poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Rozdział 18 Powrót do domu

   
Zanim przeczytacie ten rozdział, chcę podziękować wszystkim, którzy w komentarzach minie wspierali. Bez nich (komentarzy) i bez Was pewnie nie dokończyłabym pisać tego tomu a tak opublikowałam ostatni rozdział :) Może i bez wsparcie napisałabym to, ale nie włożyłabym do tego tyle mojego serca co teraz. Nie przedłużam już... Mokrego dyngusa Życzy:
Autorka, Młoda Czarownica, Julia Dudzik



--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Przetarła oczy i ziewnęła kilka razy. Harry z pewnością jeszcze smacznie spał. Było przecież bardzo wcześnie rano, sądząc po widoku jaki był za oknem.
Czemu zawsze wstaje tak wcześnie, dlaczego obudziła się w takim momencie. Jej życie jest nie sprawiedliwe, chciała by ten sen się nie kończył a ono tak brutalnie ją z niego wyrwało. Potem rzuciła spojrzenie na łóżko Pottera. Pomyślała, ma takie wielkie szczęście. Ma przecież rodzinę, prawdziwą rodzinę… Może i życie ją tak doświadczyło, straciła rodziców kiedy była niemowlęciem, ale zyskała Harry’ego i prawdziwą przyjaźń, Sonię i Rosalie. Tak!
Z rozmyślania wyrwał ją dźwięk pukania w szybę, spojrzała na najbliższe okno. Spodziewała się tam zobaczyć jakąś sowę, która zagubiła się i zastukała w nie to okno co trzeba. Ale nie. Za oknem na parapecie siedziała para gołębi, gruchały cichutko, poparzyły się na nią, odchylający przy tym lekko główki. Po chwili jednak odleciały. Lisa stała jeszcze jakiś czas przy parapecie, wpatrują się w okno.
Za nim sama się ocknęła z dziwnego transu do sali weszła pani Pomfey i jej głos przypomniał, gdzie się znajduję.
- Co ty dziecko robisz przy tym oknie. Chcesz się naprawdę rozchorować – mówiła histerycznym tonem.
- Ja… - zaczęła, ale szybko urwała. – Przepraszam proszę pani. To się już nie powtórzy przynajmniej w tym roku szkolnym – i posłała pielęgniarce promienny uśmiech.
- No bobrze. Dzisiaj wieczorem już wychodzisz.
 Powiedziała i odeszła do swojego ,gabinetu’. Dziewczynka natychmiast usiadła na łóżku. Od tego stania nogi zaczęły ją boleć. Ale i tak była szczęśliwa, że już dzisiaj wychodzi ze skrzydła szpitalnego. Pielęgniarka dobrze pilnowała by nikt nie mógł jej odwiedzić, to było trochę frustrujące.
Później wstał Harry od razu zaczął męczyć panią Pomfey by pozwoliła na odwiedziny Hermniony i Rona. W końcu kobieta poddała się i zezwoliła na odwiedziny przyjaciół, ale tyko na pięć minut. Od razu wpuściła ich do środka. Lisa przeszła kilka łóżek dalej aby lepiej słyszeć ich rozmowę. Nie chciał być wścibska, ale strasznie była ciekawa co tamtej nocy robili oni na trzecim piętrze. Nadstawiła więc uszu.
- Och, Harry, już myśleliśmy, że… Dumbledore tak się niepokoił… - zaczęła Hermiona.
- Cała szkoła o innym nie mówi – rzekł Ron. – Co się naprawdę stało?
Harry zaczął im opowiadać im o Quirrelu, o zwierciadle, o Kamieniu, o Voldemorcie. Lisa słuchała go z uważnie, a kiedy doszedł do momentu związanego z Vlodemortem, ledwo powstrzymała się od tego by nie rzucić się mu na szyję. Jednak wytrwała dalej do końca relacji. Dalszej rozmowy nie słuchała. Wykorzystała tylko Króciutką chwilę ciszy by dać i do zrozumienia, że jest na łóżku obok. 
-Hym – chrząknęła. Pierwsza odwróciła się Hermiona.
- Co tutaj robisz? – spytał ją jednak Ron.
- Kuruję się a raczej nudzę się tu. Jeśli chcesz już koniecznie wiedzieć. A wy jak się czujecie? – odrzekła po czym dodała: - A Ron prawie zapomniałam rozegrałaś świetną partię szachów.
- Dziękuję – odparł zmieszany i zrobił się czerwony na policzkach.
- To raczej my powinniśmy się spytać jak ty się czujesz. W końcu to ty jesteś w skrzydle szpitalnym – rzekła Hermiona.
- Ja czuję się znakomicie! Dzisiaj już wychodzę! Nareszcie!
- Co??? – to słowo wyrwało się z ust Harry’ego.
- Nie martw się! Juto postaram się ciebie odwiedzić! Poza tym zobaczymy się na pewno na uczcie – powiedziała. Podeszła do niego i pocałowała lekko w policzek. Już nie miła przy tym wyrzutów sumienia  w końcu to jej kuzyn i odeszła zostawiając osłupiała trójkę.
Resztę dni a spędziła na myśleniu o tym co zrobi jak już się stąd wydostanie. Nareszcie nadszedł wieczór po kolacji zjedzonej jeszcze w skrzydle szpitalnym. Przebrała się w swoje rzeczy, które nawet nie wiedziała jak się tam znalazły. Ale na pewno zamieszany był w to Zmorek. Ubrania był idealnie dopasowanie (ulubione dżinsy a do tego biła dłuższa bluzka z krótkim rękawem i już prawie zdartym zadrukowanym napisem Love) jeszcze tylko uczesała włosy w koński ogon. Mogła już iść i wtem coś sobie przypomniała, nie miała na nogach butów była boso. Szybko wróciła się i założyła na nogi baletki, które także pojawiły się znikąd.
Taka opuściła skrzydło szpitalne. Po drodze do wieży nie spotkała prawie nikogo nie licząc Prawie Bezgłowego Nicka, ducha Gryffindoru. on tylko się z nią przywitał, powiedział, że ładnie wygląda i spytała jak się czuje po krótkiej rozmowie z nim, poszła prosto do portretu Grubej Damy.
- Przegrani – rzuciła hasło w stronę portretu. Ani nie drgnął. – Przegrani – powtórzyła ponownie. Nadal nic. – Przegrani! – krzyknęła. Dama z obrazu przyglądała się jej z uśmiecham.
- Nie znasz hasła moja droga? Zostało zmienione dzisiaj rano.
Lisa stał jak wryta nie dość, że spędziła jakieś trzy dni w skrzydle szpitalnym, to jeszcze dzisiaj zmienili hasło.
- Czy nie mogłaby mi pani podać tego nowego hasła, proszę? – spytała z nadzieją.
- Haha – zaśmiała się i spojrzała na zdezorientowaną dziewczynkę. – Hasło jest taki jakie było wcześniej. Jeśli powiesz jej jeszcze to przejdziesz.
- Przegrani – powiedział kompletnie zdziwiona.
Dziura w obrazie otwarła się i Lisa przez nią przeszła. Kiedy weszła do Pokoju Wspólnego, powitali ją: Sonia, Hermina, Ron, Neville, Lavender, Pravatil, Dean, Seamus, Fred i George, Lee Jordan, Olivier Wood, Katie Bell, Angelina Johanson oraz Alicja Spinnet. To była wielka niespodzianka. Dziewczynka aż się popłakała, nie wiedziała co ma im powiedzieć, więc uściskała wszystkich po kolei.
Potem poszła kolejka piwa kremowego, ale nie miała na nie ochoty. Dość szybko wyrwała się z rozweselonego towarzystwa i udała się do dormitorium. Rzuciła się na łóżko i natychmiast zasnęła
Przespała mocno całą noc i rano była w wyśmienitym humorze. Czego nie można było powiedzieć o co poniektórych. Widać było, że niespodzianka na jej cześć trwała do późna.
Lisa wstała przebrała się w szaty czarodziejskie i wyszła przez dziurę w portrecie w stronę skrzydła szpitalnego, ale niestety nie udało jej się tam dostać gdyż pielęgniarka powiedziała jej, że Harry właśnie ma gościa. Dała wyraźnie do zrozumienia, że nie wpuści kolejnego.
Gryfonka wróciła, więc z powrotem do wieży. Cały dzień spędziła nosem w swoim pamiętniku, notując wszystko dokładnie, co wydarzyło się przez ostatni tydzień. Kiedy skończyła trzeba było się zbierać na ucztę.
Udała się razem z innymi do Wielkiej Sali. Była udekorowana na zielona i srebrno – barwy Sylytherinu. Ślizgoni zdobyli puchar domów po raz siódmy z rzędu. Nad stołem nauczycielskim wisiał ogromny transparent z ich godłem, srebrnym wężem.

Lisa weszła do środka panował gwar rozmów. Podeszła do stół Gryffindoru usiała obok Soni, naprzeciwko Hermiony i Rona.
Niedługo po niej do sali wszedł Harry, rozległy się zduszone okrzyki, potem zaległa cisza, a po chwili wszyscy zaczęli mówić jednocześnie. On zaś usiadła na swoimi miejscu przy stole, między Ronem a Hermioną, tuż naprzeciw Lisy. Nie upłynęła nawet minuta kiedy Potter przez stół zapytał się ją półszeptem:
- Dlaczego nie przyszłaś?
- Przyszłam, ale pani Pomfrey nie chciała mnie wpuścić. Poza tym miałeś akurat gościa.
Nic nie odpowiedział. Chwilę później do mównicy podszedł Dumbledore. Gwar podnieconych głosów ucichł.
- Minął jeszcze jeden rok! – zaczął Dumbledore wesołym tonem. – Jeszcze jeden rok dobiegł końca, a ja muszę was trochę pomęczyć ględzeniem staruszka, zanim wszyscy zatopimy zęby w tych wybornych potrawach. Cóż to był za rok! Na szczęście wsze głowy są teraz mniej puste niż na początku… i macie całe lato na opróżnienie ich przed początkiem następnego roku… A teraz, jak mi się wydaje, muszę przejść do ogłoszenia wyników waszego współzawodnictwa. Oto jak się przedstawia tabela: czwarte miejsce zajmuje Gryffindor, trzysta dwanaście punktów, trzecie Hufflepuff, trzysta pięćdziesiąt dwa punkty, Ravenclaw ma czterysta dwadzieścia sześć punków, a Slytherin czterysta siedemdziesiąt dwa.
Przez stół Ślizgonów przewaliła się burza oklasków, wrzasków i głośnego tupania. Ta ich wygrana nie była straszna dla Lisy, chciał się cieszyć razem z Ros, ale szczęście Draco Malfoya była dla niej nie do zniesienia.
- Tak, tak, dobrze się spisaliście, Ślizgoni – rzekł Dumbledore. – Trzeba wziąć pod uwagęostatnie wydrzenia.
W sali zaległa cisza. Uśmiechy spełzły z twarzy Ślizgonów.
- Ehmm- odchrząknął Dumblerore. – Mam tu trochę punktów do rozdania w ostatniej chwili. Zobaczymy, co tu taj mamy. Tak… Najpierw…pan Ronald Weasley… za rozegranie przez niego najlepszej od wielu lat partii szachów nagradzam Gryffindor pięćdziesięcioma punkatmi.
Od wiwatów Gryfonów zadygotało zaczarowanie sklepienie: gwiazdy wyraźnie zamigotały. Percy wrzeszczał do innych prefektów:
- To mój brat! Mój najmłodszy brat! Wygrał w szachy z olbrzymami!
W końcu zrobiło się cicho.
- Po drugie… panna Hermiona Granger… za użycie przez nią chłodniej logiki w obliczu ognia nagradzam Gryffindor pięćdziesięcioma punktami.
Hermina ukryła twarz w rękach; Lisa była pewna, że zalała się łzami. Gryfoni zupełnie powariowali; mieli już sto punktów więcej.
- No i po trzecie… pan Harry Potter – rzekł Dumb;edore, a na sali zaległa głucha cisza.- … Za jego zimną krew i rzadko spotykaną odwagę nagradzam Gryffindor sześćdziesięcioma punktami.
Rozległ się ogłuszający ryk. Ale Gryffiondor miła teraz dokładnie tyle samo punktów co Slytherin. Zdobyliby puchar domów, gdyby Dumbledore dał Harry’emu choćby jeden punkt więcej.
Dumbledor podniósł rękę. Sala natychmiast ucichła.
- Są różne rodzaje męstwa – powiedział z uśmiechem. – Trzeba być bardzo dzielnym, by stawić czoło wrogom, ale tyle samo męstwa wymaga wierność przyjaciołom. Dlatego nagradzam dziesięcioma punktami pana Neville’a Longbottoma.

Wiaty, krzyki i ryki Gryfonów były ogłuszające. Lisa z entuzjazmem przyłączyła się od tego wszystkiego.
- Co oznacza – zawołał Dumledore, przekrzykując burzę aplauzów, bo teraz również Krukoni i Puchoni czcili wrzaskiem przegraną Ślizgonów – że trzeba będzie zmienić dekoracje.
Klasnął w dłonie. W mgnieniu oka zielone draperie zmieniły się na szkarłatnie, srebro stało się złotem, olbrzymi wąż Slytherinu zniknął, a na jego miejsce pojawił się lew Gryffindoru. Snape wymienił uścisk dłoni z profesor McGongall, zmuszając się do okropnego uśmiechu.
To był chyba najwspanialszy wieczór w życiu Lisy. Może nawet lepszy od Bożego Narodzenia, czy dnia kiedy dowiedziała się, że jest czarownicą albo chwili kiedy powiedziała Harry’emu o tym że są rodzeństwem.

Lisa prawie zapomniała, że nie ogłoszono jeszcze wyników egzaminów, ale w końcu musiało to nastąpić. Ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu i zdziwieniu jej wyniki były prawie najlepsze ze wszystkich. Oczywiście Hermiona miała najlepsze oceny spośród pierwszoroczniaków.
Nie wiadomo nawet kiedy szafy opustoszały, kufry same się zapakowały, każdy otrzymała notkę przypominającą, że w czasie wakacji nie wolno im używać żadnych zaklęć (,,Co rok mam nadzieję, że o tym zapomną”, stwierdził ponuro Fred Weasley).
Zaraz też znajdowali się w ekspresie do Londynu. W przedziale usiadła razem z Sonią. Ros miała miejsce razem z przyjaciółmi z Slytherinu w innym przedziale, ale i tak prze posiedziała z nimi chwilę czasu. Wygłupiały się. Planowały także, wszystkie trzy spędzą razem wakacje.
Podróż minęła bardzo szybko. Zanim się obejrzała trzeba było się przebrać w zwykłe ubrania i wsiąść z pociągu. Jeszcze na peronie dziewięć i trzy czwarte pożegnała się z Harrym, przy okazji kazała mu obiecać, że będzie do niej pisała w miarę często. Potem pożegnała się z Sonia i Rasalie, im także obiecując, że będzie pisała listy.
Po przejściu przez barierkę zobaczyła ciocie Mię. Ostatni raz pomachała przyjaciołom i w podskokach poszła z Mią cały czas opowiadając jej o wszystkim.
W brew wszystkiemu to był najlepszych rok szkolny jaki prze żyła. Miała przed sobą dwa miesiące razem z Liv, Tomem i ciotką Karen, ale to ją tak już nie gnębiło.
Lisa jeszcze nie wiedziała, że uchyliła rąbek Wielkiej Tajemnicy…

2 komentarze:

  1. Koniec znowu dramaturgiczny i trzymający w napięciu :)
    Pierwszy tom Lisy jest GENIALNY i czekam na kolejne :)
    To był naprawdę ekscytujący rok ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję!
    Cieszę się, że się podobało!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Lydia Land of Grafic