poniedziałek, 18 stycznia 2016

Rozdział 6. Bractwo Cienia

Lisa zamyślona siedziała na łóżku, dopóki drzwi nie oznajmiły skrzypnięciem, że ktoś stoi w progu. Podniosła wzrok i ujrzała rudą, piegowatą, brązowooką, chudą, niewiele od niej niższą dziewczynkę. Owa nowo przybyła przystanęła, przez chwilkę przyjrzała się swojemu gościu i podeszła w stronę łóżka.
- Cześć! Jestem Ginny Weasley.
- Lisa Berry… Koleżanka Rona – powiedziała kasztanowowłosa po namyśle.
Po krótkiej, dość niezręcznej chwili ciszy dziewczyny zaczęły rozmawiać. Najpierw Ginny dociekała skąd Lisa zna się z Ronem. To sprawiało, że dziewczyna miała małe kłopoty. Z Ronem nie spędzała dużo czasu. Tylko w święta grali razem w czarodziejskie szachy, ponieważ Weasley uważał ją za „godnego przeciwnika”. Na szczęście tyle wystarczyło. Potem rozmawiały jak to jest żyć z rodzeństwem; Ginny opowiadała o Charlim i Billim (to najbardziej ciekawiło Lisę), następnie ona o Liv i Tomie. Kiedy temat rodzeństwa się wyczerpał, opowiadały sobie nawzajem żarty i śmieszne historie z życia wzięte.
    Siedziały tak dopóki pani Weasley nie zwołała ich na obiad. Obie zeszły, a raczej zbiegły po schodach na dół. Przy stole byli już wszyscy, roześmiani Fred i George, Percy, Ron oraz… Harry! Czarne, rozczochrane włosy, zielone oczy, okulary… To na pewno był on.
Lisa przysiadła na jednym z wolnych krzeseł, jak najbliżej Pottera. Nie ukrywała, że poczuła się oszukana. Chłopak mówił, że wakacje spędza u wujostwa, a teraz widzi go tutaj. Obiecał że będzie pisał, a nie odpowiadał na jej listy. Bardzo się o niego martwiła. Czy był tutaj przez całe wakacje? W złości tak mocno zacisnęła usta, że prawie przegryzała sobie wargę.
Obiad ledwo tknęła, chociaż był przepyszny i pani Weasley chciała jej wcisnąć jeszcze dokładkę, ale od mówiła. Nie odzywała się; wszyscy mogą myśleć, że jest bardzo nieśmiała, co po części byłoby prawdą, ale nie teraz.
Po skończonym posiłku poczekała na chłopaków. Dobrze wiedzieli, że będzie chciała z nimi porozmawiać. Poszli do pokoju Rona. Kiedy tylko drzwi się zamknęły Lisa zaczęła:
- Widzę, że wspaniały Harry Potter ma głęboko gdzieś składane obietnice. Nie ma potrzeby zawracać sobie głowy jakąś tam kuzynką. Niech się martwi. Niech wysyła sowy. Co?! – dziewczyna wybuchła. Nawet nie wiedziała, że tak potrafi. Nagle uwolniły się w niej pokłady ironii, sarkazmu i niepohamowanej złości.
Przez chwilę Ron i Harry milczeli, po czym odezwał zmieszany Potter. Zaczął wyjaśniać, choć sam nie wiedział czemu jego kuzynka tak się denerwowała. Opowiedział jej o Zgredku, o jego ostrzeżeniu, o rozwalonym torcie ciotki, liście z ministerstwa oraz o tym jak Ron, Fred i George pomogli mu uciec z domu latającym samochodem.
- Prawie zapomniałem – dodał na koniec. – Zgredek zabrał wszystkie lisy jakie do mnie wysyłaliście.
- Ohh… - westchnęła Lisa. – Przepraszam Harry… Ja wysłałam do ciebie list, bo mnie też odwiedził skrzat domowy, tylko że z Hogwartu. Pytał o ciebie i mówił o wielkim niebezpieczeństwie. Czy możliwe, że wspomniały o tym samym?
- Możliwe – odparł Harry.
- A. I podejrzewamy że Zgredek jest skrzatem domowym Malfoy’ów – dopowiedział Ron. Podczas rozmowy prawie wcale się nie odzywał i Lisa niemal zapomniała o jego obecności w pokoju.
    Niedługo potem opuściła pokój Rona i zeszła do sypialni Ginny. Dziewczynki akurat nie było. Postanowiła rozpakować część swoich rzeczy.
Do wieczora czas spędziła z rudowłosą, rozmawiając i spacerując po ogrodzie. Wieczorem była tak głodna, że zjadła prawie pół tuzina kanapek. Była bardzo zmęczona, więc położyła się spać zaraz po kolacji.
  Rano obudziły ją letnie promienie słońca i wiejska cisza, inna niż mieszczańska. Kasztanowowłosa miała ochotę otworzyć okno i wyjrzeć na zewnątrz, ale przypomniała sobie, że w łóżku obok śpi jeszcze Ginny. Wymknęła się więc cicho z pokoju i zeszła do kuchni. Zastała tam panią Weasley.
- Już nie śpisz? Wcześnie wstajesz, kochanie – powitała ją z uśmiechem na twarzy. Lisa odnotowała sobie, że zwróciła się do niej „kochanie”.
- Zazwyczaj tak wstaję… Mogę jakoś pani pomóc? – zaoferowała się.
- Tak. Przypilnujesz bekonu… Albo możesz iść po jajka do kurnika. Co wybierasz?
- Mogę iść po jajka.
    Wyszła do ogrodu i znów uderzyła ją ta dziwna wiejska cisza. Słyszała wszystko dokładnie: szum liści w pobliskim sadzie, ospałe gdakanie kur, czy skradające się gromy (Ginny opowiadała jak Fred, George, Ron i Harry odgnamiali niedawno ogród). Nie była przyzwyczajona do takich dźwięków; w domu, w Londynie przywykła do odgłosów jeżdżących aut, ciężarówek, autobusów, tramwajów, klaksonów sfrustrowanych kierowców, wycia syren i całego miejskiego gwaru.
    Tak jak ją o to poproszono, Lisa przyniosła cały koszyk jajek (kury chciały z nią współpracować). Pomogła, także w przyszykowaniu śniadania i nakryciu do stołu. Po dłuższej też chwili pozornego spokoju, zaczęli pojawiać się inni domownicy. O dziwo jako pierwsi zjawili się bliźniacy; byli pochłonięci rozmową między sobą. Po nich pojawili się Ron z Harrym, później Percy, a na końcu Ginny. Zjawił się także pan Weasley. Najwyraźniej wrócił z nocnej zmiany, bo Ron szepnął jej na ucho:
- To mój tata… - tyle tylko zdołała usłyszeć, bo Molly Weasley zaczęła z nim rozmawiać. I wszystko byłoby dobrze gdyby Lisa nie usłyszała swojego imienia...
- A i wczoraj była u nas Mia… Przyprowadziła ze sobą Lisę.
    Pan Weasley wydawał się być zadziwiony, a jego synowie wymienili znaczące spojrzenia. Przebiegł wzrokiem po zebranych przy stole osobach i zatrzymał się przy chudej dziewczynce o kasztanowych włosach. Wpatrywał się w nią długo, ale nic nie powiedział.
    Teoretycznie śniadanie minęłoby już bez większych niespodzianek gdyby nie mała płomykówka, która z przywiązanym do nóżki listem, wleciał przez okno i wylądowała tuż przed talerzem Lisy. Dziewczyna odwiązała przesyłkę i zaczęła czytać:
Kochana Liso!
    Przepraszam Cię bardzo za wczorajszy dzień. Wiem, że nie chciałaś nigdzie jechać i zostawać u państwa Weasley’ów, ale musiałaś. Ja musiałam…
    Wplątałam się z Martinem w niezłe tarapaty. Ale co się stało to się nie odstanie. Nie jest to temat na listy. Musimy porozmawiać w cztery oczy. Może spotkamy się na Pokątnej, gdy będziesz kupować książki? Napisz proszę kiedy, ja się dostosuję.
Mia
PS. Jeszcze raz przepraszam. Mam nadzieję, że za niedługo to zrozumiesz.
Lisa jeszcze kila razy przewertowała wzrokiem list, szukając jakieś ukrytej wiadomości, ale nic nie znalazła. Tylko prośbę o spotkanie.
    Z dziwnego zamyślenia wyrwał ją głos Freda:
- Lisa idziesz z nami polatać, na wzgórzu?
- Tak, tylko zabiorę miotłę – odparła.
    Była wdzięczna. Nie wiedział czy to był spontaniczny ruch chłopaka, czy zaplanowane zagranie. Miała jednak pewność, że z czego by to nie wynikało uwolniło ją od ciekawych spojrzeń, ale nie od wyjaśnień. Przebrała się więc w letni strój i chwyciła miotłę.
    W kuchni czekali już Fred, George, Ron oraz Harry. Razem wdrapali się na wzgórze osłonięte drzewami. Szli w milczeniu, które dla dziewczyny sugerowało za dużo i było (choć to nielogiczne) za głośne. Kiedy dotarli na miejsce rozłożyli się na trawie i padło to długo oczekiwane pytanie:
- Od kogo był ten list? – odważył się zapytać George.
- Nie powinno was to interesować – odparła przekornie, nie miał ochoty na zwierzenia.
- Nawet mi nie powiesz? – zaczepnie zaczął Harry.
- Tobie tym bardziej – puściła do niego oczko i cicho się zaśmiała.
- Chłopaki to nic nie da i tak nam nie powie. Bardzo uparta z niej osoba – posumował Fred. – Lepiej zagrajmy dwa na dwa w Quidditcha. Lisa będziesz sędzią?
- Dlaczego ja!? – oburzyła się. Fakt była dziewczyną, ale to jawna dyskryminacja.
- No wiesz… - zaczął Ron. – Nasza nauka latania nie była zbyt długa – ciągnął mając na myśli wypadek Neville’a.
- Ty także nie długo się uczyłeś – przypomniała.
- Ala ja… ten… Bracia mnie nauczyli jeszcze zanim zacząłem chodzić do szkoły. A ty mieszkałaś u mugoli.
- Może zobaczymy kto lepiej lata? – zasugerowała.
    I po chwili Lisa już była w powietrzu. Ograniczały ją tylko drzewa. Ale to dawało też więcej możliwości zwrotów. Czuła się nawet lepiej niż pod czas swojego pierwszego lotu w pierwszej klasie. Przez chwilę zastanowiła się co może, co umie zaprezentować.
    Zrobiła ósemkę i ostry slalom między jabłoniami oraz beczkę, po czym z gracją wylądowała przed zdziwionymi towarzyszami. Zsiadła z miotły i nonszalancko poprawiła lekko pogmatwane pasma włosów. Cóż, ten widok rekompensował późniejszy trud rozczesywania kołtunów.
- Ty powinnaś być w drużynie! Masz talent! Gdzie się tak nauczyłaś? - przekrzywiali jeden drugiego, aby później zamilknąć.
- Zaskoczeni? – uśmiechnęła się zadziornie. – No cóż, z racji braku miotły i odpowiedniego wieku nie mogłam być w drużynie… - zawahała się czy powiedzieć chłopcom, że leciała na miotle drugi raz w swoim życiu, ale uznała, że nie kopie się leżącego. I tak dała im dziś niezły popis. – Poza tym drużyna jest już w komplecie.
- Posłuchaj – zaczął Fred. – Ponoć Alicja Spinnet ma zrezygnować z grania tego roku. Wspomniała, że coś rodzice… A, nie ważne. W każdym razie zwalnia się pozycja ścigającej, więc mogłabyś się zgłosić. Jesteś bardzo zwinna, nadajesz się.
- Zastanowię się – odparła udając dość obojętną, ale tak naprawdę niezmiernie się cieszyła. – A wracając do początku naszej dyskusji, możemy przecież grać na zmianę.
    Zrobili tak jak zasugerowała. Na zmianę grali jabłkami. Spędzili tak prawie pół dnia. Lisa czuła, że nie będzie się tu nudzić.
Pewnego słonecznego poranka, mniej więcej pięć dni po jej przybyciu do Nory, Lisa dostała wiadomość z Hogwartu. Zeszła na śniadanie, słysząc kroki schodzących z góry chłopców. W kuchni zastała Ginny i państwo Weasley’ów. Zaraz po niej do kuchni wszedł Harry z Ronem i kiedy tylko rudowłosa ujrzała Pottera, miska z owsianką wypadła jej z rąk na podłogę. Zawsze tak się działo kiedy on wchodził do pokoju. Lisa usiadła i wzięła jeden z tostów jakie podała jej i Harry’emu pani Weasley.
- Listy ze szkoły – powiedział pan Weasley podając Lisie, Harry’emu i Ronowi jednakowe koperty z żółtawego pergaminu zaadresowane zielonym atramentem. – Dumbledore już wie, że tu jesteście Harry i Liso… Co za człowiek, przed nim nic się nie ukryje… Wy też dostaliście listy – dodał na widok bliźniaków, którzy wmaszerowali do kuchni w piżamach.
    Przez kilka minut było bardzo cicho, kiedy cała piątka czytała swoje listy. Lisa pobieżnie przeczytała notkę informującą, że tak ja w tam tym roku ma odjechać pociągiem ze stacji King’s Cross pierwszego września. Do listu dołączona była także lista książek, na ten rok szkolny. Było na niej aż siedem książek niejakiego Gilderoya Lockharta i ,,Standardowa księga zaklęć (2 stopień)" Mirandy Goshawk.
Lisa, kiedy skończyła, czytać, zerknęła na listę Freda, który zerkał do Harry’ego. On także miał wypisane wszystkie książki Lockharta.
- Tobie też napisali, żebyś kupił te wszystkie książki Lockharta! – zawołał Fred skończywszy czytać listę Harry’ego. – Nowy nauczyciel obrony przed czarną magią musi być jego fanem… Założę się, że to czarownica – w tym momencie ucichł uchwyciwszy spojrzenie matki i zajął się śniadaniem.
- Nie wiem, czy będzie nas na to stać – rzekł George, rzucając krótkie spojrzenie na rodziców. – Książki Lockhatara są bardzo drogie…
- Jakoś sobie poradzimy – mruknęła pani Weasley, ale wyglądała na zatroskaną. – Mam nadzieję, że większość rzeczy dla Ginny kupimy z drugiej ręki.
- Och, to ty idziesz w tym roku do Hogwartu? – zapytał Harry Ginny.
    Gdyby siedział bliżej Lisy, dostałby pewnie od niej niezłego kopniaka w nogę. Kasztanowowłosa zauważyła tylko jak jej koleżanka kiwa głową spłoniwszy rumieńcem na całej twarzy. Zaraz też wkroczył dumnie Percy, już w ubraniu i z odznaką prefekta na piersiach.
- Dzień dobry! – powitał wszystkich dziarskim tonem. – Piękny dzień.
    Usiadł na jedynym wolnym krześle, ale natychmiast podskoczył, wyciągając spod siebie szarą sowę, która przypominała wyleniałą miotełkę z piór.
- Errol! – krzyknął Ron, biorąc od niego puchacza i wyjmując mu list spod skrzydła. – Nareszcie… to list od Hermiony. Napisałem jej, że zamierzamy cię uwolnić z domu Dursleyów, Harry.
    Spróbował posadzić sowę na kołku wbitym w ścianę przy kuchennym stole, ale ptak natychmiast spadł, więc położyła go na suszarce do naczyń. Potem rozerwał kopertę i przeczytał na głos list od Hermiony.
Kochany Ronie, i Ty, Harry, jeśli tam jesteś,
    mam nadzieję, że wszystko dobrze poszło i że Harry jest OK i że Ty, Ron, nie zrobiłeś czegoś sprzecznego z prawem, żeby go stamtąd wyrwać, ponieważ wtedy nie tylko Ty byś miał kłopoty, ale i on. Naprawdę bardzo się tym niepokoję i jeśli Harry jest już wolny, cały i zdrowy, natychmiast mi o tym napisz, ale może lepiej skorzystaj z jakiejś innej sowy, bo wydaje mi się, że jeszcze jedna podróż z pocztą zupełnie wykończy Twojego puchacza.
    Oczywiście jestem bardzo zajęta, bo mamy tyle zadane, a w przyszłą środę jedziemy do Londynu, żeby mi kupić książki. Może byśmy się spotkali na ulicy Pokątnej?
    Napisz mi szybko, co się dzieje, ucałowania od Hermiony.
- No cóż mi bardzo odpowiada, możemy pojechać i kupić wszystko, czego potrzebujecie – powiedziała pani Weasley, zabierając się do sprzątania ze stołu. – A tak w ogóle, to co zamierzacie dzisiaj robić?
Finalnie Harry, Ron, Fred i George poszli na wzgórze polatać na miotłach, proponowali to też Lisie, ale odmówiła. Postanowiła dziś poświęcić chwilę na uzupełnienie pamiętnika najnowszymi wydarzeniami. Napisała także list do Mii, że mogę się spotkać w najbliższą środę.
***
    W najbliższą środę pani Weasley obudziła wszystkich wcześnie. Po zjedzeniu po pół tuzina kanapek z bekonem włożyli płaszcze, a pani Weasley zdjęła z gzymsu kominka stary wazon i zajrzała do środka.
- Wiele już nie zostało, Arturze — westchnęła. — Będziemy musieli dzisiaj trochę dokupić… No, ale goście mają pierwszeństwo! W wasze ręce, Harry i Liso!
    I wręczyła im wazon, który wylądował w rękach Lisy. Oboje z Harrym rozejrzeli się, wszyscy na nich patrzyli.
- Aaa… co mam robić? — wyjąkał w końcu Harry.
- Oni nigdy nie podróżowali za pomocą proszku Fiuu — powiedział nagle Ron. — Wybaczcie mi, zapomniałem.
- Nigdy? — zdumiał się pan Weasley. — No to w jaki sposób dostaliście się na ulicę Pokątną, żeby kupić przybory szkolne?
- Dojechałam taksówką…
- Dojechałem tam metrem…
- Naprawdę? — zdziwił się jeszcze bardziej pan Weasley. — A więc są jakieś ekspiratory? Ale powiedzcie mi, jak…
- Nie teraz, Arturze — przerwała mu pani Weasley. - Kochani, proszek Fiuu jest o wiele szybszy, ale jeśli nigdy w ten sposób nie podróżowaliście, to… no… naprawdę nie wiem, czy…
- Dadzą sobie radę, mamo — odezwał się Fred. — patrzcie, jak my to robimy.
Wziął z wazonu szczyptę błyszczącego proszku, podszedł do kominka i rzucił go w płomienie. Ogień zahuczał, płomienie zrobiły się szmaragdowozielone i urosły ponad Freda, który wkroczył w nie, wołając: „ulica Pokątna!” - i zniknął.
- Musisz to wypowiedzieć wyraźnie — pouczyła Harry'ego pani Weasley, kiedy George wsadził rękę do wazonu.
- I musisz uważać, żeby wyjść właściwym rusztem…
- Właściwym czym? — zapytał nerwowo Harry, Lisa także zaczęła się denerwować. Ogień ponownie zahuczał i George również zniknął.
- Widzisz, do wyboru jest bardzo dużo czarodziejskich kominków, ale jeśli wypowiesz adres wyraźnie…
- Nic in nie będzie, Molly, przestań ich straszyć — powiedział pan Weasley, sięgając po proszek.
- Ależ kochanie, a jak się któreś zgubi, to co powiemy jego rodzinie?
- To ich na pewno nie zmartwi — wyjaśnił Harry. — Jeśli pomylę kominy, Dudley uzna to za wspaniały dowcip, proszę się nie przejmować. – A Lisa pomyślała, że ciotka Karen pewnie też by się specjalnie tym nie przejęła.
- Moją ciotkę też – dodała Lisa
- No dobrze… więc Lisa, ty idziesz po Arturze, a potem Harry — powiedziała pani Weasley. — Tylko pamiętaj, kiedy będziesz w płomieniach, powiedz wyraźnie, dokąd chcesz się udać…
- I trzymaj łokcie przy sobie — poradził Ron.
- I zamknij oczy — dodała pani Weasley. — Ta sadza…
- I uważaj — powiedział Ron — bo możesz wypaść ze złego komina…
- Ale nie panikuj i nie wyskakuj za wcześnie, poczekaj, aż zobaczysz Freda i George’a.
Lisa popatrzyła niepewnie na Harry’ego, który kiwnął zachęcająco głową, ale widać było, że sam ma pewne wątpliwości. Starając się zapamiętać wszystkie wskazówki zabrała szczyptę proszku Fiuu i podeszła do kominka. Wzięła głęboki wdech, wrzuciła proszek do ognia i wkroczyła w płomienie. Nie poczuła wcale gorąca, jakiego się podziewała, tylko ciepły powiew.
- Ulica Pokątna! – wypowiedziała najwyraźniej jak mogła, bo popiół zaczął niemile zadzierać jej gardło.
    Poczuła się tak, jakby jakaś potężna siła wessała ją do otworu w gigantycznej wannie. Wydawało jej się, że obraca się z przerażającą szybkością… Uszy napełnił jej ogłuszający ryk… Starała się mieć oczy otwarte, ale od wirowania zielonych płomieni zrobiło jej się niedobrze… Coś zahaczyło o jej łokieć, więc przycisnęła go mocno do siebie, wciąż obracając się i obracając… Potem jakby czyjeś zimne ręce zaczęły ją chlastać po twarzy. Zobaczyła rozmazany rząd mijających ją szybko kominków i pokojów za nią. Kanapki z bekonem zaczęły jej niebezpiecznie wirować w brzuchu. Mimo woli zamknęła ponownie oczy, a potem… spadła na kolana do przodu na zimne, kamienne palenisko, czując, że nieźle zdarła sobie w tym miejscu skórę.
- No nieźle… Wstawaj, zaraz ktoś następny wyjdzie z kominka i cię podepta… - powiedział Fred pomagając wstać obolałej Lisie z podłogi.
- Jeszcze mi tego brakowało… - opowiedziała Lisa.
- Jak na pierwszy raz było całkiem dobrze… - dodał George.
- Tak… To ciekawa jestem jak byłoby, gdyby poszło źle… - warknęła dziewczyna i przy okazji syknęła z bólu kiedy stanęła prosto na obu nogach.
- No wiesz mogłabyś na przykład złamać nos – powiedział Fred podając jej materiałową chusteczkę, aby przyłożyła sobie do krwawiącego kolana.
- Brzmi obiecująco przynajmniej nie byłby taki krzywy… - wyznała Lisa i wybuchła śmiechem razem z bliźniakami.
- Coś w tym jest… - podsumował Fred. – Boli…? – spytał wskazując na ranne kolano kasztanowłosej.
- Nie tylko trochę szczypie i dość groźnie wygląda… - przyznała.
- Jak pojawi się Molly, poradzi co zrobić z twoimi kolanami. A tak swoją drogą dziwne, że jeszcze nikt się nie pojawił… - powiedział pan Weasley, którego dopiero teraz Lisa dostrzegła w rogu pomieszczenia, choć w sumie logiczne było, że pojawił się tutaj jeszcze przed nią.
- Po mnie miał być Harry…
Jej wypowiedz przerwało pojawienie się Rona, a niedługo potem Ginny i pani Weasley na końcu, ale nadal nie było Harry’ego.
- Gdzie jest Harry? – pierwsza zaniepokoiła się Lisa.
- Nie ma go jeszcze? – zapytała niespokojna się pani Weasley. – Niewyraźnie wypowiedział miejsce…
- Musiał wylądować jeden, góra dwa ruszty dalej – powiedział pan Weasley.
- Chodźmy, musimy go znaleźć. Merlin wie gdzie wylądował i co się z nim dzieje – kobieta powoli zaczynała wychodzić z siebie.
     Wszyscy chcieli już ruszyć, kiedy, o dziwo, nie Lisa a Fred przypomniał sobie o krwawiącym kolanie.
- Mamo, zaczekaj chwilę! – zawołał. – Lisa zdarła sobie kolana do krwi przy lądowaniu. Czy mogłabyś coś z tym zrobić?
- To nic wielkiego. Zwykłe obdarcia poboli, poboli i przestanie – szybko opowiedziała Lisa.
- Idźcie, zaraz do was dołączymy – odparła pani Weasley jakby nie usłyszała tego co przed chwilą powiedziała dziewczynka. – Teraz pokaż mi te kolana… Rzeczywiście, tylko zwykłe obdarcie, ale nie wygląda zbyt dobrze… - wyciągnęła różdżkę, wypowiedziała odpowiednie zaklęcie. Kolna mocno za szczypały i całe odarcie zniknęło. – Dobrze. A teraz idziemy.
     Obie wyszły na zatłoczoną ulicę. Niedaleko czekali pozostali Weasley’owie. Pani Weasley chwyciła za rękę Ginny i wszyscy ruszyli w stronę banku Gringotta. Lisa razem z Ronem, Fredem i Georgem szli najszybciej, za nimi pan Weasley i Percy, a na samym końcu pani Weasley z Ginny. Przedzierali się przez tłum ludzi, aż tuż przed wejściem do banku ujrzeli masywną, górującą nad tłumem postać Hagrida. Nieopodal niego, na schodach stał Harry. Wszyscy zaczęli jak najszybciej przedzierać przez tłum, aż stanęli tuż przed nim.
- Harry — wysapał pan Weasley — mieliśmy nadzieję,  że poleciałeś tylko o jeden ruszt dalej… — Otarł z potu łysinę. — Molly wychodzi z siebie… O, już idzie.
- Gdzie wylądowałeś? — zapytali równocześnie Ron i Lisa.
- Na Nokturnie — odpowiedział za Harry’ego Hagrid.
- Fantastycznie! — zawołali razem Fred i George.
- Nam nigdy na to nie pozwolono — powiedział z zazdrością Ron.
- Ja myślę — zahuczał Hagrid.
     Nadbiegła pani Weasley. Torebka dyndała jej w jednej ręce, drugą ciągnęła za sobą Ginny.
- Och, Harry… kochanie… mogłeś się zgubić…
     Łapiąc z trudem oddech, wyciągnęła z torby wielką szczotkę do ubrań i zabrała się do oczyszczania ubrania Harry’ego z sadzy. Pan Weasley wziął pęknięte okulary Harry’ego, stuknął w nie swoją różdżką, kiedy mu je oddał, były jak nowe.
- No, na mnie już czas — oznajmił Hagrid, którego pani Weasley wciąż trzymała za rękę. — Do zobaczenia w Hogwarcie!
I odszedł wielkimi krokami, a jego ramiona i głowa wyrastały ponad tłum.
- Zgadnijcie, kogo widziałem u Borgina i Burkesa? — zapytał Harry Rona, Lisy i Hermiony kiedy szli po schodach do Gringotta. — Malfoya i jego ojca.
- Czy Lucjusz Malfoy coś kupił? — zapytał pan Weasley, idący za nimi.
- Nie, raczej sprzedawał.
- A więc strach go obleciał — powiedział pan Weasley z ponurą satysfakcją. — Och, tak bym chciał przyłapać na czymś Lucjusza Malfoya…
- Bądź ostrożny, Arturze — upomniała męża pani Weasley ostrym tonem, kiedy mijali kłaniającego się im nisko goblina. — Zawsze ci powtarzam, że nie warto porywać się z motyką na słońce.
- Więc uważasz, że nie mogę się mierzyć z Lucjuszem Malfoyem, tak? —oburzył się pan Weasley, ale w tym momencie jego uwagę pochłonął widok rodziców Hermiony, którzy stali przy kontuarze biegnącym przez całą długość marmurowej sali i czekali, aż Hermiona ich przedstawi. Wyglądali na lekko zdenerwowanych.
- Ojej, jesteście mugolami! — zawołał uradowany pan Weasley. — Musimy to oblać! Co was tutaj sprowadza? Ach, zmieniacie pieniądze mugoli… Molly, popatrz! — Wskazał na banknot dziesięciofuntowy w ręku pana Grangera.
- Spotkamy się tutaj, jak będziemy wracali — powiedział Ron Hermionie, kiedy pojawił się jeszcze jeden goblin, aby zaprowadzić Weasleyów, Harry’ego i Lisę do ich skrytek w podziemiach banku.
Do skrytek jechało się małymi, prowadzonymi przez gobliny wózkami, które toczyły się po miniaturowych szynach labiryntu podziemnych tuneli. Lisie bardzo podobała się jazda z zawrotną szybkością do skrytki Weasleyów, ale poczuła się okropnie kiedy ją otworzono. Wewnątrz była mała kupka srebrnych syklów i tylko jeden złoty galeon. Pani Weasley uważnie zbadała całą skrytkę, zanim zgarnęła wszystko, co w niej było do torebki. Następnie pojechali do skarbca Harry’ego, on też chyba poczuł się w takiej sytuacji okropnie, co starał się zasłonić całym sobą wnętrze, kiedy napełniał skórzana torbę. Na samym końcu zajechali do skarbca 231, który lisa odziedziczyła po rodzicach. I wtedy poczuła się jeszcze gorzej niż na samym początku, kiedy podobnie jak wcześniej Potter, napełniała sakiewkę pieniędzmi.
Na marmurowych schodach przed bankiem wszyscy się rozdzielili. Percy bąknął, że musi sobie kupić nowe pióro. Fred i George natknęli się na swojego przyjaciela z Hogwartu, Lee Jordana. Pani Weasley zabrała Ginny do sklepu z używanymi szatami. Pan Weasley nalegał, by Grangerowie skoczyli z nim na jednego do Dziurawego Kotła, a Lisa miała się spotkać z Mią.
- Spotkamy się wszyscy za godzinę w księgarni Esy i Floresy, żeby wam kupić książki — powiedziała pani Weasley, zanim odeszła z Ginny. — Tylko żebyście mi nawet nie zaglądali na ulicę Śmiertelnego Nokturnu! — krzyknęła za oddalającymi się szybko bliźniakami.
Lisa udała się do lodziarni Floriana Fortescue - w tym miejscu była umówiona z Mią. Kiedy tam doszła, Those już była i siedziała przy jednym ze stolików. Pogrążona w myślach, ocknęła się dopiero w momencie kiedy Lisa usiadła na krześle naprzeciwko niej.
- Za godzinę, mam być w księgarni Esy i Floresy. Mam nadzieję, że tyle czasu wystarczy ci na wyjaśnienia - powiedziała dość obojętnie.
- Postaram się streszczać, ale uprzedzam możemy być teraz obserwowane – ostrzegła Mia.
- Co? Jak?
Lisa poczuła się dziwnie nieswojo i już chciała dokładnie rozejrzeć się po okolicy, ale Mia chwyciła ją szybko za rękę i powiedziała:
- Spokojnie, weź głęboki wdech… Martin obiecał nas osłaniać… Nie po to cię uprzedziłam, żebyś teraz była w kręgu podejrzanych… Spróbuj się zachowywać choć trochę bardziej normalnie… Jakbyś dopiero co się ze mną w te wakacje spotkała… To bardzo ważne.
- Okey… Ale po pierwsze: o co tu do cholery, chodzi! Czemu jesteśmy obserwowane? Czemu miałbym być w kręgu jakiś podejrzanych? I najważniejsze: w co tyś się z Martinem wpakowała? – dziewczynka starała się nie wybuchnąć naraz złością i paniką, ale po wstępie Mii miał już poważne wątpliwości, czy powinna wiedzieć co jest grane. A przypomniawszy sobie, że musi zachowywać jakieś pozory spotkania dodała. – Jak spędzasz wakacje?
Ku zaskoczeniu kasztanowowłosej, Those wyraźnie się na sekundę rozluźniła i uśmiechnęła.
- Nie musisz zadawać takich pytań, nie jesteśmy podsłuchiwane. Jedynie możliwie, że obserwowane. Doceniam chęci… A teraz winna jestem ci kilka wyjaśnień. Ja z Martinem jesteśmy partnerami, tak jak już ci wspomniałam, ale oboje należymy do tajnego zgromadzenia - mniejsza o nazwę - ściśle podlegającego szefowi Biura Aurorów. Nawet sam Minister Magii nie do końca zadaje sobie sprawę z ogromu zgromadzenia. Agenci są niemal w każdym kraju świata… Ja i Marin zostaliśmy przydzieleni do specjalnej misji, dotyczącej Bractwa Cienia, którą stworzyli będący na wolności lub uniewinnieni Śmierciożercy. Niewykluczone, że także niektórzy zesłani do Azkabanu. Planują oni odrodzenie się idei Czarnego Pana. Ten raport, który musiałam napisać w twoje urodziny był o pewnych poszlakach, bardzo ważnych dla naszego zgromadzenia, ale niebezpiecznych dla członków Bractwa. Został on nie wątpliwie skradziony gdyż Adams ma świadków, którzy wiedzieli jak go odkłada. Podejrzewamy, no, ja mam pewne wątpliwości, ale Martin jest w stu procentach pewny, że dokumenty wykradł Lucjusz Malfoy. On po upadku Sama-Wiesz-Kogo zachował wysokie stanowisko i jest dość blisko Ministra Knota, więc czuje się pewnie.
- Rozumiem ogół sytuacji, ale czemu wam coś grozi, przecież….
- Nie zrozumiałaś – przerwała wypowiedz Lisy, Mia. – Jesteśmy spaleni, ja i Martin. Bractwo wie, że my wiemy więcej niż powinniśmy. Do tego mają raport… Musimy zachować pełnią ostrożność, dlatego nie mogłaś u mnie zostać. Pewne było, że zaczną obserwować mnie i Martina. Bractwo nie działa pochopnie, bo nie są liczni, ale ty jesteś jeszcze uczącą się czarownicą, do tego samą w domu. To dla nich łatwy cel. Nie mogłam ryzykować. Uświadomił mi to Martin. Dlatego u Weasley’ów jesteś bezpieczna. A Hogwarcie już na pewno nic ci nie będzie grozić.
- Ale czemu od razu mi nie powiedziałaś?… 
- Pomyślałam, że nie powinnaś wiedzieć, ale potem cały dzień się biłam z myślami, aż napisałam do ciebie list… Ministerstwo zajęło się tą sprawą. Mają przeszukiwać Malfoy’a, po tym mamy nadzieję, że sprawa się jakoś rozwiąże… Ale teraz zmykaj, bo Molly się zacznie niepokoić
Po tych słowach Mia odeszła pozostawiając po sobie tylko pucharek po lodach i mętlik myśli w głowie Lisy…
~~~~~~ 
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał :) 
Związku z ostatnim rozdziałem mam pewne pytanie,
 czy chcecie, aby pojawiały się takie fragmenty pamiętnika Lisy,
pisane w narracji pierwszoosobowej? 
Następny rozdział będę chciała, aby pojawił się jeszcze
w tym tygodniu, z racji tego, że zaczęłam już ferie
 i ma więcej czasu na pisanie.

6 komentarzy:

  1. Ulala, ciekawy rozdział! Bractwo Cienia... (Przypuszczam skąd wzięłaś inspirację na nazwę ;) ). Aż się boję wiedzieć czy Lisa ma z tym Bractwem coś wspólnego. No a poza tym, niezwykle ciekawy rozdział :) Totalne mnie rozwalił fragment o lataniu na miotle. Lisa nie da sobie w kaszę dmuchać, zadziorna jest ;)
    Z niecierpliwością czekam na dalsze rozdziały i życzę weny oraz powodzenia XD :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy twoje przypuszczenia są dobre, bo sama nie wiem skąd się wzięła moja inspiracja. XD
      Fragment o lataniu także uwarzam za udany. :)
      Dziękuje ♥

      Usuń
  2. Bractwo Cienia? Przerażasz mnie. xD Ciekawe czy to Bractwo ma coś wspólnego z Dziennikiem Ridle'a i Dziedzicem Slytherina. Rozdział jak zawsze fajny, życzę weny. :D I przy okazji zapraszam do mnie na nowy rozdział: http://colkalapy.blogspot.com/2016/01/rozdzia-x-bogin.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No pewne powiązanie będzie mieć, ale wszystko w swoim czasie.
      Dziękuje <3
      Ps. Już lecę czytać :)

      Usuń
  3. No to ty znów mnie zszokowałaś. Jak ty to robisz?!
    Zaczynam się martwić w co ta Mia się wpakowała. Mam nadzieje, że jednak nic Lisie nie zagrozi ... chociaż fajnie by było :D.
    Co do Freda ... kiedy on stał się taki opiekuńczy? Genialnie. Moment kiedy Fred mówi coś o ty Lockhartcie (nwn jak odmienić) i to spojrzenie jego mamy. Padałam ze śmiechu.
    Lisa, ach Lisa no co z Ciebie wyrośnie? Ten moment gdy grali na wzgórzu niesamowity.
    Wogule cały rozdział był taki niesamowity. Wogule niesamowicie się cieszę, że nareszcie nowy rozdział.
    Życzę ci niesamowicie dużo weny. Pozdrawiam i czekam na nexta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoje komentarze zawsze wywołują na mojej twarzy uśmiech, są takie motywujące. :)
      Uch... Lisa dopiero się rozkręca. :)
      Dziękuję <3

      Usuń

Obserwatorzy

Lydia Land of Grafic