Panny młode kiwnęły głową.
Pravati machnęła różdżką i do pokoju wfrunęły trzy białe sukienki które po
chwili opadły na dwu osobowe łóżko
Po ponad półtorej
godzinie był niemal gotowe. Przy pierwszym lustrze stała Hermiona już ubrana w
prostą, białą suknie sięgającą nieomal do ziemi, w pasie była przewiązana
niebieską szarfą. Pravatil natomiast walczyła z jej włosami. Welon przypięty
był do włosów niebieską różą i wyglądało to ślicznie.
Przy środkowym
lustrze stała natomiast Ginny. Na sobie miała białą, prostą suknie podobną do
tej Hermiony, ale szarfa była żółta. We włosach miła welon przymocowany żółtą różą. A
obok rudowłosej panny młodej stała Luna, która wybierała biżuterię.
Przy ostatnim
lustrze, najbliżej okna stała Lisa. Tak jak pozostałe dwie przyjaciółki miała
na sobie suknie, lecz tym razem szarfa była koloru perłowo jasno kremowego. Welon
był już przypięty białą różą.
Co jakiś czas
Lisa spoglądała, ku nie zadowoleniu Soni, na okno. Było widać już przybyłą
kapelę, a George, Seamus i Charlie w odświętnych szatach byli przygotowani na
przybycie gości.
Dziewczynę
ciekawił fakt, że Finnigan, także czekał z chłopakami. Zaczęła się zastanawiać,
ale nie potrwało to długo, bo jej rozmyślania przerwało pukanie do drzwi.
- Proszę! –
odpowiedziały równocześnie wszystkie sześć.
Do pokoju
weszła Fleur, na jej rękach spała dwu miesięczna dziewczynka. Vicitorie, mała
niebieskooka blondynka. Lisa myślała, że z powodu dziecka Bill i Fleur nie
przyjdą na wesele, ale jednak przybyli.
Mama położyła
delikatnie córeczkę na łóżku i przykryła kocykiem, ta tylko wciągnęła głośniej
powietrze i spała smacznie dalej.
- Witajcie! –
powiedziała wszystkim z francuskim akcentem, chociaż nie był już tak bardzo wyraźny
jak wcześnie, to i tak było go słuchać.
- Witaj Fleur!
Jak się czujesz? I jak się czuje nasz mała Vicitorie? – spytała Ginny
spoglądając na śpiącą dziewczynkę.
- Ja czują się
dobrze. Vicitorie też, ale często miewać kolki. Moja mama mówi, że to normalne
u małych dzieci – żywo zaczęła opowiadać.
Potem ucięły
sobie pogawędkę. Następnie Francuzka zaczęła panną młody udzielać pewnych wskazówek.
Pod koniec wizyty podeszła do Lisy wzięła ją na stronę i spytała.
- Czy Rozalie
będzie na weselu? Tak dawno jej nie widziałam…
- Tak
obiecała, że przyjdzie. Nie może ominąć przecież wesela przyjaciółki – mówiąc te
słowa uśmiechnęła się promiennie, blondynka odwzajemniła ten gest.
Niestety nie
dane im było dłużej porozmawiać, gdyż Vicitorie właśnie się obudziła i zaczęła
głośno płakać. Fleur musiała wziąć ją na ręce i wyjść.
Odbyły się
jeszcze ostatnie poprawki strojów i wszystkie wyszły. Tuż przed domem czekał na
nie pan Weasley, ubrany w odświętną czarna szatę czarodzieja i pan Granger, w
mugolskim garniturze. Już stąd było widać ogromny namiot wypełniony gośćmi, a
ogród udekorowany był złotymi balonami. Wszystko wyglądało bajecznie, tak jak w
dniu wesela Billa i Fleur, trzy lata temu. Z tą wielką różnicą, że Czarny Pan już
został pokonany i wszyscy mogli się czuć bezpiecznie.
Ojcowie
podeszli do swoich dzieci. Pierwsza szła Hermiona z panem Granger i Pravatil,
następnie Ginny z Arturem Weasley’em oraz Luną a na końcu Lisa razem z Sonią.
Kasztanowo włosa panna moda próbowała ukryć swój smutek. Spowodowany tym, że
jej rodzice tego nie zobaczą, że tata nie odprowadzi jej do ołtarza. Wiedziała
o tym, myślała o tym próbowała się do tego przygotować psychicznie, ale teraz
kiedy przyszło co do czego. Ledwie powstrzymywała się od płaczu, a przecież ten
dzień powinien być najszczęśliwszym w jej życiu.
Nagle poczuła,
że ktoś ją ciągnie za prawą rękę. Kiedy zorientowała się co się przed chwilą
stało, było już za późno. Pan Weasley zamiast pod rękę trzymać swoją córkę,
trzymał jeszcze Lisę. Dziewczyna posłała zdziwione spojrzenie Ginny. Ta tylko
uśmiechnęła się.
I od razu wszystko
stało się oczywiste. To zostało ukartowane za jej plecami, a ona o niczym się nie
dowiedziała, nie zorientowała. Cóż z niej za będzie auror . Ale nie była zła,
na Ginny czy też pana Weasley’a ani nawet na samą siebie. Była szczęśliwa,
chociaż to nie jej ojciec ją prowadził to i tak czuła, że ktoś o niej pamiętał.
Pochód dotarł
do podestu, pan Granger przekaz rękę Hermiony Ronowi (ubranemu w czarną szatę z
niebieskimi dodatkami, pasującymi do róży we włosach dziewczyny). Artur Weasley
podał rękę Ginny Harry’emu (który miał na sobie także czarną, ale z żółtymi
dodatkami). A rękę Lisy
Neville’owi (jej do szata była czarna z białymi dodatkami). Spojrzał na nią i
uśmiechnął się. Ona odwzajemniła ten gest.
Ślub zaczął
się przewodniczył mu niski czarodziej, w średnim wieku z czarnymi włosami i
kozią bródką. Zaczął swoje przemówienie:
- Zebraliśmy
się tutaj…
Lisa, była tak
podenerwowana, że nie mogła się skupić na tym co mówi mistrz ceremonii. Nie za wiele
z tego rozumiała. Patrząc jednak po twarzach towarzyszy, stwierdziła, że mają
oni podobny problem, co ona, ale bardziej umiejętnie to tuszowali.
W końcu
czarodziej skończył mówić. I zaczęły się ślubowania. Pierwsze podszedł do Hermiony
i Rona.
- Hermiono Jean,
czy chcesz poślubić Ronalda Biliusa…
- Tak –
rozbrzmiewa, wypowiedziane pewnym, ale odrobinę drżącym głosem.
Lisa patrzy
się na nią widzi, jak chyba po raz pierwszy jej przyjaciółka oddycha z ulgą. Znów
słuchać donośny głos mistrza ceremonii.
- Ronaldzie
Biliusie, czy chcesz poślubić Herminę Jean…
- Tak –
wypowiada męskim głosem.
Teraz przeszła
kolej na Ginny i Harry’ego. Czarodziej wypowiada słowa:
- Ginewro
Molly, czy chcesz poślubić Harry’ego Jamesa…
- Tak – mówi
dość penie, ale nie zbyt głośno.
- Harry Jamesie,
czy chcesz poślubić Ginewrę Molly…
- Tak –
odpowiada głośno i wyraźnie.
Mistrz ceremonii
podszedł do Neville’a i Lisa. Dziewczynie mocniej i szybciej zabiło serce. Poczuła
jak robi jej się cieplej.
- Liso Emmo,
czy chcesz poślubić Nevilla...
- Tak – drżący
głosem odpowiada.
- Neville’u,
czy chcesz poślubić Lisę Emmę…
- Tak.
- A więc
ogłaszam, że jesteście ze sobą złączeni na całe życie – powiedział ów czarodziej.
Uniósł nad ich głowy różdżkę, z której wytrysnął deszcze srebrnych gwiazdek,
omotują całą szóstkę świetlistymi spiralami. W tym czasie trzy pary pocałowały się.
Lisa czuła jak Neville namiętni ją całuje. Kiedy skończyli w burzy oklasków i
radosnych okrzyków.
- Panie i
panowie! – zawołał mistrz ceremonii. – Proszę o powstanie.
Kiedy wszyscy
powstali, machną różdżką. Krzesła, na których siedzieli, uniosły się łagodnie w
powietrze, a ściany namiotu nagle zniknęły, tak że stali teraz pod
baldachimem wspartym na złotych słupkach, a wokoło rozpościerał się widok na
oblaną słońcem dolinę. Teraz pośrodku namiotu pojawiła się sadzawka płynnego
złota, które po chwili zastygło tworząc lśniący parkiet, unoszące się w
powietrzu krzesła podzieliły się na grupki wokół przykrytych białymi obrusami
stolików i razem z nimi spłynęły z powrotem na ziemię, a członkowie kapeli
ruszyli w stronę podium.
Goście zaczęli
się ustawić w kolejki, aby założyć wszystkim młodym życzenia i dać podarli. Jak
państwo Weasley’owie, składali życzenia Lisa nie wytrzymała i przytuliła oboje.
Wszeptała:
- Dziękuję!
Zaraz też
zaczęły się tańce. Lisa tańczyła wtulona w swojego męża. Rosalie, zaś którą
widziała już na ślubie wirowała z Draco, za niedługo także mieli się pobrać. Dostała
nawet już zaproszenie. Malfoy z pewną niechęcią, go jej wręczał, ale kiedyś
przecież trzeba zakopać wojenny topór. A czemu nie miało by to mieć miejsca na
weselu.
Wszystko obyło
się bez większych niespodzianek. To był z cała pewnością najpiękniejszy dzień
jaki w życiu przeżyła.
KONIEC