnobiała sowa. Do jej nóżki przywiązany był list, po odczepieniu
przesyłki wyfrunęła. Lisa przeleciała wzrokiem adres i prawie krzyknęła z
uciechy - to był list od Sonii Winner, jej przyjaciółki z Hogwartu. Treść listu
brzmiała tak:
Cześć Lisa!
Chcę zapytać czy nie miały byś ochoty wpaść na piżama–patry u mnie w
domu. Będzie w środę 27 lipca. Mam nadzieję, że przyjdziesz. Nie cierpliwie
czekam na odpowiedz. No tak mój adres to Charles Square 15. Zapraszam też Ros.
Pozdrawiam, Sonia.
Lisa uśmiechnęła się do siebie z
radości. Wtem jednak sobie coś przypomniała. No tak, ciocia raczej nie pozwoli
jej tam iść. Wizja zakazu odwiedzin przyjaciółki popsuły jej nagły entuzjazm. Wpadła
jednak na pomysł jak uzyskać pozwolenie na wyjście. Może się udać…
- Ciociu - zaczęła Lisa wchodząc
do ogrodu.
- Co chcesz? – spytała dość
uszczypliwie.
- Bo ta sowa… Przyniosła mi list
od koleżanki ze szkoły… Sonii Winner… Zaprosiła mnie do siebie na noc… Na 27
lipca… – zero reakcji ciotki, więc mówi dalej. – A skoro wujek Leopold wyjechał…
Pomyślałam, że może… Resztę wakacji spędzę u Mii… Nie będę przeszkadzała… Czy
coś…
Ciotka Karen zmarszczyła brwi
namyślając się. W końcu po kilku minutach, które była dla Lisy wiecznością,
powiedziała:
- No dobrze. Tylko zabierz ze
sobą to wredne ptaszysko.
- Dobrze, dziękuję!
Pobiegła do swojego pokoju, znalazła
kawałek pergaminu i nakreśliła słowa:
Droga Soniu!
Dziękuje za zaproszenie! Ciocia się zgodziła i na pewno się zjawie! Przywiozę
ze sobą Śnieżkę, mam nadzieje, że to nie będzie problem. Widzimy się 27 lipca.
Pozdrawiam, Lisa.
Włożyła list do koperty pobiegła
do kuchni, wręczyła go Śnieżce poinstruowała ptaka gdzie ma lecieć. Sowa odleciała.
Lisa wróciła do swojego pokoju,
rzuciła się na łóżko i zaczęła pisać o wydarzeniach tego dnia. A następnie na
odpowiedniej stronie pięknie udekorowała datę 27 lipca. Jeszcze trochę będzie
musi poczekać. Jeszcze trochę…
YeY! Genialny rozdział!
OdpowiedzUsuńZmorcio taki jak Zgredzio - chyba każdy skrzat domowy tak ma.
Piżama-Party - to będzie spotkanie ;)
Czekam na kolejny rozdział ♥
Dziękuję! <3
UsuńPrzeczytałam I tom, przeczytałam pierwszy i drugi rozdział II tomu (mam nadzieję, że przerwa techniczna nie potrwa długo ;)), więc czas na komentarz. Na początku muszę cię pochwalić. Z doświadczenia wiem, że ciężko jest pisać o pierwszym i drugim roku (w swoim blogu przeniosłam akcję na trzeci rok, bo w HP dopiero wtedy akcja zaczyna powoli nabierać tempa), ale tobie najmłodsze lata w Hogwarcie wyszły genialnie (oczywiście drugi rok Lisy jeszcze się nie zaczął, ale jestem pewna, że opiszesz go świetnie). Ciekawi mnie ta mowa węży Lisy. Czyżby była przypadkowym horkruksem jak Harrry? Ale jej nie próbował zabić, chyba że o czymś nie wiemy. Mam uwagę co do listów. Nigdzie w HP nikt nie mówił sowie adresu dokąd ma lecieć. Sowy same wiedziały dokąd miały lecieć, nawet jeśli nadawca nie wiedział, gdzie znajduje się adresat. Przykład - Hedwiga zawsze doręczała Syriuszowi od Harry'ego, a Potter nie wiedział, gdzie on się ukrywał (zanim ukrył się w jaskini, a potem wrócił na Grimmauld Place). I nie tylko Hedwiga. Szkolne sowy (Wąchacz kazał Harry'emu często zmieniać sowy i nie używać Hedwigi, bo była zbyt charakterystyczna) też odnajdywały Blacka, a w przeciwieństwie do Hedwigi mogły nie znać wszystkich adresatów Pottera. Więc Lisa nei musi instruować Śnieżki dokąd ma lecieć, bo to mądry ptak i sam wie gdzie ma lecieć. ;) Najwyżej może powiedzieć jej komu ma dostarczyć list.
OdpowiedzUsuńDziękuję!!! Cieszę się, że moje opowiadanie Ci się spodobało :) Uwagę o sowach przyjmę sobie do serca i mam nadzieję, że więcej nie zaliczę podobnej wpadki.
UsuńKolejny rozdział świetny oczywiście. ( mam nadzieję, że ta przerwa potrfa dosyć krutko :) )
OdpowiedzUsuńNareszcie koleżanki coś się odezwały.( Wiem jak to jet nie mieć kontaktu z najlepszymi przyjaciółkami od dłuższego czas :( )
No ale nareszcie szykuje się spotkanie tej trójki ( nie wiem jak inaczej to określić xd ).
Życzę ci mnóstwa, ale to mnóstwa weny. Nie mogę się doczekać, aż znów sprowadzisz na tego bloga historię Lisy.
Na koniec dam ci cenną radę : Idź i utop się w morzu weny !!!! :)
Pozdrawiam :)
Bardzo dziękuję! Naprawdę bardzo się cieszę! :) Jak przeczytałam twój komentarz, aż mi się chciało płakać. Postaram się wskoczyć do najbliższego morza z weną. :) Historię wznowię najszybciej jak się da. ;)
UsuńNo ja mam taką nadzieje. Będę tu zaglądać jak najczęściej j. Tak samo ja prawie płakałam gdy zobaczyłam twój komentarz u mnie.
UsuńGryfoni zawsze sie wspierają :) ;)