Lato nadeszło
tego roku bardzo szybko. Poranek pierwszego dnia czerwca był piękny, złote
promienie słońca wpadały do pokoju i oświetlały twarz rudowłosej dziewczynki.
Przeciągnęła się leniwie na łóżku, rzucając spojrzenie na kalendarz wiszący na
ścianie.
- To już
dzisiaj! Dzień dziecka!
Wyskoczyła z
łóżka, zasłała je w pośpiechu, po czym zdjęła piżamę i ubrała niebieską
sukieneczkę na ramiączkach. Włożyła na nogi pantofle i skierowała się w stronę
pokoi starszy braci.
Pierwsze
zapukała do drzwi Albusa. Po kilku minutach chłopak wyszedł ze swojego pokoju
ubrany w szorty i jasny podkoszulek. Był odrobinę zaspany, ale po jego twarzy
dało się zauważyć, że nie ma za złe wcześniejszej pobudki siostry.
- Lily
obudziłaś już Jamesa? – spytał pół szeptem.
- Nie –
odpowiedziała zgonie z prawdą.
- Ja mam to
zrobić? – zapytał, patrząc znacząco na dziewczynkę, ta tylko kiwnęła głową,
- A rodzice
jeszcze śpią?
- Wydaje mi
się, że mama już wstała, a tata jeszcze śpi.
- No dobrze, zejdź
już na śniadanie. Ja obudzę Jamesa – zadecydowała chłopak.
Lily zeszła po
schodach do kuchni. Tam jak się nie myliła czekała na nią mama szykująca
śniadanie.
- Dzień dobry
słońce! Jak się spało? – zapytała rośnie córkę.
- Cześć mamo!
Wyśmienicie.
Usiadła przy
stole. Nagle z piętra dało się słyszeć głośnie trzaśnięcie drzwi. Ginny
odwróciła gwałtownie głowę, po schodach zbiegł najpierw Albus, a zaraz po nim
James, z burzą ciemnych włosów na głowie.
Obydwaj
usadowili się przy stole tak, aby miejsce, gdzie siedziała Lily ich od siebie
oddzielało. Nie minęło nawet pięć mintu kiedy do kuchni wszedł zaspany Harry,
obudzony głośnym zachowaniem synów. Przywitał się z żoną, składając całusa na
jej policzku.
Kiedy cała
rodzina była już w komplecie zasiedli do wspólnego śniadania. Mniej więcej
godzinę po skończeniu jedzenia cała piątka siedziała w samochodzie, a na
tylnych siedzeniach trwała burzliwa dyskusja.
- Jak
myślicie, co w tym roku rodzice przygotowali dla nas na dzień dziecka? –
zapytał rodzeństwo Al.
- Nie wiem,
ale nigdy nie jechaliśmy aż tak daleko, jak teraz – zauważyła Lily.
- Racja. To
musi być coś naprawdę fajnego. A tak na marginesie to przecież mój ostatni
dzień dziecka w domu, bo za rok idę do Hogwartu – powiedział James,
podkreślając to znacząco i rzucając triumfalne spojrzenie bratu.
- Tak wszyscy
o tym doskonale wiem. Nie musisz nam przypominać – prychnął młodszy z barci.
- Wszystko,
tam z tyłu dobrze? – rozległa się głos Harry’ego.
Zapadła nagła
cisza, którą przerwał dopiero głoś Ginny, oznajmujący iż dotarli na miejsce.
Była to zarośnięta polanka, na której zaparkowali samochód.
Szli przez
las. Lily słuchała szumu liści i wdychała pełną piersią zapachy rozmaitych
roślin. Czuła jak to miejsce tętni życiem, jak tu jest pięknie i spokojnie, że
mogła by tu zostać. Wydawało jej się, że w tym momencie nic jej już do szczęścia
nie brakuje.
Jej barci mało
interesowała przyroda, wyczekiwali kiedy wreszcie dowiedzą się, co rodzice dla
nich przygotowali. Dotarli na miejsce. Nie tylko ich siostra stanęła jak wryta,
oni też, ale z bynajmniej innego powodu…
Po drugiej
stronie polany stały młody, mały, biały koń. Po podejściu bliżej okazało się,
że to nie koń tylko jednorożec, a dokładnie jego źrebię.
Lily niepewnie
zrobiła krok w stronę zwierzęcia. Harry staną tuz koło niej i powiedział cicho:
- Nie bój się.
Możesz podejść bliżej.
Dziewczynka
pod namową ojca zrobiła jeszcze dwa kroki, znajdowała się teraz tuż koło
młodego jednorożca.
- Dobrze –
pochwalił ją tata. – Spróbuj go pogłaskać. Pomału.
Rudowłosa
wyciągnęła przed siebie prawą rękę i leciutko pogłaskała zwierzę po grzywie.
Źrebię stało w bez ruchu, a kiedy opuściła rękę nie oczekiwanie ją polizało. Co
wywołało na twarzy Lily promienny uśmiech. Zawsze o tym marzyła.
Albus i James
przyglądali się tej scenie z krzywymi minami. Nie tego się spodziewali, nie
żeby widok jednorożca był czymś złym, ale obaj oczekiwali się czegoś, ich
zdaniem ,,super”. Ich miny zauważyła to Ginny, która stała koło chłopców.
- Nie martwcie
się, zaraz będzie coś dla was – powiedziała do synów.
Uśmiechnięta
Lily wróciła razem z Harrym od jednorożca, odwróciła się jeszcze aby po raz
ostatni go zobaczyć, ale jego już nie było.
- Nie smuć
się. Musiało wrócić do swojej mamy – pocieszył córkę. – A teraz czas, na
prezent dla was – zwróciła się tu do Albusa i Jamesa.
Znowu musieli
kawałek przejść, co trochę już denerwowało dzieci, ale wreszcie dotarli na
miejsce. Było to boisko do quidditcha, na którym czekały dwie miotły. Chłopcy
natychmiast się na nie rzucili i nie chcieli z nich zejść, bo nie był to takie
zwykłe miotły, był to Błyskawice. Ten sam model jaki miał ich tata. Lily także
udało się polatać krótko, ale zawsze coś.
Ten dzień miłą
wszystkim bardzo szybko. Dzieci nim się obejrzały, musiały wracać do domu. Lily
jednak na długo zapamięta ten czas spędzony pierwszego czerwca.
Super miniaturka! Dzień Dziecka u Potterów, hoho ♥Każdy (z dzieci) pospełniał swoje marzenia. Ale ciekawi mnie, skąd oni wytrzasnęli jednorożca... Ale ogółem i tak super!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na więcej!
♥
Dziękuję!!!
UsuńNo masz wiedziałam że o czymś zapomnę...
Zapraszam do głosowania :)
OdpowiedzUsuńGŁOSOWANIA NA MINIATURKĘ CZERWCA
Świetna miniaturka. No i właśnie... skąd oni wytrzasnęli jednorożca? I to jeszcze źrebię?
OdpowiedzUsuńWitam!
OdpowiedzUsuńWyznaję zasadę komentarz za komentarz a, ponieważ Ty odwiedziłaś mojego bloga ja muszę się teraz odwdzięczyć. Już kiedyś odwiedziłam Twojego bloga, ale nie doczytałam go do końca. Po prostu nie moje gusta.
Szczerze mówiąc to dosyć sporo "ściągnęłaś" z Harry'ego. Lisa też ma bliznę tylko inny kształt, ona także miała rodziców, którzy musieli ukrywać się przed Voldziem, w rolę Hagrida wcieliła się Mia, główna bohaterka także została oddana rodzinie mugoli. Może innym się to podoba, ale mi nie za bardzo. Będę szczera, nie przeczytałam całego Twojego opowiadania, bo nie przypadło mi do gustu.
Wybacz jeśli mój komentarz uraził Cię w jakikolwiek sposób, ale zawsze jestem szczera (czasami nawet chamska) i piszę to co myślę.
Selene Neomajni
PS: Jeśli chcesz możesz wpaść na nowy rozdział
http://adrianna-ocalic-istnienia.blogspot.com
Nie uraziłaś mnie. Szczerość czasem boli, ale każdy ma prawo do własnego zdania. Nie zmuszam nikogo do czytania. Mój blog nie spodobał ci się i już!
UsuńPopracuję trochę nad fabułą, bo twój komentarz sprawił, że zaczęłam się głęboko zastanawiać nad nią. Może kiedyś mi się uda...
PS. Już lecę czytać nowy rozdział.
Po pierwsze - masz cudowny szablon :)
OdpowiedzUsuńA co do samej miniaturki:
Musisz bardziej uważać na literówki. Wiem, że każdemu mogą się zdarzyć (klawiatura to jednak zdradliwa rzecz), ale dla jakości tekstu warto trochę dłużej przysiąść i posprawdzać ("szory" zamiast "szorty", "mitu" zamiast "minut", "dom" zamiast "koń").
Także przecinki wymagają pracy. Pamiętaj, że w zdaniach złożonych, w których nie masz spójników, musisz oddzielić przecinkami orzeczenia.
A co do treści: miniaturka była bardzo sympatyczna, fajnie przedstawiłaś relacje rodzinne - trochę sprzeczek między rodzeństwem, trochę rodzicielskiej troski. Ale zabrakło mi czegoś spektakularnego, co wryłoby się w pamięć. Czuję pewien niedosyt. Sama wyznaję zasadę, aby w każdej miniaturce lub rozdziale zawrzeć jakieś niespodziewane wydarzenie lub zakończyć w niejednoznaczny sposób. Sama uwielbiam teksty trzymające w napięciu i wydaje mi się, że takie napięcie bardzo przyciąga czytelników i mobilizuje ich do komentowania ;)
http://nocturne.blog.pl/
Dziękuję
UsuńLitrówki, błędy i przecinki to moja zmora i cały czas staram się na nimi pracować, dlatego jestem wdzięczna kiedy ktoś zwraca mi na nie uwagę, bo łatwo mi niektóre przeoczyć.
Jestem dopiero początkująca, ale staram się by rozdziały, bądź miniaturki były dobre. Może udami się stworzyć atmosferę trzymającą w napięciu. W każdym razie spróbuje.
Zajrzę na twojego bloga w wolnej chwili.