Lisa nie wiedziała jaki i kiedy trafiła do skrzydła
szpitalnego. Pamiętała tylko, że pani Pomfrey podała jej jakiś eliksir po
którym zasnęła snem kamiennym.
Kiedy się obudziła słońce było już wysoko, było południe
a może już po południe. Trudno to było określić bo w skrzydle szpitalnym nie
było zegara.
Dziewczynka podniosła się do pozycji siedzącej. Blizna na
czole już ją tak nie bolała jak ubiegłej nocy, ale nadal czuła lekkie szczypanie
w jej miejscu. Ręka jej powędrowała od razu na szyję. Upewniwszy się, że ma niej
łańcuszek z wisiorkiem, zaczęła rozglądać się po sali. Tuż obok jej łóżka było
krzesło a na nim szlafrok, sama była ubrana w tę samą piżamę jaką miała na
sobie wczoraj. Koła krzesła były ustawione jej kapcie.
Jakieś dwa łóżka dalej leżał odwrócony do niej tyłem
Harry. Lisa wstała z łóżka, nałożyła na siebie szlafrok a nogi wcisnęła w
pantofle i podeszła pomału do jego łóżka. Usiadła na krześle nieopodal niego. Patrzyła na jego czarne,
połyskujące odrobinę włosy.
Nagle on się do niej od wrócił. Nie miał na nosie okularów
przymrużyła, więc oczy po czym dodał:
- Podałabyś
mi okulary?
Lisa nic nie opowiedziała sięgnęła ręka w stronę stolika
nocnego i dała mu je do ręki. Chłopak założył je na nos. Po czym spojrzał na
Lisę jeszcze raz .
- Lisa co ty tu robisz? – spytał.
- A to dłuższa historia. Powiedzmy, że w nocy nie zbyt dobrze
się czułam – odrzekła.
- No dobrze.
Lisa przyszedł do głowy pewien pomysł powinna teraz
powiedzieć Harry’emu, że są rodzinną. Za niedługo zaczną się wakacje i nie będzie
miała lepszej okazji niż teraz.
- Harry muszę
ci coś powiedzieć.
- Słucham –
oprał.
- Harry to
nie jest proste ale… ale my jesteśmy kuzynostwem.
Lisa opowiedziała mu wszystko co przeczytała w pamiętniku
swojej mamy. Harry słuchał ją w milczeniu. Kiedy skończyła opowiadać zapadła
krótka chwila ciszy po czym chłopak zaczął:
- Ale skąd
mamy pewność że to prawda. Czy są jakieś… jakieś dowody?
Dziewczyna zawahała się, ale wyciągnęła z pod koszulki
piżamy naszyjnik z serduszkiem.
- Tak mam. Nie było
łatwo, ale znalazłam to w pamiętniku – rozwarła wieczko wisiorka i podała mu.
- Dla Emmy w
dniu siedemnastych urodzin od Jamesa – przeczytał wygrawerowane słowa,
następnie spojrzał na zdjęcie. – To jest mój ojciec. Czyli to jest twoja matka.
Jesteś do niej bardzo podobna.
- Dziękuję.
Ty też jesteś bardzo podobny do swojego taty.
Harry uśmiechną się do niej. W tym momencie do skrzydła szpitalnego
weszła pani Pomfrey. Przeszyła ich spojrzeniem z nad stosu paczuszek z
rozmaitymi słodyczami które postawiła obok łóżka Harry’ego i powiedziała:
- Nono kochaneczki. Pogaduszki. Jeszcze dobrze nie odpoczęli
a już wstają.
- Ala ja już wystarczają odpoczęłam i czuję się prawie
znakomicie – jęknęła Lisa próbując się bronić.
- Prawie robi wielką różnicę. Moja droga. A teza marsz z
powrotem do swojego łóżka. Zaraz przyniosę śniadanie a potem przyjdzie tu dyrektor.
To dla ciebie – zwróciła się tym razem do Harry’ego i wskazała na stos słodycz
jaki prze chwilą przyniosła. – tylko nie podjadaj przed śniadaniem.
Lisa powlekła się do swojego łóżka. Nie miała ochoty się kłaść
zwłaszcza, że nie dawno wstała, więc usiadła na jego brzegu. Myślała, że rozmowa
z Potterem na temat ich pokrewieństwa będzie trudniejsza. Zareagował zupełnie
inaczej niż się tego spodziewała, ale to może lepiej. Nie musiała przechodzi
prze to tak jak robiła to w wyobraźni.
Po zjedzeniu śniadania rzeczywiście przyszedł profesor Dumbledore.
Przechodząc obok niej uśmiechną się lekko w jej kierunku a może tylko tak jej
się zawało.
Rozmowa z uczniem zajęła mu trochę czasu kiedy skończył. Już
miał wychodzić kiedy niespodziewanie skierowała się w stronę dziewczynki. Przysiadł
na brzegu łóżka obok niej. Ona wychyliła nos z ponad książki, którą pożyczyła
jej z pewnym oporem pielęgniarka i odłożyła ją na stolik nocny.
- Twoje zachowanie
ubiegłej nocy było godne pochwały – zaczęł.
- O czym pan
mówi?
- Chodzi mi
to co powiedziałaś profesor McGonagall.
- O moim śnie
czy czym to tam było, tak. Ale skąd ja wiedziała gdzie oni byli? Nic im się nie
stało?
- Bądź spokojna
nic im niej jest. Skąd wiedziałaś gdzie są? Ciekawe pytanie myślę, że znasz na
nie odpowiedz i nie muszę ci o niej mówić.
- Chodzi o
moja bliznę prawda? To prze nią widziałam to wczorajszej nocy. Prze nią widział
kiedyś jak Voldemort zabijał moich rodziców. To o tym była mowa w tej książce… –
ugryzła się w język nie powinna mówić o książce.
Dyrektor nic nie powiedział tylko uśmiechnął się do niej.
- Widzę, że
wiesz więcej niż się spodziewałem. Oszczędziłaś mi składnia kolejnych wyjaśnień…
- Skoro
mówimy już mówimy już o wyjaśnieniach – przerwała mu dość nie grzecznie Berry. -
To jest mi pan jakieś winien. To pan podarował mi pamiętnik mojej mamy? Dlaczego?
- Cały czas
mnie zaskakujesz. Tak ja to zrobiłem. To chyba dobrze – opowiedział.
- Tak, dzięki
panu zyskałam coś mi bardzo drogiego i cennego. Rodzinę. Wiedział pan o tym?
- Znałem
twoją mamę. Ah Emma czego on się nie domyśliła. Przed nią nic nie było można
ukryć. A James znał tę szkołę lepiej niż własną kieszeń. A teraz
wypoczywaj. Na pewno twoje przyjaciółki będą chciały cię odwiedzić. To dobrze, zdołałyście
się zaprzyjaźnić mimo różnych domów.
- Dla mnie
nie liczy się to, że jest w Slytherinie tylko to jak jest. A jest tak jak ja
czy Sonia. Dziękuję i do widzenia.
Profesor opuścił skrzydło szpitalne. Pielęgniarki
nie było widać na horyzoncie. Wstała więc ubrała szlafrok i kapcie i skierowała
się w stronę łóżka Harry’ego. On sam leżał na nim i zajadał słodycze. Kiedy podeszła
do niego poczęstował ją fasolkami wszystkich smaków. Akurat trafił jej się smak
toffi. Potem rozpakowali czekoladowe żaby, z kart dostał jej się Dumbledore. Rozmawiali
także o qudditchu był to dla obojga jeden z ulubieńszych tematów. Trochę też
sobie po złorzeczyli na Snape’a i Malfoya, za którymi oboje nie przepadali. Tak zeszło im
do późnego wieczorku, kiedy to pani Pomfrey przerwała im dobrą zabawę. Zmuszając
ich do położenia się spać.
Sen jednak długo nie chciał przyjść a
sama Lisa nie miła ochoty by przychodził, obawiała się, że jak znów przymnie
powieki zobaczy coś czego bardzo nie chciała ujrzeć. Tak leżała rozmyślając,
przynajmniej do północy. Okło pierwszej oczy zaczęły jej się kleić same i nie
mając nawet pojęcia kiedy, zasnęła.
Śniła jej się mama (w wieku około jedenastu
lat), która w Pokoju Wspólnym rozmawiała z Jamesem Potterem, dość żywo coś
pokazując rękoma. Lisa zdołała tylko dosłyszeć ostanie jej słowa, które
brzmiały tak:
- Jeśli mi nie wierzysz napisz do swoich
rodziców list. Na pewno odpiszą ci to samo co przed chwilą usłyszałeś z moich ust.
Phy – prychnęła i odwróciła się do niego plecami. Na co chłopak odrzekł już do
jej pleców:
- Dobra napiszę. Chce zobaczyć jak
rzednie ci mina. Kłamczucho.
Chociaż Emma była odwrócona tyłem także
do niej, ale i tak dostrzegła łzę spływającą po jej policzku. I usłyszała szept, w którym
słychać było stłumiony szloch :
- Rób jak uważasz.
Po czym ruszyła w stronę dormitorium dziewcząt.
Do Jamesa podeszli jacyś trzej chłopcy i zaczęli wypytywać go o czym rozmawiał.
On odbąknął coś niezbyt zrozumiałego i poprosił o kawałek pergaminu. Wszyscy trzej
koledzy wymienili zdziwione spojrzenia. Potter nie czekał aż któryś z nich
łaskawie poda mu kawałek pergaminu czy nie. Udał się do stolika koło komika
wygrzebał jakieś pergamin i pióro. Zamoczył do w atramencie i zaczął szybo coś
na nim skrobać. Po skończeniu chwycił zwitek i wyszedł z dormitorium.
Lisa przyglądała mu się uważnie,
zachowywał się dosyć dziwnie. Ale nie to najbardziej ją zdziwiło. W jednym z
kątów dostrzegła Borysa, swojego tatę, siedział wyprostowany jak struna i pisał
chyba jakieś wypracowanie. Podczas rozmowy Jamesa z Emmą rzucała na nich ukradkowe
spojrzenia. A kiedy ona wyszła, spoglądał na Potter z dziwnym wyrazem na
twarzy.
Po chwili scena się rozpłynęła i
pojawiła się nowa. Tym razem znajdowała się na błoniach, niedaleko pod drzewem siedziała
jej mama i ojciec Harry’ego. Podeszła do nich bliżej. Usłyszała rozmowę:
- Miałaś rację. Przepraszam, że
nazwałem cię kłamczuchą, Jonson – powiedział James.
- Nie nazywaj mnie po nazwisku. Jestem
Emma lub Em, Potter – odparła z uśmiechem.
- Nie jestem Potter. James – odparł
podając dziewczynie rękę.
- Emma – rzekła podając rękę
chłopakowi po czym dodała:- No to rozejm.
- Rozejm!
I odboje zaczęli się śmiać. Po chwili
dziewczyna wstała i odeszła. Scena zaczęła się rozmazywać i zniknęła.
Lisa obudziła się. Ten sen był... Wspaniały! Usiała na łóżku i zaczęła rozmyślać, co wpisało się już w jej nawyki.