Zanim przeczytacie ten rozdział, chcę podziękować wszystkim, którzy w komentarzach minie wspierali. Bez nich (komentarzy) i bez Was pewnie nie dokończyłabym pisać tego tomu a tak opublikowałam ostatni rozdział :) Może i bez wsparcie napisałabym to, ale nie włożyłabym do tego tyle mojego serca co teraz. Nie przedłużam już... Mokrego dyngusa Życzy:
Autorka, Młoda Czarownica, Julia Dudzik
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przetarła oczy i ziewnęła kilka razy.
Harry z pewnością jeszcze smacznie spał. Było przecież bardzo wcześnie rano,
sądząc po widoku jaki był za oknem.
Czemu zawsze wstaje tak wcześnie, dlaczego
obudziła się w takim momencie. Jej życie jest nie sprawiedliwe, chciała by ten
sen się nie kończył a ono tak brutalnie ją z niego wyrwało. Potem rzuciła
spojrzenie na łóżko Pottera. Pomyślała, ma takie wielkie szczęście. Ma przecież
rodzinę, prawdziwą rodzinę… Może i życie ją tak doświadczyło, straciła rodziców
kiedy była niemowlęciem, ale zyskała Harry’ego i prawdziwą przyjaźń, Sonię i
Rosalie. Tak!
Z rozmyślania wyrwał ją dźwięk pukania
w szybę, spojrzała na najbliższe okno. Spodziewała się tam zobaczyć jakąś sowę,
która zagubiła się i zastukała w nie to okno co trzeba. Ale nie. Za oknem na
parapecie siedziała para gołębi, gruchały cichutko, poparzyły się na nią, odchylający
przy tym lekko główki. Po chwili jednak odleciały. Lisa stała jeszcze jakiś
czas przy parapecie, wpatrują się w okno.
Za nim sama się ocknęła z dziwnego
transu do sali weszła pani Pomfey i jej głos przypomniał, gdzie się
znajduję.
- Co ty dziecko robisz przy tym oknie.
Chcesz się naprawdę rozchorować – mówiła histerycznym tonem.
- Ja… - zaczęła, ale szybko urwała. –
Przepraszam proszę pani. To się już nie powtórzy przynajmniej w tym roku
szkolnym – i posłała pielęgniarce promienny uśmiech.
- No bobrze. Dzisiaj wieczorem już
wychodzisz.
Powiedziała i odeszła do swojego
,gabinetu’. Dziewczynka natychmiast usiadła na łóżku. Od tego stania nogi zaczęły ją
boleć. Ale i tak była szczęśliwa, że już dzisiaj wychodzi ze skrzydła szpitalnego.
Pielęgniarka dobrze pilnowała by nikt nie mógł jej odwiedzić, to było trochę frustrujące.
Później wstał Harry od razu zaczął
męczyć panią Pomfey by pozwoliła na odwiedziny Hermniony i Rona. W końcu kobieta poddała się i zezwoliła na odwiedziny przyjaciół, ale tyko na pięć minut. Od razu wpuściła ich do środka. Lisa przeszła kilka łóżek dalej aby
lepiej słyszeć ich rozmowę. Nie chciał być wścibska, ale strasznie była ciekawa
co tamtej nocy robili oni na trzecim piętrze. Nadstawiła więc uszu.
- Och, Harry, już myśleliśmy, że…
Dumbledore tak się niepokoił… - zaczęła Hermiona.
- Cała szkoła o innym nie mówi – rzekł
Ron. – Co się naprawdę stało?
Harry zaczął im opowiadać im o
Quirrelu, o zwierciadle, o Kamieniu, o Voldemorcie. Lisa słuchała go z uważnie, a
kiedy doszedł do momentu związanego z Vlodemortem, ledwo powstrzymała się od tego
by nie rzucić się mu na szyję. Jednak wytrwała dalej do końca relacji. Dalszej rozmowy
nie słuchała. Wykorzystała tylko Króciutką chwilę ciszy by dać i do zrozumienia, że jest na łóżku obok.
-Hym – chrząknęła. Pierwsza odwróciła
się Hermiona.
- Co tutaj robisz? – spytał ją jednak
Ron.
- Kuruję się a raczej nudzę się tu.
Jeśli chcesz już koniecznie wiedzieć. A wy jak się czujecie? – odrzekła po czym
dodała: - A Ron prawie zapomniałam rozegrałaś świetną partię szachów.
- Dziękuję – odparł zmieszany i zrobił
się czerwony na policzkach.
- To raczej my powinniśmy się spytać
jak ty się czujesz. W końcu to ty jesteś w skrzydle szpitalnym – rzekła Hermiona.
- Ja czuję się znakomicie! Dzisiaj już
wychodzę! Nareszcie!
- Co??? – to słowo wyrwało się z ust
Harry’ego.
- Nie martw się! Juto postaram się
ciebie odwiedzić! Poza tym zobaczymy się na pewno na uczcie – powiedziała. Podeszła
do niego i pocałowała lekko w policzek. Już nie miła przy tym wyrzutów
sumienia w końcu to jej kuzyn i odeszła zostawiając
osłupiała trójkę.
Resztę dni a spędziła na myśleniu o
tym co zrobi jak już się stąd wydostanie. Nareszcie nadszedł wieczór po kolacji
zjedzonej jeszcze w skrzydle szpitalnym. Przebrała się w swoje rzeczy, które
nawet nie wiedziała jak się tam znalazły. Ale na pewno zamieszany był w to Zmorek.
Ubrania był idealnie dopasowanie (ulubione dżinsy a do tego biła dłuższa bluzka
z krótkim rękawem i już prawie zdartym zadrukowanym napisem Love) jeszcze tylko uczesała włosy w
koński ogon. Mogła już iść i wtem coś sobie przypomniała, nie miała na nogach
butów była boso. Szybko wróciła się i założyła na nogi baletki, które także
pojawiły się znikąd.
Taka opuściła skrzydło szpitalne. Po drodze
do wieży nie spotkała prawie nikogo nie licząc Prawie Bezgłowego Nicka, ducha Gryffindoru.
on tylko się z nią przywitał, powiedział, że ładnie wygląda i spytała jak się czuje
po krótkiej rozmowie z nim, poszła prosto do portretu Grubej Damy.
- Przegrani – rzuciła hasło w stronę
portretu. Ani nie drgnął. – Przegrani – powtórzyła ponownie. Nadal nic. –
Przegrani! – krzyknęła. Dama z obrazu przyglądała się jej z uśmiecham.
- Nie znasz hasła moja droga? Zostało zmienione
dzisiaj rano.
Lisa stał jak wryta nie dość, że
spędziła jakieś trzy dni w skrzydle szpitalnym, to jeszcze dzisiaj zmienili
hasło.
- Czy nie mogłaby mi pani podać tego
nowego hasła, proszę? – spytała z nadzieją.
- Haha – zaśmiała się i spojrzała na zdezorientowaną
dziewczynkę. – Hasło jest taki jakie było wcześniej. Jeśli powiesz jej jeszcze
to przejdziesz.
- Przegrani – powiedział kompletnie
zdziwiona.
Dziura w obrazie otwarła się i Lisa
przez nią przeszła. Kiedy weszła do Pokoju Wspólnego, powitali ją: Sonia,
Hermina, Ron, Neville, Lavender, Pravatil, Dean, Seamus, Fred i George, Lee
Jordan, Olivier Wood, Katie Bell, Angelina Johanson oraz Alicja Spinnet. To
była wielka niespodzianka. Dziewczynka aż się popłakała, nie wiedziała co ma im
powiedzieć, więc uściskała wszystkich po kolei.
Potem poszła kolejka piwa kremowego,
ale nie miała na nie ochoty. Dość szybko wyrwała się z rozweselonego
towarzystwa i udała się do dormitorium. Rzuciła się na łóżko i natychmiast
zasnęła
Przespała mocno całą noc i rano była w
wyśmienitym humorze. Czego nie można było powiedzieć o co poniektórych. Widać
było, że niespodzianka na jej cześć trwała do późna.
Lisa wstała przebrała się w szaty
czarodziejskie i wyszła przez dziurę w portrecie w stronę skrzydła szpitalnego,
ale niestety nie udało jej się tam dostać gdyż pielęgniarka powiedziała jej, że
Harry właśnie ma gościa. Dała wyraźnie do zrozumienia, że nie wpuści kolejnego.
Gryfonka wróciła, więc z powrotem do
wieży. Cały dzień spędziła nosem w swoim pamiętniku, notując wszystko
dokładnie, co wydarzyło się przez ostatni tydzień. Kiedy skończyła trzeba było
się zbierać na ucztę.
Udała się razem z innymi do Wielkiej
Sali. Była udekorowana na zielona i srebrno – barwy Sylytherinu. Ślizgoni
zdobyli puchar domów po raz siódmy z rzędu. Nad stołem nauczycielskim wisiał
ogromny transparent z ich godłem, srebrnym wężem.
Lisa weszła do środka panował gwar
rozmów. Podeszła do stół Gryffindoru usiała obok Soni, naprzeciwko Hermiony i
Rona.
Niedługo po niej do sali wszedł Harry,
rozległy się zduszone okrzyki, potem zaległa cisza, a po chwili wszyscy zaczęli
mówić jednocześnie. On zaś usiadła na swoimi miejscu przy stole, między Ronem a
Hermioną, tuż naprzeciw Lisy. Nie upłynęła nawet minuta kiedy Potter przez stół
zapytał się ją półszeptem:
- Dlaczego nie przyszłaś?
- Przyszłam, ale pani Pomfrey nie
chciała mnie wpuścić. Poza tym miałeś akurat gościa.
Nic nie odpowiedział. Chwilę później
do mównicy podszedł Dumbledore. Gwar podnieconych głosów ucichł.
- Minął jeszcze jeden rok! – zaczął Dumbledore
wesołym tonem. – Jeszcze jeden rok dobiegł końca, a ja muszę was trochę
pomęczyć ględzeniem staruszka, zanim wszyscy zatopimy zęby w tych wybornych potrawach.
Cóż to był za rok! Na szczęście wsze głowy są teraz mniej puste niż na początku…
i macie całe lato na opróżnienie ich przed początkiem następnego roku… A teraz,
jak mi się wydaje, muszę przejść do ogłoszenia wyników waszego
współzawodnictwa. Oto jak się przedstawia tabela: czwarte miejsce zajmuje Gryffindor,
trzysta dwanaście punktów, trzecie Hufflepuff, trzysta pięćdziesiąt dwa punkty,
Ravenclaw ma czterysta dwadzieścia sześć punków, a Slytherin czterysta
siedemdziesiąt dwa.
Przez stół Ślizgonów przewaliła się
burza oklasków, wrzasków i głośnego tupania. Ta ich wygrana nie była straszna
dla Lisy, chciał się cieszyć razem z Ros, ale szczęście Draco Malfoya była dla
niej nie do zniesienia.
- Tak, tak, dobrze się spisaliście, Ślizgoni
– rzekł Dumbledore. – Trzeba wziąć pod uwagęostatnie wydrzenia.
W sali zaległa cisza. Uśmiechy spełzły
z twarzy Ślizgonów.
- Ehmm- odchrząknął Dumblerore. – Mam tu
trochę punktów do rozdania w ostatniej chwili. Zobaczymy, co tu taj mamy. Tak…
Najpierw…pan Ronald Weasley… za rozegranie przez niego najlepszej od wielu lat partii
szachów nagradzam Gryffindor pięćdziesięcioma punkatmi.
Od wiwatów Gryfonów zadygotało
zaczarowanie sklepienie: gwiazdy wyraźnie zamigotały. Percy wrzeszczał do
innych prefektów:
- To mój brat! Mój najmłodszy brat! Wygrał
w szachy z olbrzymami!
W końcu zrobiło się cicho.
- Po drugie… panna Hermiona Granger…
za użycie przez nią chłodniej logiki w obliczu ognia nagradzam Gryffindor pięćdziesięcioma
punktami.
Hermina ukryła twarz w rękach; Lisa
była pewna, że zalała się łzami. Gryfoni zupełnie powariowali; mieli już sto
punktów więcej.
- No i po trzecie… pan Harry Potter –
rzekł Dumb;edore, a na sali zaległa głucha cisza.- … Za jego zimną krew i
rzadko spotykaną odwagę nagradzam Gryffindor sześćdziesięcioma punktami.
Rozległ się ogłuszający ryk. Ale Gryffiondor
miła teraz dokładnie tyle samo punktów co Slytherin. Zdobyliby puchar domów, gdyby
Dumbledore dał Harry’emu choćby jeden punkt więcej.
Dumbledor podniósł rękę. Sala natychmiast
ucichła.
- Są różne rodzaje męstwa – powiedział
z uśmiechem. – Trzeba być bardzo dzielnym, by stawić czoło wrogom, ale tyle samo
męstwa wymaga wierność przyjaciołom. Dlatego nagradzam dziesięcioma punktami
pana Neville’a Longbottoma.
Wiaty, krzyki i ryki Gryfonów były
ogłuszające. Lisa z entuzjazmem przyłączyła się od tego wszystkiego.
- Co oznacza – zawołał Dumledore, przekrzykując
burzę aplauzów, bo teraz również Krukoni i Puchoni czcili wrzaskiem przegraną
Ślizgonów – że trzeba będzie zmienić dekoracje.
Klasnął w dłonie. W mgnieniu oka
zielone draperie zmieniły się na szkarłatnie, srebro stało się złotem, olbrzymi
wąż Slytherinu zniknął, a na jego miejsce pojawił się lew Gryffindoru. Snape
wymienił uścisk dłoni z profesor McGongall, zmuszając się do okropnego
uśmiechu.
To był chyba najwspanialszy wieczór w
życiu Lisy. Może nawet lepszy od Bożego Narodzenia, czy dnia kiedy dowiedziała
się, że jest czarownicą albo chwili kiedy powiedziała Harry’emu o tym że są rodzeństwem.
Lisa prawie zapomniała, że nie
ogłoszono jeszcze wyników egzaminów, ale w końcu musiało to nastąpić. Ku swojemu
wielkiemu zaskoczeniu i zdziwieniu jej wyniki były prawie najlepsze ze
wszystkich. Oczywiście Hermiona miała najlepsze oceny spośród pierwszoroczniaków.
Nie wiadomo nawet kiedy szafy
opustoszały, kufry same się zapakowały, każdy otrzymała notkę przypominającą,
że w czasie wakacji nie wolno im używać żadnych zaklęć (,,Co rok mam nadzieję,
że o tym zapomną”, stwierdził ponuro Fred Weasley).
Zaraz też znajdowali się w ekspresie
do Londynu. W przedziale usiadła razem z Sonią. Ros miała miejsce razem z
przyjaciółmi z Slytherinu w innym przedziale, ale i tak prze posiedziała z nimi
chwilę czasu. Wygłupiały się. Planowały także, wszystkie trzy spędzą razem
wakacje.
Podróż minęła bardzo szybko. Zanim się
obejrzała trzeba było się przebrać w zwykłe ubrania i wsiąść z pociągu. Jeszcze
na peronie dziewięć i trzy czwarte pożegnała się z Harrym, przy okazji kazała
mu obiecać, że będzie do niej pisała w miarę często. Potem pożegnała się z
Sonia i Rasalie, im także obiecując, że będzie pisała listy.
Po przejściu przez barierkę zobaczyła ciocie
Mię. Ostatni raz pomachała przyjaciołom i w podskokach poszła z Mią cały czas
opowiadając jej o wszystkim.
W brew wszystkiemu to był najlepszych
rok szkolny jaki prze żyła. Miała przed sobą dwa miesiące razem z Liv, Tomem i
ciotką Karen, ale to ją tak już nie gnębiło.
Lisa jeszcze nie wiedziała, że
uchyliła rąbek Wielkiej Tajemnicy…
Koniec znowu dramaturgiczny i trzymający w napięciu :)
OdpowiedzUsuńPierwszy tom Lisy jest GENIALNY i czekam na kolejne :)
To był naprawdę ekscytujący rok ;)
Dziękuję!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się podobało!